Rozdział 36

325 34 3
                                    

Robię to dla ciebie, kurdu.


Thorin nie miał wątpliwości, kto wypowiedział te słowa. Miał wrażenie, że jej głos został przyniesiony przez wiatr, lecz tylko on go usłyszał. Od tamtego momentu chodził niespokojnie na bramie, wciąż wypatrując powracających wojowników. Draco patrzył na niego uważnie. On również zaczął się niepokoić o siostrę.

Z blanków nie można było dostrzec bitwy, jaka rozgrywała się za wschodnimi wzgórzami. Słychać było jedynie szczęk mieczy i krzyki, oraz kwiki zwierząt. Wiatr szamotał niespokojnie proporcami ze srebrnymi gwiazdami Durina.

Na horyzoncie pojawili się żołnierze. Wreszcie.

Na samym przedzie jechał Nain. Jego ruda broda splamiona była krwią, lecz pod wąsami krył się uśmiech. Wojownikom, podążającym za nim, nie było jednak do śmiechu. Niektórzy przytrzymywali przed sobą rannych, lub prawie spadali z siodeł swych wierzchowców.

- Nainie! - zakrzyknął Thráin.

Władca Żelaznych Wzgórz zeskoczył z grzbietu swego dzika. Był on chyba jedynym krasnoludem, który uśmiechał się tak szeroko. Thrór zatknął palce za pas, gdy wraz z synem podeszli do rudobrodego wojownika.

- Walka była z góry przesądzona. Nie mieli szans - rzekł Nain. - Ale paru chłopców nie przeżyło. Kilku jest też poważnie rannych.

- Paru chłopców? - spytał Thráin, któremu nie było do śmiechu.

Widział, że były duże straty. Wyszukiwał też również w tłumie jeźdźca w czarnym płaszczu, lecz nigdzie nie mógł go dojrzeć. Draco stanął obok niego.

- A gdzie Nika? - spytał.

Z twarzy Naina ktoś zdmuchnął uśmiech. W jego bladobłękitnych oczach król Terramoru dojrzał to, czego się obawiał. Władca Żelaznych Wzgórz pokręcił głową ze smutkiem.

- Co się z nią stało?

Thorin stał za nimi z zaciśniętymi pięściami. Jego błękitne spojrzenie przewiercało Naina na wskroś tak bardzo, że ten się wzdrygnął. Thráin podszedł do niego, kładąc mu rękę na ramieniu.

- Walczyła na skraju urwiska. Możliwe, że spadła. Nie było jej na pewno wśród poległych.

- Jeżeli spadła, trzeba jej poszukać na brzegu rzeki. Prawda, ojcze? - książę spojrzał z nadzieją w oczach na krasnoluda w szkarłatnej zbroi.

Ten westchnął, nasilając nacisk swej dłoni na ramieniu syna. Kiedy otworzył usta, aby odpowiedzieć, przerwał mu dźwięk rogu i szczęk otwieranej bramy.

Wszyscy zwrócili swe spojrzenia na przybyłych do królestwa. I wszyscy otworzyli oczy w zdumieniu.

Thranduil, elfi król Leśnej Puszczy, wyprostował się w siodle na grzbiecie swego ogromnego jelenia. Za nim pojawili się elfi żołnierze, którzy podtrzymywali rannych jeźdźców skrzydlatej armii. Musieli przybyć spod Strażnicy.

- Wasze wysokości! - zakrzyknął, a jego głos poniósł się echem po wnętrzu miasta, odbijając się od kamiennych ścian. Zeskoczył ze swego jelenia i skłonił głowę, choć zrobił to trochę sztywno.

- Lord Thranduil - mruknął Thrór pod nosem.

- Północna Strażnica zabezpieczona - rozejrzał się i zmrużył oczy, nie widząc jej wśród władców. - A gdzie jest Nika?

Thráin wyprostował się, puszczając ramię syna i stając przed księciem. Król krasnoludów spojrzał na Draco, który westchnął cicho.

- Nie dotarła do Ereboru. Podobno spadła do rzeki.

Dzieci Aulëgo ➳ Król i Smok (Hobbit FanFiction) ~korekta~Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz