Rozdział 10

764 39 27
                                    

Chłopak z jego drużyny usłyszał mój głos. Wszedł do pomieszczenia i mi pomógł. Pobiegłem po pielęgniarkę drużynową. Zajęła się nim. Wyglądało to cały czas jakby robiła to na odwal i niedbale. Do środka wszedł Gran, spojrzał chłodno na nieprzytomnego chłopaka. Kazał nam wyjść, zacząłem się kłócić, ale zagroził, że jak nie wyjdziemy, to pozwoli mu umrzeć. Serce mi na te słowa przyśpieszyło. Czekałem przed jego pokojem patrząc w ziemię. Nadal nie wiem co mu się stało. Nagle zasłabł, nie wyglądał jakby był chory, ale u niego prawie nigdy nie da się rozpoznać, co z nim jest. Wzdycham niezadowolony z tego wszystkiego. Otworzyły się drzwi, a z nich wyszła dwójka co się nim zajmowała.

-Co z nim?- skrzyżowałem ręce na klatce.

-Nie będzie wstanie grać przez prawdopodobnie 2 tygodnie, jak nie więcej. A wstać z łóżka pewnie przez tydzień. Się zobaczy. Lepiej go pilnuj, inaczej skończy się to ofiarą śmiertelną- odchodzi. Wchodzę do niego nadal w szoku, patrzę jak sobie leży. Siadam na krześle obok jego łóżka.

-Idiota, a co z karą?? Teraz musiałeś sobie zasłabnąć?- pytam z pretensją.

-Egoista- słyszę jego cichy głos.

-I kto to mówi? Teraz wyglądasz żałośnie. Nawet żal na ciebie patrzeć- otworzył oczy i przeszył mnie obojętnym spojrzeniem. Oparł na łokciach. Złapałem go za barki i z powrotem położyłem-Leż i nic nie rób.

-Nie rozkazuj mi. Niby czemu miałbym nie wstawać? Już mi lepiej.

-Jasne, uważaj bo uwierzę, leż. jak przystało na grzecznego psa.

-Nie jestem psem, kundlu.

-Suka- zmarszczył brwi, znów opadł bezwładnie-Hej, lodówko- potrząsam nim. Kolejny raz przeżywam to samo uczucie co wcześniej. Na szczęście oddycha, ale...czemu nagle jest taki słaby? Jakoś mnie nie cieszy, że teraz wiem, kiedy go wkurzam... Zabrałem kilka kosmyków z jego twarzy. Przyglądam się jego jak zawsze spokojnemu wyrazu twarzy. Położyłem rękę na jego zimnym policzku. Zawsze ma taką temperaturę? Dotykam jego czoła swoim, jest...za zimny. Wiem, że jest jak kostka lodu, ale nie przesadzajmy. Otuliłem go kocem, znów sprawdzam, nadal zimny...szybko nakładam następny. Niby lepiej...co się z tym bałwanem dzieje?? Siadam mu na łóżku. Może...no nie wiem...dobra! Jebać! Nie pozwolę swojemu wrogowi tak łatwo umrzeć!! Kładę się obok niego, obejmuję ręką. Powinienem go ocieplić swoim ciepłem. Niech go trochę weźmie i będzie normalny. Leżę tak z godzinę, sam nie wiem czy jest lepiej...Jednak...nie jest jak kostka lodu, to już plus. Zaczął coś mamrotać. Nic nie zrozumiałem, położył swoje ręce przed twarzą. Objąłem je swoimi, zbliżyłem do niego twarz. Nie miałem po co leżeć bezczynnie, więc po jakimś czasie zasnąłem.

Otworzyłem oczy nie czując już nic w swoich objęciach. Nie ma go... spojrzałem na środek pokoju, gdzie był. Nie zauważył, że już nie śpię. Przestaję oddychać widząc jego nagie piersi. Zasłaniam w szoku usta dusząc się. Szybko odwrócił do mnie tyłem.

-Widziałeś?- pyta z odrobiną złości i zawstydzenia, zakładając koszulkę. Nie dociera to do mnie. Znów mój wzrok spada na jej klatkę. Zasłoniła od razu-Zbok, wyjdź- dobra, gdzie mam patrzeć?!?! W jej oczy czy piersi?! On jest dziewczyną?!?!! Nie wierzę... podeszła do mnie-Głuchy jesteś? Wyjdź, w tej chwili- ogarniam jakoś, łapie ją za ramię i ciągnę na siebie. Spadła swoim ciężarem na mnie. Objąłem szaro-włosą w pasie-Co ty robisz?

-Sprawdzam czy one są prawdziwe.

-C...- ścisnąłem jedną, zaczerwieniła, dostałem z liścia w twarz. Było warto, teraz wiem, że są prawdziwe. I... ciężko mi na klatce... dość bardzo...znów otwieram oczy, nie ma jej? Widzę włosy na mojej klatce... skrzywiłem lekko, podniosłem chłopaka z siebie i położyłem obok. Patrzę na jego klatkę, płasko. Siadam i podciągam mu koszulkę. Muszę być pewny jego płci. Tak jak myślałem, płasko i pusto. Wzdycham lekko zawiedziony. Chwila...czemu? Gdyby był dziewczyną, nic by się nie zmieniło. Otwiera oczy, patrzy na mnie niezrozumiale. Wbija do środka Rean. Patrzy na nas w ciszy. Zasłoniła nos, widzę krew spływającą jej po brodzie.

-Przepraszam, nie przeszkadzam. Nie musisz się śpieszyć, nie martw się treningiem- wychodzi pokazując kciuka w górę-Powodzenia- poprawił swoją koszulkę.

-Co chciałeś zrobić?

-Sprawdzić coś.

-Niby co?

-Pewne coś, nie ważne. Dowiedziałem się co miałem i już- wstaję z jego łóżka.

-Czemu tu jesteś?

-Bo tak, nie zadawaj już pytań, tylko leż.

-Nie rozkazuj mi- siada, znów go kładę.

-Zaraz Cię zwiąże.

-Nie odważysz się.

| Time skip |

-Mówiłeś coś?- patrzę na przywiązanego do łóżka chłopaka.

-Nienawidzę Cię.

-Ja ciebie też- uśmiecham dumny z siebie-Pamiętaj, kara~ Grzecznie leż.

-Tak czy siak nie mogę się ruszyć.

-O to chodzi- znów mój wzrok ląduje na jego klatce. Nawet nie może się zasłonić przez związane ręce nad jego głową. Czuję się jak zwycięzca. Siadam obok.

* Coś co chciałam napisać( nie związane z książką):

-Pieprzmy się- mówię w prost zwisając nad nim. A on milknie nadal obojętny, po chwili nabiera czerwonego koloru na policzkach.

-Na co jeszcze czekasz? Czekam- uśmiecha uwodzicielsko, kręci mnie to~ Wkładam rękę pod jego koszulkę, Dostaje z kopa w brzuch-Żartowałem, zbok. Nie dam Ci się.

-Wstydzisz się? Widzę te twoje rumieńce, jesteś pod moją łaską- pokazuję na linę

-...Chcesz mnie zgwałcić?

-Nie nazwałbym tego tak, przecież czekam grzecznie na pozwolenie.

-To sobie poczekasz- wzdycham

-Żartowałem, idę do dziewczyny, ty sobie leż- wstałem, wkładając ręce do kieszeni.

-I dobrze, idź sobie- podchodzę.

-Miłego leżenia życzę~- wychodzę

Burn x Gazelle | Inazuma eleven|Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz