Rozdział 4

864 54 2
                                    

Jak na złość, coś jest nie tak! Zerkam na chłopaka z kilka metrów ode mnie. Przez chwilę ktoś go trzymał, sam nie umie stać? A może...jest chory? Tym lepiej dla mnie, ale...wtedy wygrana nie będzie w 100%, a to już mi bardzo nie pasuję. Nakładam bransoletę na ramię, zabolało bardziej niż ostatnio. Są tam jakieś igiełki czy coś? Wchodzimy na boisko. Tym razem porozmawiam z nim albo wkurzę. Zastanowię się po drodze. Podszedłem do niego.

-Musimy porozmawiać.

-O czym? Już chcesz się poddać?

-Nie- zapanowałem nad sobą-Jesteś w dobrej formie? Bo nie wyglądasz.

-Miało mnie to obrazić?- mówi jakby go to nie obchodziło-Lepiej zadbaj o siebie.

-Jak źle się czujesz, nie będę miał całkowitego zwycięstwa.

-Jak przegrasz ze mną w takim stanie, będziesz jeszcze gorszy niż myślisz, nie sądzisz?- zaciskam palce-Mówiłem, zgaszę cię, płomyczku.

-Wygram z tobą! Nie ważne co!- krzyżuję ręce na klatce, dotykam palcem jego klatki-Jeszcze zobaczysz, na jakim niskim poziomie jesteście- uśmiechnął się w dziwny sposób.

-Pokaż w końcu na co Cię stać, a nie marnujesz czas- w ciszy odszedłem. Jeszcze zobaczy, będzie płakał. Od razu po gwizdku ruszyłem przed siebie, ominąłem jednego z napastników. Zza niego wyszedł drugi i odebrał mi piłkę, bez zastanowienia podał do ich kapitana. Biegnę tam, omijał moich zawodników, obrońcy mu ją odebrali i podali do nas. Odbieram piłkę, skacząc przeskoczyłem ich i użyłem techniki hissatsu, którego oczywiście bramkarz nie obronił. Pierwszy punkt, a minęła ledwo minuta. Tylko na tyle ich stać? Rozczarowujące, a kiedyś myślałem, że są chodź odrobinę dobrzy. Graliśmy dalej, jakimś cudem zdobyli dwie bramki, tylko szczęściem. Dalej zacięcie grali, myśleli, że jeszcze mają jakieś szanse, biegłem mijając ich. Po chwili wylądowałem za linią autu. Co jest? Patrzę na boisko, jest pokryte lodem, a więc tak? Mają nową technikę? Cóż, będę musiał się przyzwyczaić do lekkiej śliskości. Uśmiecham się prostując plecy, zaczyna Icer. Podał do kogoś, a po tym do kapitana. Szybko znalazłem się przed nim, miałem już mu zabrać piłkę, ale znów znikąd ta technika, padłem na kolana. Zaśmiał się patrząc na mnie po podaniu piłki i pobiegł dalej. Strzelił gola, kopię w ziemię wstając, cóż...tylko dzięki tej technice mogą coś zdziałać. Minęła pierwsza połowa, przeanalizowaliśmy wszystko i już wiem jak mam utrzymać równowagę na lodzie. Jeszcze na jedno pytanie, nie znam odpowiedzi. Kogo to technika? Wchodzimy z powrotem na boisko. Gramy jak wcześniej, ale ostrożniej, a ja w powietrzu, tak mnie nic nie złapie. Zerkam na ich kapitana, stoi w miejscu, o co mu chodzi? Mocny wiatr, lecę w bok z kilka metrów w dal, spadłem na dwie nogi. Zacisnąłem pięści, a więc to tak? Skupili się bardziej na obronie? Daremne! Wkurzeni ominęliśmy ich zważając na wszystko, nawet pojeździłem jak na łyżwach na lodzie, aż do bramki, o mało co się nie wywalając. Tak o to zdobyłem ostatnią bramkę. 7-5 dla nas, nieźle, ale nadal za słabo. Idę w stronę śnieżynki. Ten cienias pewnie zrozumiał jaka jest między nami różnica. Zaczął się kołysać, co mu...? Jego napastnik podszedł do niego i przytrzymał. Odsunął go od siebie i zszedł z wszystkim. Nie daruję!

-Hej! Mrożonka!- zerka na mnie kątem oka

-Czego?

-Wiedz, że będę miał zabawę w wymyślaniu wam kary, słabeusze- zadrwiłem krzyżując ręce, on tylko na mnie patrzył pusto-Powiedź coś!- podchodzę bliżej.

-Nie jesteśmy...- opada na mnie bezsilnie. Zmroziło mnie. Wszyscy na nas patrzą w szoku.

-Hej! Złaź ze mnie!- czemu jest taki ciepły? Odsunął się ode mnie, odwracając od razu plecami do mnie-Co Ci?- pytam od niechcenia. Trochę się kołysze, ma gorączkę?

-Zamknij się- przez chwilę zabrzmiał słabo. A więc jednak! Był chory, a tak czy siak grał! Takie zwycięstwo mnie nie zadowala! To tłumaczy, czemu tak słabo dzisiaj grał. Zanim go złapałem, szybko ruszył do szatni i tam zamknął na klucz. Nie będę go ganiać, wymyślę mu karę za tą zniewagę. Jak śmiał? Myślał, że wygra ze mną w takim stanie? I kto tu jest idiotą? Ruszyłem do siebie. Minął następny mecz w tym turnieju. Siedziałem w swoim pokoju, myśląc nad tymi karami. Nic nie przychodzi mi do głowy...Cóż, przejdę się, może wtedy coś mi wpadnie do głowy. Wyszedłem i chodziłem spokojnie po korytarzu, może tak na coś wpadnę. Szkoda by było zmarnować taką okazję, mogę zrobić z nimi wszystko co chcę. Albo po prostu zatrzymam te kary dla siebie na nieokreślony czas. Może moja drużyna coś wymyśli. Włożyłem ręce do kieszeni. Zobaczyłem dwie zawodniczki z Diamond Dust, jedna miała miskę z wodą, a druga szmatę i tabletki. Czyli serio lodówka ma gorączkę? Dziwne, lodówka i gorączka. Weszły do jego pokoju. Znów czuję zirytowanie. Niech na następny mecz nie choruje, mnie takie rzeczy nie bawią. Wszedłem do swojego pokoju i położyłem na łóżku. Patrzę w sufit, ma farta, że dziewczyny się nim zajmują. Oby tylko nie udawał tego, dla uzyskania ich uwagi i opieki. Chociaż on taki nie jest. Nigdy nie patrzył na nikogo w taki sposób...szczerze...jedyne co u niego widziałem to obojętność, spokój i czasem uśmiech z drwiną. Nic więcej, po tylu latach...Cholera by to! Nie interesuje mnie to! Po co ja myślę o takich bezwartościowych rzeczach?! Rzuciłem poduszką o ścianę zły. Nienawidzę go.

Burn x Gazelle | Inazuma eleven|Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz