Rozdział 21

421 41 5
                                    

Strażnicy, stojący pod wejściem do zbrojowni, stanęli na baczność na nasz widok i podążyli za nami schodami w górę. Wyszliśmy do sali tronowej króla. Czekali tam na nas. Balin, Thrór i Thráin, oraz jakiś tuzin żołnierzy, wraz z sir Ludwikiem. Kal skrzeknął i rozłożył skrzydła na mój widok. Siedział na królewskim tronie, tuż nad jaśniejącym arcyklejnotem.

Thorin stanął obok mnie, trzymając mój miecz w pochwie z czarnej skóry.

- Gotowa? - spytał król Thrór patrząc na mnie. Skinęłam głową, a on polecił otworzyć główne wrota.

Za nimi, przy samych drzwiach, czekali żołnierze. Wszyscy. Krasnoludy i ludzie. Gilian stał wśród nich, patrząc na mnie z podziwem. Kiedy wyszłam, zaczęli mi skandować różnymi okrzykami. Całe osiemdziesiąt tysięcy żołnierzy; rosłych i silnych mężczyzn.

Przy bramie czekały na nas kuce. Mnie trafiła się piękna biała klacz o smukłym pysku. Spojrzała na mnie swoimi czarnymi oczyma i parsknęła cicho. Podrapałam ją po nosie i wzięłam wodze od krasnoluda, który ją pilnował. Wskoczyłam lekko na siodło i poczekałam na strażników, aż otworzą bramę. Razem ze mną jechał Thorin i jego ojciec, w otoczeniu pół tuzina żołnierzy.

Kal krzyknął głośno przebijając zgiełk, jaki stworzyli żołnierze wokół nas. Furta z głośnym jękiem zaczęła się powoli otwierać. Uderzył mnie zapach świeżego powietrza i chłodny, orzeźwiający wiatr. Klacz ruszyła wolnym stępem i przeszła w kłus. Wyjechaliśmy na zalaną słońcem drogę, wyłożoną kamieniami. Thráin wraz z Thorinem wyprzedzili mnie, prowadząc na skały przy rzece.

Przejechaliśmy przez most i skręciliśmy w lewo. Żołnierze z Ereboru otoczyli nas i poprowadzili wzdłuż brzegu rzeki. Nie minęło wiele czasu, zanim ujrzałam skały. Jedna z nich górowała nad wszystkimi, rzucając cień wokół siebie. Przy niej porozrzucanych było kilka mniejszych głazów.

Naprzeciwko rozłożyli się Regemowie. Sztandary ze złocistymi koronami na czerwonym tle łopotały na wietrze. Eliarus już tam czekał. Siedział po drugiej stronie, czekając na nas. Zabrał ze sobą dziesięciu swoich ludzi, w tym także i posła, który stał obok niego. Przy nim stał syn brata Eliarusa, Rand Regem. Dwadzieścia pięć lat temu jego ojciec osierocił małego chłopca, ginąc gdzieś na polowaniu. Matka Randa była nieznana. Podobno nie wolno go było lekceważyć w walce, bo jego wuj zadbał bardzo dobrze o wyszkolenie chłopaka na świetnego wojownika.

U stóp Eliarusa leżał Duch. Podniósł łeb na mój widok i machnął ogonem. Zmrużyłam oczy, oddychając głęboko, a on odpowiedział mi cichym warknięciem.

Gdy zsiadłam z konia, Eliarus się podniósł. Jego złota zbroja lśniła w słońcu. Na piersi wyrzeźbioną miał koronę. Kal wylądował z łopotem skrzydeł przy głazie, obok którego stałam. Syknął na widok białego lwa.


Thorin stanął obok mnie z moim mieczem w rękach. Zacisnęłam palce na uchwycie tarczy i sięgnęłam po rękojeść. Ostrze cicho syknęło i błysnęło w blasku słońca, gdy je wyciągnęłam. Eliarus już wyszedł mi na spotkanie.

Walkę mieliśmy stoczyć na starym dziedzińcu otoczonym głazami. Krasnoludy kiedyś chciały zrobić tu most, ale okazało się, że w tym miejscu rzeka wylewa obficie, więc porzuciły ten pomysł, pozostawiając po sobie starą drogę. Po mojej prawej stronie piętrzyła się wysoka skała, a wokół niej leżało kilka mniejszych i większych kamieni. Przede mną zaś był brukowany placyk, a gdzieniegdzie spomiędzy kamieni wyrastała trawa.

Spokojnie wyszłam lordowi naprzeciw. Zaczęliśmy się do siebie zbliżać, okrążając się wzajemnie. Wyglądaliśmy, jak koty gotujące się do walki.

Dzieci Aulëgo ➳ Król i Smok (Hobbit FanFiction) ~korekta~Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz