Rozdział 57

386 26 15
                                    

Pov. Gazelle

Kiedy odszedł od stołu ogarnęło mnie lekkie zmartwienie, połączone z zdziwieniem. Pierwszy raz tak zareagował i wziął cokolwiek do siebie. Nie sądziłem, że mam na niego tak wielki wpływ i, aż tak moje słowa go dobiją... Niezbyt mi się uśmiechało za nim iść, ale przecież to z mojej winy wyszedł. Do tego to mój chłopak, źle go potraktowałem. Wstałem, wtedy właśnie usłyszałem jego krzyki, wyszedłem natychmiast.

-Burn- nagle zostałem szarpnięty i przywalony o ścianę z głośnym hukiem.

-Ty...!- uspokoił się, patrząc mi w oczy

-Do reszty Ci odwaliło- odepchnąłem od siebie jego dłoń, zrobił krok w tył, znowu się oglądając wokół siebie-Co Ci?- znormalniał

-Pytasz z obowiązku czy z nudów? Nie udawaj zainteresowania, lodówko- znowu zaczyna

-Nie zaczynaj.

-Cały czas to ty masz jakiś problem! Po co w ogóle jeszcze do mnie podchodzisz?!

-Dobrze wiesz czemu.

-Nie, nie wiem, od kiedy jesteśmy ze sobą, stałeś się jeszcze bardziej oziębły i bezczelny!

-Przeszkadza Ci to? Ikru pewnie byłaby lepsza, co?- momentalnie zesztywniał, oglądając mnie z niedowierzaniem. Kiwa na boki nerwowo.

-Po co o niej wspominasz?

-Bo ona cały czas pokazywała Ci miłość, jak i milion twoich fanek. Nie spodziewałeś się, że nie będę za tobą latać, co?

-Nie oczekuję od ciebie uwielbienia, tylko zwyczajnej uwagi lub czegokolwiek z twojej strony.

-No to się bardzo pomyliłeś, nie jestem jak każdy inny.

-Nie mówię o tym! Musimy się znowu...- milionowy raz już dzisiaj zamilkł, a ja otworzyłem szerzej oczy, marszcząc brwi- Co tak patrzysz?- K-Krew...krew mu poleciała. Tak wielki stres go ogarnął?

-Burn, powinniśmy...- wystawiłem rękę w jego stronę

-Spieprzaj- odsunął mnie, machnięciem ręki-Nie potrzebuję Cię- wrócił. Stałem tak jakiś czas, patrząc w jeden punkt, gdzie widziałem jego gniewne, ale obejmujące chłodem spojrzenie.

-Nagumo...

Odszedł, a ja... stoję tak jak jakiś kołek. Niedołęga, który nie wie co ze sobą począć. To oczywiste, że powinienem teraz iść i wspierać swojego partnera! Jednak czy chce, abym do niego szedł w czasie jego słabości i po kłótni z mojej winy? Czy jak nie pójdę, to tylko nie pokażę mu jak niby mi na nim nie zależy? Szarpnąłem za grzywkę, wyrywając kilka włosów. Jestem...

-Burn! Dzwoń na pogotowie!- dopiero słysząc krzyk się ocknąłem. Ile ja tu już tak stoję? Wszedłem do środka, kierując się do łazienki. Kucnąłem przy osłabionym chłopaku.

-Dajcie mi spokój! Nic mi nie jest! Jezu...nigdy nie leciała wam krew z nosa?- wstał, prostując plecy jakby nigdy nic-Widzicie? Żyję.

-Skoro jesteś w stanie krzyczeć, to owszem- zerknął na mnie przelotnie. Zignorował mój komentarz. Przemył umywalkę i wyszedł. Usłyszeliśmy tupanie po schodach do góry.

-O co wam tym razem poszło?- zwrócił się do mnie zielonooki. Znów ścisnąłem grzywkę, uspokajając nerwy.

-Nic takiego.

-Właśnie widzę wasze " nic takiego", wpłynęło na jego organizm i na domiar złego zignorował Cię. To nie przelewki- zignorowałem, patrząc gdzieś w dal, myśląc nad tym dokładniej. Będę musiał zaryzykować, póki jeszcze tu jest. Przeszedłem przez te same schody co on, na szczycie, widząc leżącego chłopaka na łóżku.

Burn x Gazelle | Inazuma eleven|Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz