Rozdział 1

3.8K 261 299
                                    


Niepokój czaił się z tyłu głowy Tony'ego, gdy jechał w miejsce wskazane przez komputer. Był absolutnie pewien, że to zasadzka, ale musiał to sprawdzić. Zbyt szybko udało mu się odnaleźć lokalizację i dane komputera, a to wszystko przez tak banalny, wręcz dziecinny błąd w algorytmie zabezpieczającym. Milionerowi nie chciało się wierzyć, że geniusze pokroju tych przestępców naprawdę mogli pomylić się w ten sposób. Byli zbyt dobrzy i właśnie dlatego Tony doskonale wiedział, że pcha się w paszczę lwa. I, rzecz naturalna, nie byłby sobą, gdyby wezwał wsparcie. Był przecież Tonym Starkiem. Tonym - poradzę - sobie - sam - Starkiem.

Wysiadł z samochodu przed starym budynkiem. Przed wejściem widniała tabliczka informująca o możliwości zawalenia się trzypiętrowego domu. Na podwórku leżał porzucony sedes, a z rozerwanego worka na śmieci wypadło kilka ubrudzonych błotem ubrań. Wyglądało tu tak, jakby od dawna ludzka stopa tu nie stąpała. Dziurawy dach i powybijane szyby rzeczywiście nie sprawiały solidnego wrażenia. Nawet zabite deskami wejście wyglądało tak, jakby w każdej chwili mogło się rozpaść.

Milioner wziął głęboki oddech, gdy zbroja oplotła jego ciało. Zawalenie się budynku przestało być dla niego groźne. A mimo to, bał się. Nie wiedział, co czeka go w środku.

Ruszył przed siebie. Nie chciał naruszać niestabilnej kondygnacji, więc dostał się do środka przez jedno z wybitych okien. Znalazł się w małym pomieszczeniu. Na ścianie gdzieniegdzie łuszczyła się resztka niebieskiej farby, a starte drewno na podłodze niezdarnie ukazywało swój niegdyś ciemnobrązowy kolor. Pokój był pusty. Tony, starając zachowywać się bardzo cicho, przedostał się wgłąb domu. Wszystko było zadniedbane i puste. Jedynie na korytarzu trafił na zgliszcza czegoś, co prawdopodobnie było szafą.

Na piętrze też nie było nic interesującego. Każdy pokój taki sam, z bezbarwnymi ścianami i wytartymi, miejscami dziurawymi podłogami. Aż w końcu, natrafił na wyróżniające się pomieszczenie. Duży pokój, bez dziur w podłodze. Pod ścianą stał stolik, a okno, w którym wciąż było szkło, oświetlało wnętrze. Jedyną wadą pokoju była mała dziura w suficie, dookoła której pojawił się grzyb. Ale nie to przykuło uwagę Tony'ego.

Milioner wpatrywał się w legowisko na podłodze, stworzone z dużego, miejscami rozdartego śpiworu i poplamionej, szaro-żółtej poduszki. Na kocu leżał otwarty laptop i nadgryziony bochenek chleba, a obok tego, czerwona bluza i niegdyś pewnie białe, dziś szare trampki. Mężczyzna uniósł brwi. Zamrugał. A gdy otworzył oczy, to wszystko nadal tu było. Nagle, usłyszał huk. Odwrócił się gwałtownie, odruchowo wystawiając przed siebie wyprostowane ręce. Uchylił usta.

W wejściu do pokoju stało chłopiec. Mleko rozlewało się u jego stóp z kartonu, który wysunął się ze sztywnych dłoni dziecka. Drobny, chudy chłopak z burzą loków na głowie, stał w szarych dresach i białym podkoszulku. Miał słuchawki na uszach i szeroko otwarte oczy, gdy wpatrywał się w zapewne niespodziewanego gościa. Jego matowe usta były lekko rozchylone. Tony też wpatrywał się w dziecko w osłupieniu. Nie wiedział co zrobić.

-To ty...- powiedział cicho, rozpoznając w młodszym chłopca, który wybiegł mu wcześniej na drogę.

Brunecik szybko się otrząsnął. Zerwał się do biegu, ale wtedy, Tony wystrzelił krótką wiązkę laserową, która przeleciała dziecku przed nosem. Chłopiec wyprężył się jak struna, podskakując w miejscu i wciągając powietrze przez usta.

-Ani drgnij- wycedził Tony, wciąż będąc gotowym wystrzelić ponownie. Ale młodszy nie zamierzał testować swojego szczęścia. Odwrócił się powoli w stronę milionera.

-Nie zabijesz mnie- powiedział, wciąż nieco drżącym przez szok głosem, starając się uczynić swoje spojrzenie hardym. Trzęsącą się dłonią zdjął słuchawki z uszu.

Boys Don't CryOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz