Rozdział 40

305 33 0
                                    

Nie brałam udziału w odbiciu miasta. Razem z Tarą i jej dwoma Synami stałyśmy na wzgórzu, obserwując z daleka, jak uliczki Dal spływają krwią złotych żołnierzy. Czarne lwy z łatwością przedostały się za mury miasta, rozszarpując każdego na swej drodze. Armia Regemów, składająca się w większej części z Berków, stała pod Ereborem, tuż naprzeciwko zdziesiątkowanej armii elfów.

Dostrzegłam również kilka maleńkich postaci, które stały pomiędzy pierwszymi liniami wojsk. Zmrużyłam oczy, rozpoznając kilka z nich. Tara również je zauważyła. Te, które stały bliżej armii Regemów, odwróciły się nagle, kierując w stronę wojska. Rand jechał na przedzie i mogłam się tylko domyślać, co czuł, kiedy w powietrzu rozległ się przerywany dźwięk rogu jego ludzi, wzywających pomoc.

Tara zaczęła węszyć, strzygąc uszami.

- Rzeź ma się ku końcowi - powiedziała, mając na myśli Dal.

Zmrużyłam oczy, zauważając błysk miecza, uniesionego w górę, tuż przed armią Regemów. Rand dał rozkaz i ruszyli naprzód.

- Nie. Ona się dopiero zaczęła.

***

Minutę później pędziłyśmy wąskimi uliczkami Dal na drugą stronę miasta. Słodki zapach krwi przyprawiał mnie o mdłości, więc przytuliłam się do grzbietu Tary. Nie pierwszy raz jechałam na czarnym lwie, jednak białogrzywa lwica była o wiele większa od Luny czy Alexa. Jej ruchy były płynne, z każdym krokiem odbijała się lekko, jakby latała. Czułam, że gdybym jechała na niej dłużej, to bym pewnie zasnęła.

Nikt nie spał tej nocy. Razem z lwami tropiliśmy resztki Łowców po lesie. Nie było to zadanie łatwe, a podczas niego zginęło jeszcze wiele dużych kotów. Ich ciała, podobnie jak Luny, zmieniły się w srebrny pył i umknęły ku górze.

Kiedy wreszcie dotarłyśmy na mury miasta, ze złotej armii, która zajęła Dal, zostało kilku pojedynczych żołnierzy. A oni i tak nie pożyli zbyt długo.

Znajdowałyśmy się nad główną bramą, od której wychodził kamienny most, prowadzący na brukowaną drogę do Ereboru. Rand posłał część swego złotego wojska w naszą stronę. Pierwsze szeregi już się starły. Lekki, chłodny wiatr przywiódł ze sobą bojowe okrzyki krasnoludów i oczywiście wyzwiska. Miałam wrażenie, że najgłośniejszym z nich był Nain, choć nie dałabym sobie za to głowy uciąć. Krótkie kosmyki, których nie złapałam podczas wiązania górnej części włosów, poderwały się do tańca.

Alexander pojawił się obok. Jego czarna grzywa była posklejana, a cały pysk lśnił od krwi zabitych ofiar. Warknął, nie odrywając wzroku od nadchodzących oddziałów.

- Musimy się dostać pod bramę - powiedziałam, sięgając ręką za siebie.

Odpowiedzią ze strony lwów był głęboki warkot. Poczułam pod palcami skórzaną rękojeść Smoczego Kła. Wysunęłam ostrze powoli, wsłuchując się w jego cichy syk. Kiedy zalśnił w blasku słońca, wzywając resztę naszego stada, Tara napięła mięśnie, gotując się do skoku.

Lot był krótki, a lądowanie miękkie. Przytuliłam się do jej grzbietu, mocniej chwytając się białej grzywy jedną ręką. Drugą trzymałam delikatnie uniesioną w powietrzu tak, aby ostrze nie zraniło żadnej z nas.

Stado ruszyło za nami, warcząc wściekle. Pierwszy szereg złotych żołnierzy, którzy zobaczyli i rozpoznali nadchodzącą śmierć, zaczęło się cofać, lecz na próżno. Reszta oddziału spychała ich w naszą stronę.

Spojrzałam w oczy temu najbardziej wysuniętemu. Były szeroko otwarte, pełne łez i strachu. Zamachnęłam się, prowadząc ostrze tak, żeby przeciąć go na pół.

Dzieci Aulëgo ➳ Król i Smok (Hobbit FanFiction) ~korekta~Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz