Rozdział 33

1.7K 164 54
                                    

Tony zapukał w drewniane drzwi i wszedł do pokoju, powoli i po cichu. Peter siedział przy biurku z otwartym zeszytem, ale nie miał długopisu w dłoni. Siedział i wpatrywał się w swoje notatki.

-Egzamin nie był ściemą, Pete- powiedział miękko, podsuwając sobie krzesło pod biurko, obok dziecka. Usiadł i obrócił fotel chłopca tak, by było zwrócone w jego stronę- dyrektor chciał sprawdzić, czy dasz sobie radę. I dasz radę, udowodniłeś to. Ty sam sobie na to zapracowałeś. Zawdzięczasz to sobie, Bambi.

-I twojej forsie- mruknął ponuro chłopiec, patrząc na starszego od dołu. Tony pokręcił głową.

-Ja tylko... dałem ci możliwości, dzieciaku. Otworzyłem drzwi, ale ty sam przez nie wszedłeś. Nikt nie trzymał cię za rękę, ty to zrobiłeś. Zawdzięczasz wszystko sobie, uwierz mi- zapewnił, a Peter zacisnął szczękę, odwracając się od opiekuna.

-Nie wierzę ci- mruknął- nie starciliby sześćdziesięciu tysięcy tylko dlatego, że nie chcą przyjąć głupiego dzieciaka. Każda szkoła przyjęłaby mnie za taką kasę.

Milioner westchnął, zwieszając głowę.

Po chwili, wyciągnął telefon z kieszeni i przez chwilę stukał w ekran, po czym obrócił go w stronę Petera.

-Spójrz na datę przelewu. Tydzień przed twoim egzaminem. To prawda, zapłaciłem, ale tylko za to, że dali ci szansę. Dostali już pieniądze i nie musieli cię wcale przyjąć. To... eh, ja naprawdę chciałem tylko pomóc, Peter- powiedział, a młodszy wypuścił powietrze.

-Wiem- odparł cicho, po czym wydał z siebie cichy jęk irytacji, chowając twarz w dłoniach- wiem, że chciałeś dobrze, ale... ale nie jest dobrze. Głupio mi, że wydałeś tyle pieniędzy, to było niepotrzebne.

-Nie, Pete, nie, nie myśl tak o tym. Sześćdziesiąt tysięcy to nie dużo, w zasadzie to moje drobne, więc...

-Dla mnie to dużo!- rzucił ostro Peter, po czym wypuścił głośno powietrze- nie chcę, żebyś się nade mną litował i nie chcę, żebyś załatwiał moje problemy pieniędzmi. Umiem poradzić sobie sam, nie chcę, żebyś dawał mi przewagę swoimi pieniędzmi.

-Bambi, nie ma nic złego w tym, żebyś korzystał z moich pieniędzy- oznajmił miękko milioner- przecież to normalne, żeby dziecko...

-Ale ja nie jestem twoim dzieckiem- powiedział zimno chłopiec.

Tony znów westchnął.

-Ja... um... w zasadzie, mój ojciec. Mój ojciec zawsze tak robił. Zawsze kiedy miałem kłopoty, albo... albo potrzebowałem pomocy, dawał mi pieniądze. A ja... chciałbym ci pomagać, tylko nie wiem... jak- Tony spuścił wzrok i zacisnął palce, po czym wstał, wzdychając. Był do niczego.

-Nie chcę po prostu, żebyś dawał dla mnie łapówki. Nie potrzebuję tatusia, który będzie mnie ratował- rzucił ponuro chłopiec. Tony uniósł kąciki ust, kręcąc lekko głową.

-Jasne- mruknął, odwracając się- dla twojej wiadomości, mój ojciec nie pędził mi na ratunek, kiedy tylko miałem kłopoty. Wręcz przeciwnie, najczęściej sam musiałem się ratować.

Milioner zbliżył się do drzwi, ale zatrzymał go głos dziecka.

-To co się stało w dziewięćdziesiątym drugim roku?- spytał, a Tony zesztywniał. Obrócił się bardzo powoli w stronę chłopca, ale młodszy na niego nie patrzył. Wbijał wzrok w ekran laptopa.

-C-Co?- wydusił z siebie.

-Byłeś w moim wieku. Oskarżono cię o kradzież samochodu, narkotyki, jazdę bez prawka i pod wpływem. Ojciec opłacił kaucję, a potem nagle sprawa została umożona, bo magicznie zginęły wszystkie nagrania- powiedział młodszy, zupełnie beztrosko. Tony wstrzymał oddech, wpatrując się w niego- to nie był ratunek? Ojciec pobiegł ci na pomoc, żeby wyciągnąć cię z bagna zanim zdążysz się pobrudzić. Nie poniosłeś żadnych konsekwencji.

-Skąd ty o tym wiesz?- spytał słabo Tony.

-Ojciec odesłał cię do kolejnej eleganckiej szkółki paręnaście kilometrów od miasta. Też mi cierpienie. Mogłeś sobie imprezować bez kontroli i...

-To od dawna zamknięta sprawa. Skąd ty o tym wiesz?- powtórzył milioner, cedząc słowa przez zaciśnięte zęby.

Peter odwrócił się w stronę milionera i uniósł lekko brwi. Zamknął usta. Nie wiedział, co dokładnie się wydarzyło, ale w jednej chwiki zrozumiał, że wywlekanie tego było błędem.

-Uh... znalazłem szkic artykułu. Jakiś magazyn plotkarski chciał o tym napisać  ale twój ojciec się dowiedział i wasz rodzinny adwokat przygotował pozew, którym ich nastraszyli. Szkic był potencjalnym dowodem. A potem... zacząłem grzebać i... znalazłem więcej dokumentów- powiedział, a z każdym słowem, czuł się bardziej zawstydzony, widząc, jak ramiona milionera opadają.

Tony pokręcił głową z niedowierzaniem. Podszedł do młodszego, po czym gwałtownym, silnym ruchem odsunął chłopca od biurka i otworzył laptopa. Peter złapał się mocno krzesła, żeby nie spaść. Przejechał na obrotowym fotelu prawie pół pokoju. Nie miał odwagi się odezwać, gdy starszy wściekle uderzając w klawisze usuwał wszystkie skany dokumentów i pliki dotyczące jego aresztowania, po czym wyprostował się i przez chwilę wpatrywał się w laptopa, zaciskając szczękę.

-Jeśli musisz wiedzieć, poniosłem konsekwencje- powiedział milioner, nie obdarzając Petera ani jednym spojrzeniem- i nigdy więcej nie waż się przeglądać mojego prywatnego archiwum- z tymi słowami, Tony wyszedł z pokoju i głośno trzasnął za sobą drzwiami. Peter wzdrygnął się mocno, zaciskając powieki, a potem czekając chwilę w bezruchu, w razie gdyby milioner chciał wrócić. Jednak tak się nie stało. Chłopiec wstał więc powoli i przysunął fotel spowrotem do biurka. Przez chwilę znów nasłuchiwał, ale gdy nie usłyszał żadnych kroków, usiadł i otworzył laptopa, żeby sprawdzić, co dokładnie pan Stark usunął.

Zmarszczył brwi, stukając w klawisze. Poniósł konsekwencje? Akurat. Niby jakie? Nie dostał kieszonkowego? Służba nie usługiwała mu bezmyślnie przez jeden dzień? A może musiał chodzić pieszo, bo odebrano mu kierowcę? Tacy jak on nie ponosili konsekwencji. Teraz, kiedy Peter poznał bogate dzieciaki w nowej szkole, nie miał co do tego wątpliwości. Jego opiekun użalał się nad sobą jak mały chłopiec, a tymczasem nigdy nie przetrwałby tego, co przeżył Peter. Tony Stark był w gruncie rzeczy rozpuszczonym bogaczem i wściekał się tylko dlatego, że któryś z jego sekretów mógł wyjść na jaw. Chociaż Petera w ogóle nie interesowało rujnowanie publicznej opinii milionera.

Chłopiec zagryzł wargę, wypuszczając powietrze. Nie chciał rozzłościć opiekuna, ale nie zrobił nic złego, prawda?

Zmarszczył brwi. To nie była jego wina. Pan Stark był przewrażliwiony, ale nikt nie był idealny, nawet cudowny Iron Man. Poza tym, barwna przeszłość mężczyzny nie była żadną tajemnicą.

Peter wydał z siebie dźwięk irytacji, otwierając przeglądarkę. Wpisał nazwę szkoły, do której ojciec milionera wysłał Tony'ego. Sprawdzał to, żeby udowodnić sobie, że ma rację. Bo miał rację. Miał rację.

Chłopiec poczekał, aż strona się załaduje, po czym przeczytał kilka linijek artykułu o zamknięciu szkoły, które nastąpiło dwadzieścia lat temu. Przełknął ślinę, a kpiące spojrzenie zniknęło z jego oczu.

To nie była elegancka, prywatna szkółka.

To była wojskowa szkoła dla trudnej młodzieży.

*****

1044 słowa

Hejka!

Na ten wtorkowy poranek xD

Mam nadzieję, że się podobało :)

Do zobaczenia<3<3<3

Boys Don't CryOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz