Rozdział 3

1K 55 4
                                    

Nastał ranek, zrobiłem to co zawsze rano i ruszyłem na boisko. Tam Musieliśmy nałożyć taką dziwną bransoletę na ramię. Będzie zapisywać wszystkie nasze ruchy, naszą kondycję, siłę, szybkość i takie tam. Przydatna rzecz, później pokaże nam nasze wyniki, pod koniec wszystkich meczów. Chcę mieć na papierze napisane, że jestem najlepszy. Nie tyle trenuję, aby być słabszy od niego. Patrzę gdzieś w czarny tunel, gdzie on stoi. Pokażę, że jestem lepszy od Gran i każdego, kto istnieje. Zakładam ją, poczułem dziwne ukucia, trudno. Nie czas na to. Zaczynamy grę, jak dla mnie nie było dość ciężko, jednak...zauważyłem dopiero teraz pewne luki w mojej drużynie. Przy Epsilon powinienem zrobić inne rozstawienie. Cóż, będą musieli sobie jakoś poradzić, po ostatnich kontuzjach. Dlatego ja jako kapitan i napastnik będę musiał strzelić jak najwięcej goli. I szczerze, minęła już pierwsza połowa, jest 3-1, wygrywamy, ale to ja praktycznie biegam, wszyscy mi podają. Będę musiał zmienić rozkład treningów. Nie mogą tak sobie odpuszczać! Zacząłem na nich krzyczeć zły, szybko wzięli się w garść, o to chodziło. Zmieniłem taktykę, tak jak niektórych zawodników. W drugiej połowie zagraliśmy o wiele lepiej. Śmiałem się i poniżałem przeciwników, co ich wkurzało. Wzruszyłem na to tylko ramionami pewny siebie. Niech wiedzą, że jestem najlepszy! Nikt nie dorasta mi do pięt! Kiedy strzelili nam gola, jeszcze bardziej wkurzony strzeliłem kilka bramek. Nie powiedziałbym, że mecz był wyrównany. Od samego początku było wiadomo, kto wygra. Koniec meczu, zerkam na wynik, 7-3. Śmieję się pod nosem, bez pożegnania wszyscy się rozeszli, zdjęliśmy bransolety, daliśmy do pewnego pudełka. Weszliśmy do szatni, tam rozmawialiśmy, jacy jesteśmy silni, jednak przerwałem to i powiedziałem, jakie błędy popełnili i co mają w sobie zmienić. Musimy stać się coraz silniejsi, a nie...jedna wygrana nic nie znaczy. Tyle mi nie wystarcza, chcę wygrać jeszcze więcej! Jak najwięcej! Tak mi mało! Ale to koniec na dziś. Dopiero jutro będziemy mieć mecz z mrożonką. Tch, szlag by to. Już chciałbym go pokonać i patrzeć na jego bezsilność. Niech wie, kto jest lepszy. Wyszedłem biorąc torbę na ramię, położyłem ją w pokoju, wyszedłem na drugie boisko, gdzie miał rozegrać się mecz między Genesis, a Gemini Storm. Ten mecz nie będzie, ani trochę ciekawy. Jestem tu tylko dlatego, bo muszę wiedzieć wszystko o swoim wrogu. Siadam gdzieś na trybunach, gdzie będę mógł dobrze ich widzieć. Zapomniałem, będę musiał wymyślić ,, Karę" dla Epsilon. Każda wygrana drużyna może wymyślić coś dla tych przegranych. Będę musiał trochę nad tym posiedzieć. Kocham te zasady, mogą je wydawać tylko Ci na szczycie, na którym niedługo ja będę. Wystarczy, że wygram z tym młotem. Oglądałem uważnie ich mecz. Reize, jak i reszta jego drużyny była naprawdę słaba, tylko nas hańbią, oby Gran kazał im zrezygnować i zniszczył ich beznadziejną drużynę. Nie wiem po co oni tu są. Jest 3-0, dla Genesis, a nawet nie minęło połowy czasu. Nudy, nagle zielono-włosy zniknął na sekundę i stanął za czerwono-włosym. Co jest?! Patrzę na nich w szoku, tylko mi się zdawało, czy co?? Znów zniknął kilka razy, omijając tak wszystkich z przeciwnej drużyny. W połowie chciał strzelić, ale...osłabł? Podał do kogoś i ten próbował strzelić, ale został łatwo zatrzymany. Od kiedy umie coś takiego?? Kiedy się tego nauczył? Jak? Chociaż...co z tego? Nie udało mu się, jest nadal za słaby i nawet z czymś takim łatwo by było z nim wygrać. Już nie zrobił tego samego do końca rozgrywki. Wzdycham, pewnie to był tylko przypadek. Zszedłem na dół, zauważyłem Gazelle. Oglądał ten mecz z tą dziewczyną??! Jakiś związek? Nie na mojej warcie. Chłopak mnie zauważył, z zimnym wyrazem twarzy gdzieś poszedł. Podszedłem do Rean, zadałem kilka pytań, na przykład po co patrzyła na ich mecz. Tym bardziej z tamtym idiotą. Ona nic nie powiedziała, podniosłem ton głosu, spięła mięśnie. Szybko uciekła. Nie będę się z nią użerać, jednak nie daruję, żadnych tajemnic! Może mówić nasze tajne taktyki i nowe sposoby treningu, tej lodówce! A tego nie daruję, tym bardziej, że on na pewno nie może czuć sympatii do kogokolwiek. Tylko wykorzystuje moją zawodniczkę. Niedoczekanie, nie pozwolę na to. Wszedłem z trzaskiem do pokoju, wziąłem rzeczy, poszedłem na trening. Dałem wszystkim wycisk, wykończeni padli na trawę. Usiadłem, patrząc na nich. Oby już nie popełniali tych samych błędów co dziś. Kątem oka zauważyłem jak przyszła Diamond Dust. Podeszli do nas.

-Nasza kolej na trening, możecie już iść? Nie mamy na was czasu- mówi chłodno, szybko wstałem.

-Tak czy siak trening wam nic nie pomoże, to my jutro wygramy!- patrzy za mnie

-W coś to nie wierzę.

-Zobaczysz! Graj ze mną! Teraz!- krzyżuje ręce

-Serio jesteś takim idiotą? Twoja drużyna nawet nie umie ustać na nogach- uśmiecha z drwiną-Zrezygnuj, płomyk, inaczej będę musiał Cię zgasić- zagotowało się we mnie. Złapałem go za koszulkę i przyciągnąłem do siebie.

-Przegiąłeś! Jutro was pokonamy z łatwością! Wgnieciemy w ziemię- mówię poważnie i pewny swojej wygranej-Nie pokażemy wam żadnej litości.

-Och? Chcę to zobaczyć. Wszystko się rozstrzygnie, po tym będzie wiadomo kto jest lepszy- Idźcie już, ten widok jest żałosny.

-Ty...!- przerwałem-Idziemy- wkładam ręce w kieszenie, zwracając się do drużyny. Wstała i poszliśmy. Wkurzony przywaliłem w szafkę, przez co wgniotłem ją dość mocno. Jeszcze mu pokażę! Jutro z nim wygram!

Burn x Gazelle | Inazuma eleven|Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz