Z bezbarwnego snu wyrwało mnie skrzypienie drzwi.
- Pobudka! - krzyknął Daltor, a na głowę znowu wylano mi kubeł wody. Nie mogłam poruszyć rękami z powodu bólu, a plecy paliły żywym ogniem z każdym najmniejszym ruchem.
Krasnolud ustawiał coś pod ścianą. Poczułam w nozdrzach zapach dymu. Przełknęłam ślinę, starając się nawilżyć opuchnięte gardło. Ktoś chwycił mnie za włosy i odchylił głowę do tyłu. Drugi mężczyzna wcisnął mi do ust kawałek szmatki i zawiązał mocno z tyłu głowy.
- No i jak się spało? - spytała żmija. Poprawiłam sobie w ustach knebel i nie odpowiedziałam. Krasnolud zbliżył się. Kątem oka zauważyłam jakiś długi przedmiot w jego dłoni. Przedmiot z dymiącym końcem.
Daltor wykrzywił usta w uśmiechu i przyłożył rozpalony pręt do mojego brzucha. Szmatka nie zdążyła powstrzymać mojego krzyku bólu. Krasnolud oderwał narzędzie od skóry i przyłożył go w innym miejscu, nie dając mi przerwy na oddech. Jęknęłam. Żmija syknęła na kogoś z tyłu. Pojawił się kolejny mężczyzna.
Zamknęłam oczy. Tym razem przyłożył mi rozgrzany pręt do pleców.
Pomyśl o czymś. Odpłyń. Skup się.
Powtarzałam sobie te słowa, dopóki nie zemdlałam.
Pamiętam tylko ból.
Nie jadłam nic, ale jedzenie było teraz moim najmniejszym zmartwieniem. Żołnierze bili mnie za każdym razem, gdy się obudziłam. Żaden z nich nie wpadł na to, żeby chociaż na chwilę poluzować kajdany. Moje nadgarstki stały się jedną masą zakrzepłej krwi i zdartej skóry. Niektóre z ran w ogóle się nie goiły, usta miałam spuchnięte i wysuszone, a plecy paliły mnie, nie pozwalając odpocząć.
Straciłam rachubę. Dla mnie teraz każda chwila stawała się dniem, a każda godzina tygodniem. Byłam sama. Nikt mnie nie szukał, nikt o mnie nie pamiętał. Daltor miał rację. Jestem nikim. Umrę tutaj w ciemności, wyjąc z bólu.
Każda rana mi o kimś przypominała. O kimś, o kim dawno zapomniałam. W pamięci zachowało się tylko mgliste wspomnienie czarnego morza o silnym i kojącym zapachu bezpieczeństwa, oraz o błękitnych oczach pełnych ciepła.
Ktoś wylał na mnie kolejny raz kubeł zimnej wody. Obudziłam się, parskając. I wtedy go zobaczyłam.
Krasnoluda trzymało czterech mężczyzn. Starał się im wyrwać, ale było ich zbyt dużo. Miał szarą brodę i krzaczaste brwi, a na ramiona zarzucił ciemny płaszcz z kapturem.
Daltor uniósł moją głowę za włosy.
- No, Balinie, przypatrz się uważnie - powiedział. Zacisnęłam zęby na kneblu w ustach. Krasnolud napotkał moje spojrzenie. Zamknęłam oczy, starając się nie wyobrażać sobie, jak wyglądam w jego oczach. - Dziwka dała się złapać. Było to dziecinnie proste - Daltor puścił mnie, a ja unikałam wzroku starego przyjaciela.
- Pomijając fakt, że przypłaciłeś to życiem pięciorga swoich ludzi - powiedział Balin, ale dostał za to mocny kopniak w brzuch.
Daltor prychnął i odwrócił się w moją stronę. Odpiął powoli bat od swojego pasa. Zacisnęłam oczy jeszcze mocniej.
- No, ale ktoś musi zapłacić za śmierć strażników, nieprawdaż? - przełknęłam ślinę, nie mogąc pohamować drżenia. Stanął za moimi plecami, a ktoś podwinął mi koszulę do góry, ukazując niezagojone jeszcze rany.
Balin zaczął się wyrywać, ale spętano mu dłonie za plecami.
- Nie! - krzyczał. - Ona jest niewinna. Zostaw ją w spokoju! - Daltor zaśmiał się i strzelił mi koło ucha batem. Wzdrygnęłam się.
- Ona jest tak samo niewinna, jak ja, drogi Balinie - odrzekł Daltor, a krasnolud zamilkł. - To ilu strażników nie żyje? - spytał mężczyznę stojącego za Balinem.
- Pięciu, lordzie - odpowiedział po chwili zastanowienia.
- Pięciu - rzekł Daltor i wziął głęboki oddech. - No dobrze. Niech będzie dziesięć batów za każdego z nich.
Pierwsze uderzenie przyjęłam z jękiem bólu.
Za drugim razem zaczęłam wspominać.
Trzy białe płatki śniegu.
Cztery konie w stajni królewskiej.
Pięć kolorowych motyli.
...
Trzynaście psów na ulicy.
Czternaście białych róż.
...
Dwadzieścia sześć małych brylancików na sukni.
...
Trzydzieści srebrnych zbroi w skarbcu.
Trzydzieści jeden skrzyń złota.
...
Czterdzieści pięć siodeł w stajni.
Czterdzieści sześć czerwonych i białych róż w bukiecie.
...
Czterdzieści dziewięć świeczek w świątyni.
Pięćdziesiąt białych i czarnych owiec na pastwisku.
Wisiałam na nadgarstkach, przyjmując kolejną falę ognia z każdym oddechem. Pięćdziesiąt batów. Pięćdziesiąt stalowych prętów rozgrzanych do białości.
Daltor podszedł do Balina i uderzył go w twarz. Krasnolud upadł na ziemię, nieprzytomny. Gdy żmija wyszła, zamknęłam oczy.
Obudziło mnie delikatne łaskotanie na policzku. Ktoś mi wyjął knebel z ust.
- Masz. Pij - ów ktoś przyłożył mi coś zimnego do warg. Zimna i orzeźwiająca woda nawilżyła mi gardło. O mało się nie zakrztusiłam, próbując ochłodzić nią sobie swoje spękane usta. - Spokojnie. Powoli.
Otworzyłam oczy. W celi paliła się tylko jedna pochodnia, która rzucała nikłe światło na twarz Balina i na drzwi za jego plecami.
- Balin - wychrypiałam. Krasnolud uśmiechnął się lekko. Był tu ktoś, kogo znałam. Daltor nie miał racji. Nie byłam sama. Ktoś mnie szukał.
- Nic nie mów - rzekł. - Wyciągnę cię stąd.
Zmarszczyłam brwi.
- Jak? - spytałam cicho. Balin pokazał z uśmiechem pęk kluczy.
Jęknęłam cicho, czując pieczenie w nadgarstkach, gdy krasnolud uwolnił moje ręce. Zachwiałam się, ale mnie złapał. Przełożył sobie moje ramię przez głowę i pomógł mi dojść do drzwi. Czułam, jak krew pulsuje w moich ranach, a zdrętwiałe kończyny zaczynają powoli dochodzić do siebie.
Oparłam się ciężko o ścianę przy wyjściu, a Balin zaczął szperać przy zamku.
- Gdzie jesteśmy? - spytałam krasnoluda. Ten sapnął cicho.
- Daltor wydał mi się podejrzany - odrzekł po chwili - więc zacząłem go śledzić. Jesteśmy w Ereborze. W starej piwnicy, jeszcze sprzed lat narodzin Thorina. Pod kopalniami.
Przymknęłam oczy na chwilę. Miałam ochotę zasnąć. Odłączyć się na chwilę od tego wszystkiego i odpocząć.
Zamek puścił wreszcie i drzwi skrzypnęły, wyrywając mnie z odrętwienia.
- Wyjście jest na lewo. To będzie długi, pusty korytarz, a za nim pojawią się kolejne drzwi i schody na górę. Na końcu powinien czekać Dwalin. On zabierze nas do domu.
Dom. Jak ja dawno nie słyszałam tego słowa.
CZYTASZ
Dzieci Aulëgo ➳ Król i Smok (Hobbit FanFiction) ~korekta~
FanfictionNika była Strażniczką króla Thróra. Po drobnej sprzeczce - za którą groziła jej kara śmierci oraz natychmiastowe zwolnienie ze stanowiska - wyrusza w celu uratowania księcia Thorina z rąk orków. Po paru drastycznych przygodach w lochach Ereboru okaz...