Rozdział 24

423 38 5
                                    

Atak białej błyskawicy został poprzedzony cichutkim pomrukiem. Obietnicą śmierci.


Ostre pazury wbiły się w ciało napastnika w powietrzu, a masa ciała zwierzęcia odrzuciła go daleko od króla. Białe i śmiercionośne łapy wylądowały miękko na posadzce, tuż obok niedoszłego zabójcy. Mężczyzna chwytał ciężko powietrze. Czułam na sobie spojrzenie jego piwnych oczu, dopóki nie został on podniesiony przez dwóch krasnoludów. Ostrze splamione krwią upadło na posadzkę z głośnym brzękiem.

Zwierzę stojące pośrodku nawet nie spojrzało w stronę posła. Czerwone oczy wpatrywały się we mnie z natężeniem. Luna warknęła groźnie, strosząc sierść na grzbiecie. Powstrzymałam ją ruchem ręki. Król Thrór również wstrzymywał swoich żołnierzy od posłania w stronę lwa śmiercionośnych strzał.

Przełknęłam ślinę i wystąpiłam krok naprzód.

- Dlaczego wróciłeś? - spytałam tego, którego kiedyś uważałam za brata.

Nie odpowiedział od razu. W oczach koloru rubinu czaił się cień, którego dotąd tam nie zauważyłam. Z pyska białego lwa pociekła czerwona strużka.

- Pomóż mi - charknął, plując krwią.

Na jego ciele nie widziałam żadnych ran. Wyglądał na całkiem zdrowego, a jednak... jednak coś było nie tak. Na posadzkę upadły kolejne czerwone krople, tuż po gwałtownym kaszlu Ducha.

- Pomóż mi! - ryknął i upadł na ziemię. Jego ciałem wstrząsnęły gwałtowne dreszcze.

Nie zastanawiając się długo, rzuciłam się w jego stronę. Z paszczy lwa, pod wpływem kaszlu, tryskało coraz więcej krwi. Żołnierze powstrzymywani przez króla opuścili broń, ale nadal czekali w napięciu. Uklękłam przy białym lwie w ciemnej kałuży, która rozlewała się wokół niego. Położyłam sobie jego łeb na kolanach i zatopiłam dłoń w miękkiej grzywie. Lew szarpnął się konwulsyjnie.

Luna stała przed nami, nadal cicho warcząc. Patrzyła na Ducha, a on na nią.

- Duch - szepnęłam, na co on przymknął na chwilę oczy. - Jak mogę ci pomóc?

Pierś lwa unosiła się i opadała coraz rzadziej.

- Duch? - szturchnęłam go lekko. - Duch, nie zasypiaj, proszę cię. - Oddychał coraz słabiej i ciszej. Z jego pyska przestał lecieć krew - Duch, proszę cię, nie rób mi tego.

- On nie żyje - Luna szepnęła cicho i postąpiła krok w moją stronę.

Pokręciłam głową przecząco i pogłaskałam białego lwa po łbie.

- Nie - odpowiedziałam i zacisnęłam palce na jego grzywie. - On żyje. Nie umarł. On nie umarł...

Krasnoludy opuściły broń w milczeniu, przyglądając się tej scenie. Nagle poseł trzymany pod ramiona przez dwóch żołnierzy zgiął się wpół i krzyknął rozdzierająco. Upadł na ziemię, wyginając się w łuk, to zwijając w kłębek. Zaskoczone krasnoludy odsunęły się od niego o kilka kroków. Mężczyzna wił się i drżał konwulsyjnie, a jego krzyki przeszły w jęki i skomlenie. Przycisnęłam łeb martwego zwierzęcia mocniej do swojej piersi i obserwowałam uważnie postać na ziemi.

Tuż przed zastygnięciem w bezruchu mężczyzna spojrzał mi w oczy i pomimo bólu, jakiego doświadczał, uśmiechnął się, a w jego oczach błysnęła iskra. Poruszył ustami, z których wyszło jedno jedyne słowo, na którego dźwięk otworzyłam szerzej oczy.

- Ravena - szepnął i zamknął oczy.

Z pomiędzy uchylonych warg ciemnoskórego mężczyzny wychynęła maleńka strużka dymu, która po chwili ciemnymi kłębami skupiła się pod wysokim sklepieniem Galerii Królów. Ze środka ciemnego obłoku zaczął dobiegać cichy pomruk i co chwilę pojawiały się jasne przebłyski pomarańczowego światła. Wszystko wokół pociemniało, a przerażone krasnoludy zaczęły powoli cofać się do bramy.

Dzieci Aulëgo ➳ Król i Smok (Hobbit FanFiction) ~korekta~Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz