Rozdział 47

559 34 3
                                    

W końcu nastał ranek. Powiedzmy, że trochę pospałem. Na dodatek nie było żadnych krzyków, ani problemów z zewnątrz. Spojrzałem jeszcze czy wszystkie dziewczyny są obecne i czy nic im nie jest.

-Jeśli wszystko jest w porządku, to będę już szedł- wychodzę, nie czekając na zbędne podziękowania lub cokolwiek chciały tam zrobić. Skierowałem kroki do dziewcząt z drużyny Gemini Storm. Idealnie jak podszedłem do drzwi, to wyszedł mój ukochany- Widzę, że też mało spałeś- zaśmiałem się, patrząc na lekko widoczne wory pod jego oczami.

-Musiałem dopilnować przecież dziewczyn- poprawił swoje poczochrane włosy

-Najważniejsze, że nikomu się nic nie stało- idziemy. Wszedliśmy do swojego domku. Siedziała już tam reszta-I jak? Coś się działo przez tą noc?

-Nic- powiedzieli równo. Siadam na kanapie. Gazelle postawił przed nami kubki z herbatą.

-Może innego dnia dowiemy się kto to był i co chciał.

-Oby szybko i bez ofiar. Nie bawi mnie spanie z dziewczynami i tym bardziej czuwanie całą noc- daje ręce za głowę czerwono włosy.

-Wiem co czujesz, ale ich bezpieczeństwo jest ważne. Jeśli wiemy, że coś się dzieje, to musimy być czujni i jakby coś by się stało, to zareagować.

-Nie musisz mówić. Dobra, było miło, ale się skończyło. Czas na trening- wstał, zauważyłem u niego jakieś zaczerwienienie.

-Co masz na szyi?- od razu zasłonił to miejsce

-Komar mnie dopadł- szaro włosy zaśmiał się chamsko, słysząc jego odpowiedź-Pożałujesz!- warknął

-Niby za co?- mija go-Czas na trening, nie marnujmy czasu- czy oni się spotkali w nocy? Nie, może jednak serio to komar lub siniak? Nie ważne, to nie moja sprawa. Wyszliśmy z pomieszczenia. Odprowadziliśmy dziewczyny na swoje stanowiska treningowe, po czym mogliśmy zacząć swój.

-Czas zacząć.

-Co będziemy robić?

-Jak widać, jesteśmy na innym brzegu. O wiele dalej niż zazwyczaj- pokazuję w bok-Będziemy biegać po niestabilnych torach na wodzie, różne platformy, drabina nad wodą, lina, różne rzeczy. Zobaczymy jaką macie równowagę i jak panujecie nad swoim ciałem. Nie jest zbyt głęboko, nie zabijecie się, ani raczej nie skrzywdzicie. To już zależy od was, powodzenia- machnąłem ręką i poszedłem na swoją połowę. Zacząłem biec, starając się nie wpaść do wody, oni tak samo. Po godzinie byłem już pewny, że najtrudniej było na linie. Pomyśleć, że niedługo będę musiał przechodzić po niej z piłką na głowie lub co gorsza podbijając ją. Muszę teraz zapanować nad równowagą, bo później będzie tylko gorzej. Przeczesałem mokre włosy do tyłu, wypuszczając powietrze z płuc. Zerkam kątem oka na to jak reszta sobie radzi. Jak na razie jedyną osobą, która nie jest mokra jest Desarm, a nie, już wpadł. Nic nie mówiłem. Wszedłem na przeszkodę i zacząłem następną turę.

Mijały następne godziny. Ukończyłem wszystko z listy, co miałem do wykonania. Opieram się o kolana wykończony. Powiedzmy, że ta woda mnie ożywiała za każdym razem, jak do niej wpadłem. Chociaż to nie jest żadne pocieszenie, za dużo razy straciłem równowagę. Powinienem szybciej się orientować i reagować odpowiednio na to co się dzieje.

-Skończyłeś już?- spojrzałem za siebie, słysząc mój ulubiony głosik, na który tyle czekałem.

-Tak, a ty?

-Również, mamy teraz 4 godziny wolnego, prawda?- ściągnął koszulkę. Podziwiam jego klatkę przez chwilę.

-Ta- odpowiadam w ogóle nie skupiony na tym co powinienem.

Burn x Gazelle | Inazuma eleven|Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz