Rozdział 18

458 42 1
                                    

Król wstał z tronu i cicho szeptał z Balinem na boku. Thráin pociągnął mnie za sobą i razem z nim wyszłam z sali. Skierowaliśmy się w dół, do kopalń i kuźni. Po drodze dołączył do nas Thorin z Balinem.

- Skąd znasz dragaimski? - spytałam Balina.

On uśmiechnął się, wspominając.

- Dawno temu zostałem wysłany w sprawach politycznych gdzieś na północ. Już nie pamiętam, o co chodziło, ale musiałem się nauczyć tego języka.

- To się stało jeszcze przed narodzinami Thorina - dodał Thráin, skręcając w szeroki korytarz. Po prawej była przepaść, kolejny szyb kopalniany prowadzący w głąb ziemi. Ostatnim razem, gdy odwiedziłam to miejsce, było ono pełne górników i kowali, robotników zatrudnionych do niebezpiecznej pracy.

Do moich uszu dochodziły metaliczne odgłosy, a w powietrzu unosił się zapach siarki i żelaza. Dochodziliśmy do kuźni. Minęliśmy ogromną kratę zrobioną z żelaza. Ochraniała ona przejście do ogromnych pieców, które pracowały nieprzerwanie. Z kilkunastu zostały trzy aktywne i kilku robotników kręciło się wokół nich.

Obok kuźni znajdowała się zbrojownia, w której ostrzyło miecze paru krasnoludów. Na widok Thráina i Thorina skłonili głowy, przerywając na chwilę pracę, aby potem znów się za nią zabrać.

- Moi panowie! - wykrzyknął krasnolud o bujnej, szarobrązowej brodzie i ciemnych oczach. Miał na sobie usmolony kaftan.

Skłonił się przed Thráinem.

- Mamy dla ciebie zadanie, Garrelu.

W kuźni panowało gorąco. Źródłami światła były tu trzy ogromne piece.

- A więc słucham, wasza wysokość.

- Potrzeba nam zbroi.

Garrel uśmiechnął się pod wąsem i zatknął palce za pas.

- To nie powinno być problemem, wasza wysokość.

- Nika potrzebuje zbroi na jutrzejsze południe.

Brwi kowala podniosły się w górę. Splotłam ręce na piersi, prostując się. Na chwilę spojrzał mi w oczy, a potem mruknął coś pod nosem. Zatarł ręce.

- Na jutro, tak? Zostało nam mało czasu. - spojrzał na Thráina. - A więc na co czekamy?


Krasnolud imieniem Gerard zmierzył mi obwód w talii, długość w ramionach i wysokość, a nawet obwód głowy.

- Jest drobnej budowy, o wiele słabsza od typowego wojownika, czyli nie mogę użyć zwykłej stali, czy żelaza - mówił Gerard, gdy skończył.

- Trzeba zrobić tarczę i miecz, najlepiej dwuręczny. Nie wspominając już o zbroi - mruknął Garrel. Pocierał podbródek, uważnie na mnie patrząc.

Myślał.

- Mithril.

Wszystkie spojrzenia skierowały się na Thorina. On wzruszył ramionami.

- Mithril, czy sanzigil jak wolicie - powtórzył. - Sam powiedziałeś Gerardzie, że jest zbyt słaba, aby udźwignąć ciężar zwykłej stali. A mithril jest bardzo lekki i będzie się dla niej nadawał.

Thráin spojrzał na swojego syna. Miałam wrażenie, że dostrzegam w jego oczach iskierki dumy. Ja natomiast nie wiedziałam, co powiedzieć. Jeszcze nie widziałam żadnej zbroi z mithrilu. Był on zbyt cenny. Robiło się z niego kolczugi i jakieś małe sztylety, lub drobne ozdoby.

Dzieci Aulëgo ➳ Król i Smok (Hobbit FanFiction) ~korekta~Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz