Rozdział 66

286 16 6
                                    

*** W końcu doczekaliście się rozdziału, który nie wyszedł z miesiąc później, a w o wiele krótszym czasie. Dobrze zaczął się ten rok, oby ta passa trwała o wiele dłużej. Życzę miłego czytania***



Stanąłem na środku wejścia trybun, z którego był idealny widok na całe boisko, które powinno być wypełnione przez najróżniejsze krzyki, kroki i dwie drużyny. No właśnie, boisko miało być przez kogoś zajęte, a nie przez duchy! Czy ja już kompletnie podupadłem umysłowo czy jak? Jeśli magicznie się dowiem, że cały sierociniec zginął w płomieniach lub innej katastrofie, to do nich dołączę.

-Gran!- wydarłem się na całe gardło, które tak czy siak już nie było w stanie wydobyć jakiegoś głośniejszego dźwięku -Ktokolwiek! Halo! Dajcie oznakę życia!- zacisnąłem palce, czekając na jakąkolwiek odpowiedź, której się nie doczekałem. Tch, zszedłem na dół, wkładając dłonie do kieszeni. Zauważyłem kałużę krwi na trawie. Podszedłem do niej z ciężko bijącym sercem. Trup? Co tu się wydarzyło? Spojrzałem w stronę odległej o jakieś 60 metrów kamery. Powinna być aktywna, sprawdzę nagranie z monitoringu i się dowiem czy przynajmniej ktoś tutaj był.

Przeszedłem przez zopustoszałe korytarze, mijając co jakiś czas w różnych ilościach plamy krwi. Ten widok coraz bardziej zaczął mnie niepokoić. Obym teraz nie żył w jakimś wariatkowie, gdzie przybywa jakiś seryjny psychopatyczny morderca. Stanąłem, przypominając sobie o Ikru. To przez nią teraz mam te zaburzenia, wcześniej nie sądziłem, że istniałby ktoś tak stuknięty, a ona mnie bezczelnie oświeciła. Zamknąłem za sobą drzwi, pozbywając się przy tym jedynego źródła światła w pomieszczeniu. Po omacku znalazłem krzesło i biurko, przy którym wygodnie usiadłem. O której w ogóle oni zaczęli mecz? Oparłem się bardziej o oparcie fotela, próbując sobie to przypomnieć. Poklikałem trochę w klawisze i przycisk na myszce, wchodząc w różne foldery i witryny. Bingo~ przyszedł czas na prawdę ~ przesunąłem na przypomnianą godzinę. Odczułem w środku wielką ulgę, widząc wchodzących zawodników na boisko. Przynajmniej wiem, że oni są żywi. Oparłem brodę o dłoń, oglądając uważnie, każdy ich ruch, czekając sam nie wiem na co. Mój wzrok mimowolnie lądował w miejsce, gdzie wcześniej widziałem plamę krwi. Gran biegnie przy linii, podał do kogoś, po czym znacznie zwolnił. Zmarszczyłem brwi, zbliżając twarz do ekranu, dopatrując się jego ruchów. Nagle stanął, jakby był przez kogoś szarpany we wszystkie strony, po czym ciężko padł na ziemię.

-Co to było?- uniosłem się z siedzenia w nerwach, zadając sam sobie to pytanie-Czemu nikt się nie rusza? Gapią się jak jacyś idioci!- powinni mu pomóc! Co z nimi nie tak? Zacisnąłem palce na krawędzi biurka. Nie...to nie tak, że nie chcą się zbliżyć, oni nie mogą. Czemu? Jakiś paraliż strachu? Nie, to nie to. W takim razie co? Tch, sam się nie domyślę, nie posiadając większych wskazówek. Trochę przesuwam nagranie, czekając chyba przez 15 minut co się wydarzyło dalej. W końcu! Ruszyli się! Od razu drużyna czerwono włosego ruszyła w stronę swojego kapitana. Sprawdzali jego stan i czy w ogóle był przytomny po tak długim czasie braku otrzymanej pomocy. Zanieśli go do...poklikałem jeszcze kilka razy, szukając odpowiedniego korytarza. Jest! Uniosłem się, muszę iść do pomieszczenia kuracji. Ugh, mogłem od razu o tym pomyśleć! Przynajmniej teraz wiem, że coś niedorzecznego wydarzyło się w czasie ich gry. Wyszedłem z ciemności, kierując się w miejsce, gdzie mam nadzieję spotkać kogokolwiek, kto by mi wytłumaczył co jest grane. Wbiłem tam z hukiem, o mało co nie wywarzają drzwi z nawiasów. Przeszedłem się po całym pomieszczeniu, przesuwając każdą z zasłon-Ha! Myślałeś, że się...!?- przerwałem, widząc, jak ledwo co leży cały zabandażowany-Ech- usiadłem na krzesełku obok łóżka ze skrzyżowanymi rękoma na klatce-No nieźle się urządziłeś. Powiesz w końcu jaka nieludzka siła próbuje nas zabić?- odwrócił głowę w drugą stronę, upewniając mnie w przekonaniu, że ma zamiar mnie ignorować -Hej!- szarpnąłem za jego koszulę, przyciągając go mocnym szarpnięciem do siebie -Dowiaduję się nagle, że Suzu nie żyje, jakieś makabryczne schizy miałem, coś tu się niedorzecznego odpierdala, a ty masz czelność jeszcze mnie ignorować!? Może twój chłopak też tak skończy! Lub nawet już skończył! Co wtedy zrobisz, ha?! Naprawdę straciłeś nim zainteresowanie? Gadaj!- skrzywił się w bólu, dalej nie komentując mojego wybuchu-T-Ty...nie wyrabiam z wami...- złamał mi się głos. Spuściłem głowę, czując jak napływają mi łzy do oczu-P-Powiedz...czy Suzuno naprawdę nie żyje?- oglądał moją poniżającą postawę w nad wyraz wielkim spokoju-No mów, co ja mam zrobić, aby uzyskać jakiekolwiek informacje? Po prostu powiedz, a to zrobię.

-To naprawdę przerażające - uniosłem wzrok jak na jakiś znak, słysząc jego głos -Ta siła...nie wiem co by się stało z twoją psychiką, jeśli chociaż dłużej byś ją nosił- gdyby nie moje skupienie, nie wyłapał bym jego osłabionego szeptu

-Co nosił?- szepnąłem niechętnie po nim, jakbym nie chciał mu przerwać, ale jednak chcąc uzyskać odpowiedź na to pytanie. Muszę zbliżyć się do rozwiązania tej męczącej zagadki. znowu zamknął oczy, jakby przestał kontaktować. Zacisnąłem pięści -Hiroto...- kucnąłem przy nim, łapiąc jego dłoń w swoją -Pozwól mi poznać prawdę i temu wszystkiemu jakoś zaradzić. Cokolwiek, jakakolwiek wskazówka, nawet ta najmniejsza. Oboje musimy coś z tym zrobić. Jeśli znasz prawdę...błagam, wyjaw wszystko co wiesz- czekałem przez jakieś 5 minut, wbijając w niego błagalny wzrok-Więc nie powiesz? Mam poszukać Reize na własną rękę?- drgnął na jego ksywkę -A więc jednak mnie słuchasz, ty...ugh. Naprawdę mam teraz latać po całym osiedlu, szukając twojego chłopaka? Oszczędź mi tego- chyba nie mam już siły go przekonywać. Nie wiem czym miałbym go przekonać do zmiany decyzji.

-Sam dokładnie nie wiem gdzie teraz jest...wraz mam nadzieję, że przebywa w bezpiecznym miejscu- mówi teraz o Midorikawa?-Powiedz...jak zachowywał się Gazelle przez ostatnie dni?- hm? To nie ja powinienem dostawać odpowiedzi? Powinienem mu akurat mówić o jego napadach?

-Kto wie... różnie bywało - odwróciłem wzrok zamyślony -Najpierw się w sobie zamknął, później miał ataki najróżniejszych emocji, poniekąd nie umiał nad nimi zapanować, co dalej? Ponowne zamknięcie, jakby nieobecność na naszym świecie, krzywdzenie samego siebie...na wiele różnych sposobów i kolejna cisza z jego strony. Nie wiem jak było naprawdę, skoro to tylko moja chora wyobraźnia.

-Ona wiele cię oszukuje- głowa?-Okłamuje na prawie każdym kroku, ale wiedz jedno...- kolejna dłuższa pauza-Gazelle nie zginął, nie umarł, nic... on kłamał, że nie żyje, a bardziej twoja wyobraźnia cię okłamała. On cały czas tutaj jest, żywy. Te jego nastroje, uniki, były prawdziwe. Nic mi nie wiadomo na temat jakiejkolwiek jego śmierci- złapałem za serce, z kolejnymi trudnościami w oddychaniu. Mój ukochany... żyje...kurwa, on żyje...on żyje! Nosz ja...nabieram drżąco powietrza, czując wylewające się po moich policzkach łzy. Potrzebowałem dłuższej chwili, aby się uspokoić i przestać śmiać do siebie, jak jakiś debil. Wstałem z siedzenia z uśmiechem od ucha do ucha.

-Gdzie on jest?

-Najprawdopodobniej znowu zamknął się w siłowni w podziemiach- więc tam...-Pewności nie mam, ale warto tam sprawdzić.

-Dzięki, stary. To wiele dla mnie znaczy- podszedłem do drzwi -A...mam powiedzieć Reize, że tutaj jesteś?- wbił wzrok w sufit

-Tak...- czyli nie będzie go unikał. Oby sobie wszystko wyjaśnili między sobą.

-Dobrze, wracaj szybko do zdrowia- przez ostatnią sekundę zauważyłem jego ból i niepewność kątem oka. Moje nogi same się ruszyły, zmuszając mnie na bieg, jak na jakiejś olimpiadzie. Zrobiłem fikołka na schodach, o mało co nie opuszczając duszą swojego ciała. Minąłem zielono włosego-Idź do Hiroto! Jest w pokoju kuracji!- krzyknąłem już będąc za nim i nie czekając na odpowiedź. Na szczęście, po mniej niż minucie stałem na środku siłowni z roztrzaskanymi drzwiami pod sobą-Gazelle!- minąłem ścianę lustrzaną, szukając go wzrokiem, przeszedłem z dwa pomieszczenia, aż w końcu...







**********
Ilość słów: 1247

4.01.2023r.

**********

Burn x Gazelle | Inazuma eleven|Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz