Rozdział 65

310 21 21
                                    

Niby oznajmiłem, że zrobię coś takiego z niebywale dużą pewnością, ale nasuwa się mały problem. Od czego mam zacząć?! Już zaprowadziłem szaro włosego do swojego pokoju, gdzie o dziwo dał się zaprowadzić bez jakiś większych kłótni i bójek. Nawet jeśli przez cały czas czułem od niego aurę, jakbym zaraz miał dostać z łokcia w nos. Skrzyżowałem ręce na klatce, stając na wprost piłkarza. Najprawdopodobniej będzie przez dłuższy czas podupadły fizycznie, jak i psychicznie przez ten... niespodziewany wstrząs. Wróciłem myślami do osobnika przede mną.

-Jak się czujesz?- nie wiem czemu się łudziłem na otrzymanie odpowiedzi. Nawet nie mruknie-A chociaż może królewiczu na mnie spojrzysz? Nie? Jak chcesz, dasz radę zostać przez małą chwilę sam czy pójdziesz razem ze mną przerwać mecz Gran?- odpowiedziała mi kolejna cisza. Wyprostowałem plecy wzdychając ciężko-W takim razie tutaj siedź i nigdzie nie wychodź. Jeśli złamiesz tą jedną zasadę, to nie skończymy na zwykłej kłótni- nawet nie zareagował na groźby. Podmienili mi chłopaka... pokiwałem głową na boki, wbijając sobie do świadomości, że muszę zrozumieć jego położenie. Każdy by się zamknął w sobie po czymś takim. Pytanie tylko czy na pewno jest to rozsądne, aby zostawiać go tutaj samego, nawet na te kilka minut, które w każdej chwili mogą zamienić się w godzinę. 

Tch, sięgnąłem po jego bransoletkę na nadgarstku. Zatrzymałem się w ostatnie chwili, zanim bym ją dotknął, z nasuwającym wspomnieniem. Przegryzlem wargę, próbując zignorować moje błędy z przeszłości. Nie popełnię już tego samego błędu, nie mogę go zamknąć, a tym bardziej związać. Ten ogień...jego strach wtedy, szarpnąłem za czerwone kosmyki włosów, próbując się przy pomocy bólu opamiętać. Przeczesałem jego włosy do tyłu, muskając delikatnie ciepłe czoło wargami.

-Jeszcze tu wrócę, czekaj na mnie śnieżynko- szepnąłem z uśmiechem, pomimo nutki smutku w głosie. Tyłem podszedłem do drzwi, aby mieć na niego oko chociaż o te kilka sekund dłużej. Wyszedłem, od razu prawie się zabijając, pobiegłem w stronę wcześniej wspomnianego boiska. Miałem już skręcić, ale kątem oka ujrzałem znany mi kolor włosów, tak jak i strój drużyny. Wycofałem się o kilka kroków w tył.

-Gazelle!- wykrzyczałem jego ksywkę, aby zwrócić na siebie jego uwagę, pomimo tego nie wyglądał, jakby miał zamiar się odwrócić czy chociaż poczekać. Wbiegłem za nim w zakręt, nie widząc sensu, abym drugi raz go zawołał. W ostatniej chwili się zatrzymałem z 10 centymetrów od jego bezwładnego ciała, które stało jak kołek, dosłownie przy zakręcie tak, abym ja nie mógł go zobaczyć z przed kilku sekund gdzie stałem z innego kąta, a teraz, gdzie o mało co w niego wpadłem-Suzuno- przegryzłem wargę w nerwach. Ułożyłem dłoń na jego barku, który lekko się ugiął pod moim prawie nie istniejącym naciskiem-Hej, mógłbyś mnie nie ignorować? - mijając go, moim oczom ukazała się brunatna barwa cieczy, która spływała ze środka jego ucha-S-Suzu...- stałem tak, jak jakiś stary posąg, który w każdym momencie mógł runąć. Zniżyłem delikatnie głowę, przyglądając mu się z pod łba jego nieprzytomnym wyrazie twarzy. W tej chwili nie byłem w stanie stwierdzić co miał w głowie i czy naprawdę był świadomy jego ruchu. Wyglądał, jakby zapadł w sen, z którego nigdy nie miał się wybudzić. Syknąłem pod nosem, czując bolesny ścisk w dolnej części brzucha, po czym w krzyżu i sam nie wiem gdzie jeszcze-W-Wezmę cię do pie- nie mamy jej, co ja mam w głowie?! Muszę ogarnąć myśli i jakoś mu pomóc. Czy mamy kogoś, kto się zna na medycynie? Nie kojarzę...-Pójdziemy do mnie na chwilę, tam będziesz na mnie czekał, dobrze?- spytałem, ignorując fakt, że miał tam cały czas siedzieć i nigdzie się nie ruszać. Ująłem jego zimną dłoń w swoją czując kolejną igłę w sercu, nie uzyskując po raz kolejny odpowiedzi. Powoli go za sobą poprowadziłem jak jakąś bez życia lalkę, badając najmniejszą przeszkodę, zaułek, krawężnik, schodek, tak aby nie stała mu się żadna krzywda. Usadziłem go ostrożnie na swoim łóżku sam siebie dziwiąc swoją łagodną postawą. Wyprostowałem plecy, krzyżując mocniej ręce na klatce, chowając głęboko w sobie negatywne emocje. Wyciągnąłem apteczkę z zaciemnionego miejsca, przetarłem przedramieniem kurz na nim. Kucnąłem przed nim, wycierając ręce specjalnymi chusteczkami higienicznymi. Starannie starłem już wyschniętą krew z jego szyi i środka ucha, bacznie oglądając skąd dokładnie poleciała krew. Może ktoś mu wysadził bębenki i teraz mnie nie słyszy? gdyby to była prawda, to chyba byłby w stanie się do mnie odezwać i dać jakikolwiek znać, abym kogoś zabił. Może to jakiś chwilowy szok? Uniosłem jego głowę za połowę żuchwy-Koch- przerwałem, kiedy odwrócił wzrok, pokazując oznakę życia, dzięki czemu trochę mi ulżyło. Czyli nie mam bezuczuciowej lalki, przynajmniej większej niż dotychczas. 

-Go...- uniosłem wzrok ożywiony. Uważnie wpatrywałem się w jego usta, które próbowały coś z siebie wydusić. Wyciszyłem nawet oddech, aby móc wszystko usłyszeć-Nie- Go nie? Gonie? Czekam z narastającym stresem w żyłach-Ma- Go nie ma? Kogo? Zmarszczyłem brwi, spojrzał prosto w moje źrenice, wprawiając u mnie gęsią skórkę-Nie ma go.

-Kogo?- spytałem z powracającą odwagą. Już myślałem, że się zamknie i niczego się nie dowiem, ale nie wyglądał na takiego, który po chamsku by teraz zamilkł. Jego chwilowy blask w oczach mi to powiedział. 

-Suzuno, nie jestem nim.

-Co?- zbliżam bardziej, uklękając na jedno kolano-Co masz na myśli?

-Prawdziwy Gazelle już dawno nie żyje. Nie wiesz co się stało w czasie pożaru? Kiedy nikogo nie znalazłeś w jego pokoju? Myślisz, że wszystko się ułożyło? Że byście wyjechali na tak długi czas, tylko z powodu szkód? Wszyscy musieli się odseparować od straty swoich bliskich, którzy byli w drużynie Diamond Dust. W szczególności ty- wysyczał-To ty najbardziej ucierpiałeś, nie mogąc mnie znaleźć przez tak długi czas w tych gorących jak w piekle płomieniach i duszących na śmierć oparach. Prawie straciłeś wtedy życie, gdyby nie Desarm, który akurat się znalazł gdzie ty. Ja natomiast...- wzruszył ramionami-Leżałem w krwi w podziemiach. Dopadła mnie wcześniej, aby mieć pewność, że się nie zbliżymy i jej się to udało. Na dobre się pozbyła swojego rywala. Bezpowrotnie.

-N-Nie- to był taki zwykły szept, ale ból w nim i kilkukrotne złamanie w nim naprawdę utrudniło mi komunikację, a nawet wyduszenie z siebie jakiegokolwiek znaku przerażenia odczutego w jednej chwili, która tak czy siak była widoczne.

-Musisz w końcu przejrzeć na oczy. Dzieje się coś tutaj złego. Musisz zachować rozsądek, aby nie zatracić się w tym wszystkim. Inni potrzebują właśnie twojej pomocy. Musisz to zrobić- złapał mój nadgarstek, urywając z niego siłą bransoletkę, która grzmotnęła metalowym odgłosem w ziemie-Nie pozwól jej nad sobą zapanować- stuknął moje czoło palcem. Wystawiłem przed siebie ręce.

-S-Su...- zniknął w ułamku sekundy, zanim wydobyłem jakąkolwiek odpowiedź, chociażby nawet kiwnąć palcem. Zatrzymała mi się czynność oddechowa, a oczy utknęły w nicości. Wtuliłem się w kołdrę z krzykiem nadrywającym moje struny głosowe. Zacisnąłem palce na chłodnym materiale na łóżku, tworząc z niego chaos, jak po jakiejś przebitej wojnie. Wydzierałem się tak długo, aż pomimo nie mniejszych emocji, moje gardło już nie pozwoliło z siebie nic więcej wydusić. 

| Time skip|

Po tym jak przeszedłem jak burza zopusztoszałe korytarze, wbiłem do jego pokoju, w którym panowała...dosłowna pustka. Usiadłem na łóżku, który stał, jakby nie był przez kogokolwiek naruszony od samego początku, od kiedy go tutaj postawiono. 

Suzuno klepnął mnie po lewej łopatce, mijając mnie ze swoim charakterystycznym wyrazem twarzy, który posiadał przed naszymi meczami. Dotknąłem się tam, czując pogłębiającą się pustkę, ale jednocześnie światło, dające mi powód do dalszego życia. Jego nawet najmniejsze wsparcie, którego wcześniej nie widziałem, teraz wydaje się takie ważne. Uśmiechnąłem się ciężko na te wspomnienie. Chyba wolałem sobie nie uświadamiać tego, że właśnie tylko na nim mi zależało w całym moim życiu... przejechałem opuszkami palców po białej poduszce, widząc na niej jego głowę. Zmrużyłem oczy, zaciskając zęby. Odwróciłem wzrok bezsilnie. Będę musiał się zmusić do pójścia do Gran, on musi coś wiedzieć i wycisnę z niego wszystko, co tylko możliwe. Nie zostawię tego w spokoju. Tch, dowiem się prawdy.








**********
Ilość słów: 1303

22.12.2022r.

**********

Burn x Gazelle | Inazuma eleven|Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz