Wróciliśmy do ośrodka o dość późnej godzinie, gdzie rozeszliśmy się w swoje strony zmęczeni. Wszedłem do siebie, od razu padając na łóżko, czując w ciele zmęczenie spowodowane dzisiejszym dniem. Nie potrzebowałem nawet pięciu minut, aby zasnąć.
Rano zrobiłem to co zawsze, czyli bycie zajebistym. Prócz tego oczywistością było pójście na śniadanie. Po nim wróciłem wziąć torbę na trening, a po drodze do szatni, zobaczyłem idących razem w ramię w ramię Gazelle i Gran. Ukryłem furię i przeszedłem obok nich, jakby nigdy nic. Trzasnąłem za sobą drzwiami szatni, rzucając o szafki swoją torbę, przeklinając na głos. Drużyna spojrzała na mnie zdziwiona.
-Wszystko dobrze?- spytała Rean
-A czy wygląda jakby było dobrze?!- prawie co jej czegoś nie zrobiłem, chłopacy musieli mnie przytrzymać. Po kilku minutach usiadłem naburmuszony, myśląc nad tym.
-Lepiej?
-Ta- drapię się po karku-Sorry za ten wybuch. Lepiej, abym dziś grał samodzielnie bez nikogo.
-Stało się coś? Ostatnio jesteś bardziej w nie sosie niż zazwyczaj- dziewczyny wyszły do siebie
-Jakby was to interesowało. Z resztą...- wstałem, zacząłem zmieniać ciuchy na strój drużyny-To nic takiego- zamknąłem szafkę z impetem, po czym wyszedłem obojętnie, wkładając luźno dłonie w kieszenie spodenek. Wszedłem na boisko, od razu podbijając piłkę kolanem. Tak jak mówiłem wcześniej. Przydzieliłem ćwiczenia swojej drużynie, a sam zająłem się wyżywaniem na piłce w oddali. O mało co nie musiałem iść po piątą, po rozwaleniu czterech wcześniejszych. Ległem na ławce po dwóch godzinach moich wyładowań. Lżej mi na sercu, przynajmniej tak powiedzmy. Popijałem wodę, dopóki ktoś mi nie przeszkodził w " relaksie" z samym sobą.
-Jak tak dalej pójdzie, pęknie Ci żyłka na czole- skomentował czarnooki
-Nie wtrącaj się w moje życie, sam nie wyglądasz lepiej. Nie mogłeś spać?- zwróciłem uwagę na jego wory pod oczami
-Możliwe, ale to nieistotne. Chodź do mojego pokoju. Nic głupiego nie odwalimy, po prostu łaskawie to zrób, królewiczu. Drgnęła mi brew na tą ksywkę.
-Niech będzie- wstałem, wzdychając. Skierowaliśmy kroki w stronę jego pokoju-A więc? O co chodzi?- zapytałem, kiedy już znaleźliśmy się w wspomnianym wcześniej pomieszczeniu.
-Nigdy jakoś kapitanowie drużyn nie byli ze sobą w dobrych stosunkach, ale teraz będzie jeszcze gorzej, prawda? Jak to będzie wyglądać? Wszyscy będą się ignorować? Obrażać? Nie lepiej sobie wszystko wyjaśnić? Nawet jeśli to bolesne- zacisnął palce na koszulce-To jednak lepiej tak zrobić- myślę chwilę
-Jak chcesz- wzruszyłem ramionami-Lepiej dogadać się słowami niż, aby później wydarzyła się tragedia, ta?
-Tak- teraz jak tak nad tym głębiej pomyślę...czy kiedykolwiek rozmawiałem na spokojnie z lodówką? Raczej były takie momenty, chociaż mało ich kojarzę. Bardziej wydarzyły się przez jego zasłabnięcie na tydzień. Mam lepszy pomysł, kupię mu długopis z kotem w kształcie aparatu i będzie wszystko git. Jestem genialny-Czemu się tak dziwnie uśmiechasz?- patrzył na mnie słabo
-Myślę o mojej boskości i majestacie, a co?
-Nic...- stracił równowagę, szybko go złapałem, kładąc na ziemi
-Hej, pistacja, co Ci?- potrząsam nim, nie wiedząc jak się zachować w tak nagłej sytuacji.
-Nie ma co owijać w bawełnę. Tak czy siak niedługo to odkryjecie.
-Co takiego?- długo musiałem czekać na dalszą wypowiedź. Słyszałem tylko jego ciężki oddech, jak i słabnący wzrok, wpatrujący się w jedyne okno w pokoju. Kolor jego oczu nagle się zmienił, wprawiając u mnie jeszcze większy niepokój i spięcie.
CZYTASZ
Burn x Gazelle | Inazuma eleven|
RandomOpowiadanie z Shipem Burn x Gazelle. Po przeczytaniu dowiesz się o czym jest.