Rozdział 25

404 33 0
                                    


Księżyc przeglądał się w leniwie płynącej Leśnej Rzece. Chmury jednak nie dawały mu spokoju, co chwila przesłaniając widok. Wtedy, gdy księżyca nie było widać na niebie, cały świat pogrążony był w ciemności. Złowrogie cienie wyłaziły z lasu, jęki i zawodzenia słyszano na polach, a pomiędzy drzewami lśniły oczy drapieżników. Jednak w blasku księżyca te złowrogie cienie stawały się na powrót maleńkimi nocnymi zwierzątkami, a jęki i zawodzenia zwykłym szelestem koron drzew.

Pośród tego cichego szumu liści księżyc usłyszał wołanie. Spojrzał w dół, na brzeg rzeki. Stała tam jedna z jego córek, Matka Mrocznych. Posłał w jej stronę srebrzysty promyk światła, który rozświetlił jej grzywę. Obok niej stały jeszcze dwa inne lwy.

Tara przemówiła do niego bezgłośnie, prosząc o pomoc. Księżyc zwrócił uwagę na to, co niosła na grzbiecie. To był człowiek. Przyjrzał się uważniej. Kobieta. Blada i zimna, bez życia. Znał ją. Nika, tak się nazywała.

Lwica powtórzyła swoją prośbę, ale księżyc nie odpowiedział od razu. Znów zakryła go chmura, dając mu chwilę do namysłu. Spodziewał się jej już od dawna, bo była zapowiedziana przez ojca.

~ Nie pozwól mej córce odejść. Jeszcze nie czas... ~ usłyszał cichy, lecz mocny i władczy głos. Znał go bardzo dobrze; słyszał słowa ubrane w ten głos, gdy Khuzdy zostały wysłane na ziemię.

Nie kazał Tarze czekać długo.


Luna i Alexander zostali na brzegu, podczas gdy Tara weszła powoli do wody. Po chwili lwica zanurzyła się cała i zniknęła na dobre kilka chwil. Księżyc wskazał jej drogę, oświetlając dno rzeki swoim srebrzystym światłem. Lew delikatnie chwycił w zęby ramię dziewczyny i ułożył ją na piasku. Odbił się mocno swoimi tylnymi łapami od dna i wyskoczył na powierzchnię. Już nie był potrzebny.

Gdy piasek opadł, księżyc oświetlił postać dziewczyny. Była trupio blada, usta miała sine i nic nie wskazywało na to, że kiedyś znów będzie oddychać. Lecz bardzo przypominała swego ojca. Srebrzyste światło przeniknęło jej ubranie i ciało, aż dotarło do jej duszy. Nie była niewinna. Zabijała. Miała w sobie ogromną moc. Potrafiła kochać i przebaczać. W pewien sposób była dobra. Księżyc wdarł się jeszcze głębiej, odczytując jej historię, poszukując tej jednej rzeczy, która by go przekonała. On mu powiedział, żeby to zrobił, żeby się do niej przekonał i mu zaufał. A więc szukał jednej małej myśli, czy strzępku wspomnienia.

I znalazł.


Nie mogę ocalić świata, mistrzu. Jedyne, co umiem robić, to zabijanie. Ty mnie tego nauczyłeś i ja postaram się zrobić z tego jakiś użytek. Wiem, że magia może mną zawładnąć i na pewno kiedyś tak się stanie, ale nie mogę siedzieć i patrzeć z założonymi rękami na zło wokół siebie. Nawet, gdy tym złem jestem ja. Jednak jestem tylko człowiekiem, a przynajmniej staram się taka być, i będę popełniać błędy, na których będę się uczyć. Tak, jak każdy.


Światło powoli wypełniło dziewczynę. Księżyc przywołał ją do siebie i zaczęła się unosić. Dziwił się jej. Miała władzę i nieograniczoną moc w zasięgu ręki. Czemu miała by z niej nie skorzystać?

Jej czarne włosy falowały w wodzie, a jego promienie wypełniły ciało dziewczyny, lecząc ją od wewnątrz. Zabliźniły się stare i nowe rany. Organizm znów zaczął pracować. Księżyc usunął wszelkie skazy na jej bladej skórze, pozostawiając ją czystą i lśniącą jego blaskiem. Nika uniosła się ponad taflę wody. Cała była światłem; białym, oślepiającym blaskiem. Wiatr cicho westchnął w koronach drzew, podziwiając zachwycające dzieło księżyca.

Dzieci Aulëgo ➳ Król i Smok (Hobbit FanFiction) ~korekta~Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz