Rozdział 70

370 14 5
                                    

***Wybaczcie proszę za tak długi okres nie wstawiania rozdziałów w ciągu ostatniego roku. Niestety musiałam się zająć bardziej nauką do matur i pracą, więc mało czasu, weny i chęci miałam do pisania. Szczerze wciąż nie mam tej iskry co kiedyś, dlatego nie obiecuję, że coś się poprawi, ale będę się w dalszym ciągu chociaż co miesiąc coś wstawić. Mam nadzieję, że dalej chcecie czytać tą książkę i dotrzecie do końca.***







-Więc? Wyjawicie mi gdzie ono jest czy mam straszyć resztę siusiu majtków?- uniósł brew, wyczekująco

-Tch, piętro niżej, powinien być na samym końcu- wysyczał przez zęby czerwono włosy, który ledwo co się jeszcze kontrolował przed zabiciem nieznanego.

-Dziena~ no to do zobaczenia wkrótce- zerknął na mnie, przejeżdżając koniuszkiem palca po mojej krtani w górę. Skrzywiłem się od razu na ten gest, uderzając w jego dłoń, co tylko widocznie mu się spodobało. 

-Jak śmiał?! Chodź tutaj- pociągnął mnie za ramię z powrotem do pokoju. Wytarł miejsce, gdzie zostałem dotknięty, po czym liznął całą tą długość.

-Co ty...?

-Zamknij się, nie pozwolę mu tykać mojej własności- warknął poważnie wkurzony. Miałem już go uspokoić, ale...w sumie powinienem się dziwić, czemu jeszcze nie rozwalił całego pokoju, niż to, że próbuje mnie przywłaszczyć w dziecinny sposób.

-Nie jestem twoją własnością, tylko chłopakiem. To dwa różne pojęcia.

-Bardzo bliskoznaczne. W ogóle co to miało znaczyć?! Zostawiam cię dosłownie na jakąś godzinę. GODZINĘ, wracam i co ja widzę? Jak jakiś frajer stoi zbyt blisko MOJEGO chłopaka. Co on sobie myśli? Nie ma ze mną szans- fuknął, zerkając na mnie, jakbym miał go utwierdzić w tym przekonaniu.

-Nie wyobrażaj sobie za dużo. Nie mam ochoty iść do kogokolwiek innego. Przypomnę Ci, że to ja jestem w tobie zakochany od nie powiem ilu lat.

-No i dobrze! Ma tak pozostać. Tch, tak mnie wkurzył!- zerknąłem na drzwi, widząc wciąż kątem oka jak chłopak obok mnie wariuje.

-Bardziej bym się martwił o prawdziwe intencje nowego. Jego sam pobyt tutaj wróży katastrofę. Musimy być ostrożni. W szczególności, że teraz nikt z nas nie jest w pełni sił i wciąż nasze głowy szwankują.

-Dlatego tym bardziej zachowam cię dla siebie. Nie oddam cię mu. Choć bym miał walczyć z samym diabłem.

-Uważaj, bo zamienisz się w Konrada.

-Ha ha, bardzo zabawne. Nie mydl mi oczu tymi dziwnymi tekstami, które absolutnie nie przydadzą mi się w życiu!

-Jak wolisz, wrócę do siebie. Zaraz mam trening.

-Chyba się przesłyszałem. Powiedz to jeszcze raz.

-Nie mogę cały czas siedzieć.

-Co? Twoja ręka ledwo co ci nie odpadła, a ty masz zamiar grać? Nie lepiej by było, abyś poczekał z ćwiczeniami chociaż przez tydzień? Jeśli on by cię zaatakował, a ty byś był w niekorzystnej sytuacji...

-Hej, myślisz, że od razu by się na mnie rzucił? Z resztą, równie dobrze mogę być osłabiony przez brak ćwiczeń- wbił palce w swoje ramiona, chyba szukając jakiegoś rozwiązania w myślach -Nie myśl za dużo...zamartwianie się nie jest dobre.

-Tch- szarpnął za swoje włosy-Nie, nie będzie dobrze. Nie rozumiesz, że się o ciebie martwię? W każdej chwili ktoś może mi ciebie odebrać! To... j-już za wiele- otworzyłem szerzej oczy, słysząc jak jego wkurzony głos zamienił się w skruszony i złamany.

Burn x Gazelle | Inazuma eleven|Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz