Nie biegłyśmy zbyt długo. Przylgnęłam do grzbietu Luny, wplatając palce w jej czarną i gęstą grzywę. Zacisnęłam mocno łydki do jej boków. Starałam się ignorować ból w rannej nodze, jednak i tak krzywiłam się, gdy lew zmieniał tempo, lub przeskakiwał przeszkody. Kierowałyśmy się w górę rzeki, do lasu.
Kiedy znalazłyśmy się wśród drzew, podniosłam głowę zaniepokojona. Było tam zbyt cicho. Wyczuwałam w powietrzu coś dziwnego i niebezpiecznego. Zacisnęłam zęby.
Ja też to czuję, Luna nie zwolniła, lecz też nie przyspieszyła. Zabieram cię do Tary. Tam zrobimy coś z twoją nogą i ruszymy o świcie na górę.
Zacisnęłam palce mocniej na jej grzywie.
Nie słyszałam nic, prócz cichego świstu, gdy spadła na nas sieć. Nie wiedziałam skąd, nie wiedziałam jak. Pojawiła się nagle. Luna się przewróciła, a ja spadłam z jej grzbietu. Plątałyśmy się obie w sieci, ale udało mi się wyciągnąć nóż z buta i przeciąć ją w kilku miejscach.
Najgorsze było uczucie strachu, ściskające mi gardło i nie pozwalające zaczerpnąć powietrza. Czemu się tak bałam?
Nawet nie zdążyłam się wyprostować, gdy pierwszy z nich wyszedł zza drzewa. Za nami pojawiło się jeszcze kilku. Otworzyłam szerzej oczy i spojrzałam na Lunę, która warknęła groźnie. Ona też się bała.
Bo to byli Łowcy. Szkoleni całe życie do tropienia i zabijania, oraz torturowania i, co najważniejsze, sprawiania, że ofiara bała się od samego patrzenia. Spotkałam kiedyś takiego Łowcę. I ledwo to spotkanie przeżyłam.
Wyciągnęłam jeden z mieczy od Draco i stanęłam w gotowości. Jeden z nich stanął przede mną. Nie był Łowcą. Poznałam to po krótkim, dziwnie zakrzywionym mieczu przy pasie. Nie miał również charakterystycznego, ciemnozielonego płaszcza w plamki, jaki pomagał wtapiać się w leśną gęstwinę. A to było bardzo pomocne w polowaniach.
Spod jego czarnego kaptura lśniły złowrogo czujne oczy. Zacisnęłam dłonie na rękojeści miecza i odetchnęłam głęboko.
Na początku atakowali pojedynczo. Zabiłam może dwóch Łowców, podcinając im nogi i przebijając ich gardła, dopóki kilku nie rzuciło się na nas jednocześnie. Byli szybcy i zwinni, unikali moich ciosów i próbowali mnie zranić.
Próbowali.
Żadne wrogie ostrze nie dotknęło mojej skóry. Natomiast Luna nie miała tyle szczęścia, bo na niej skupił się atak.
Nagle usłyszałam jej krzyk. Rozbrzmiał w mojej głowie i spłoszył zaspane ptaki w gałęziach drzew, które już szykowały się do snu.
A potem wszystko ucichło.
Czułam tępe pulsowanie w czaszce, które atakowało coraz mocniej za każdym razem, gdy otwierałam oczy. Ból wzmocnił tylko silny cios w skroń, pod którym upadłam na ziemię. Narastający szum doprowadzał mnie do szału, noga doprowadzała mnie do szału, ale rozsierdził mnie jeszcze bardziej kolejny krzyk. Jej krzyk.
Luna!, spróbowałam do niej dotrzeć poprzez myśli, lecz nic z tego. Odepchnęła mnie na bok, a ja nie byłam wystarczająco silna, aby przełamać jej barierę.
Podparłam się rękami o ziemię, próbując wstać. Kopniak w brzuch pozbawił mnie powietrza w płucach i nadziei na powstanie. Upadłam na plecy, walcząc o oddech.
Ból i szum w głowie zniknęły, rozwiane przez podmuch chłodnego wiatru. Otworzyłam oczy. Zobaczyłam ostry czubek ostrza przed oczami. Oczy postaci pochylającej się nade mną zabłysły, gdy łowca podniósł miecz do zadania ciosu. Nie chciałam na niego patrzeć, więc odwróciłam głowę, szukając Luny.
Księżycowe oczy spotkały moje. Ona również leżała, oddychając ciężko. Łapy miała splątane przez sieć, z jej boku wystawała złamana włócznia, a przez oko i nos przechodziło głębokie cięcie, z którego sączyła się krew. Ona cała leżała w ciemnej kałuży. Przełknęłam ślinę, wyciągając rękę w jej stronę. Luna wzięła głęboki wdech i rozluźniła się. Przymknęłam oczy, uśmiechając się szeroko. Jedna słona łza spłynęła mi po policzku.
Przynajmniej umieramy razem.
Mój cichy głos przebił się przez jej barierę.
Do końca.
Czarny lew przymknął oczy, posyłając swe ostatnie słowa.
A potem z góry spadł cios.
Ostrze zatopiło się w ciele, przebijając wiele organów, w tym serce. Jego wolny rytm zaczął powoli słabnąć, aż ustał całkowicie. Pierś uniosła się po raz ostatni. Oczy przekazały siostrze swoją miłość, zanim zamknęły się już na zawsze. Kończyny opadły bezwładnie na ziemię, rozluźnione.
Nastał spokój. I cisza.
Księżyc spojrzał z góry na swą córkę, posyłając w jej stronę białe światło. Ono objęło ją całą, pozwalając odpocząć. Zniknął ból, zniknął strach.
Nastał spokój.
CZYTASZ
Dzieci Aulëgo ➳ Król i Smok (Hobbit FanFiction) ~korekta~
FanfictionNika była Strażniczką króla Thróra. Po drobnej sprzeczce - za którą groziła jej kara śmierci oraz natychmiastowe zwolnienie ze stanowiska - wyrusza w celu uratowania księcia Thorina z rąk orków. Po paru drastycznych przygodach w lochach Ereboru okaz...