Rozdział 49

1.4K 147 57
                                    

Peter nie oglądał programu, który grał w telewizji. Prezenter na ekranie mówił coś od dobrych kilku minut, ale chłopiec w ogóle nie wiedział co. Niemalże leżał w fotelu, rozmyślając nad ostatnimi dniami. O panu Starku, który chciał go zatrzymać, ale nie chciał się nim opiekować, ani nawet mieć go przy sobie. Niby czemu miałby tego chcieć? Peter był udręką. Był nieznośny. Nawet kiedy próbował być miły, kiedy się starał, wszystko i tak wychodziło jak zawsze. Jak inne dzieciaki to robiły? Jak udawało im się sprawić, że obcy ludzie je kochali? Że je chcieli?

Dzwoneczek windy wyrwał go z kłębu myśli. Sięgnął po pilot i wyłączył telewizor, po czym wstał, ruszając w stronę korytarza. Zatrzymał się jednak po dwóch krokach. Niemalże wryło go w ziemię.

Naprawdę wstał tylko po to, żeby przywitać pana Starka? Zachmurzył się na tę myśl.

Co ja wyprawiam?

Nie miał pięciu lat, żeby zachowywać się jak szczeniak, gdy jego opiekun wracał do domu i na pewno nie zamierzał pobiec do niego jak stęskniony przedszkolak.

Głupi Tony Stark.

Jednak, gdy milioner pojawił się w polu widzenia Petera, a chłopiec posłał mu gniewne spojrzenie i zmarszczył brwi, Tony uśmiechnął się jedynie.

-A co to za mina, dzieciaku? Bez humorku?- rzucił pogodnie, roztrzepując młodszemu włosy, i choć Peter chciał móc powiedzieć, że go to wkurzyło, więc poszedł ostentacyjnie do pokoju, jedyne co zrobił to wygładził lekko brwi i uniósł kąciki ust, bo w zasadzie, w ogóle go to nie rozgniewało. Lubił, kiedy pan Stark miał taki pogodny nastrój.

Wygładził sobie jednak włosy i fuknął cicho. Na wszelki wypadek.

W pewnym momencie, Tony odsunął się lekko od Petera i krytycznie zmierzył go wzrokiem.

-Co ty masz na sobie, Bambi?- spytał, głosem pełnym zdumienia, a nastolatek uniósł jedną brew, spuszczając głowę, żeby na siebie spojrzeć.

-Ubranie?- mruknął. Tony pokręcił głową z dezaprobatą.

-Rozumiem wszystko, naprawdę wszystko. Nie komentowałem ani tych wyciągniętych bluz, ani koszulek, ani dresów, ale to?- mężczyzna chwycił w dwa palce skrawek swetra, który Peter miał na sobie. Chłopiec zacisnął usta. Fakt, ten sweter był jedną z gorszych rzeczy w jego szafie. Ale czy miał jakiś wybór? Dostał go, gdy do domu dziecka przyjechali wolontariusze z używanymi ubraniami i choć nie był to najładniejszy ciuch, był ciepły i prawie niezniszczony.

-Nie wiem o co ci chodzi. Przyzwoity sweter- mruknął, odsuwając się od starszego. Tony posłał mu sceptyczne spojrzenie, po którym odwrócił się i poszedł do kuchni, a Peter podążył za nim.

-Jedziemy na zakupy, Bambi. A zanim powiesz, że nie chcesz moich pieniędzy, potraktuj to jako inwestycję w mój własny wizerunek- oznajmił radośnie milioner. Chłopiec wypuścił powietrze.

-Inwestycja w twój wizerunek?- powtórzył kpiąco.

-Oczywiście. Muszę dbać o reputację, dzieciaku. Kiedyś zrozumiesz. W każdym razie, na pewno trzeba położyć kres twojemu braku wyczucia stylu i smaku, więc zabieram cię na zakupy. Mój podopieczny musi dobrze wyglądać- oświadczył, podnosząc do ust kubek z kawą. Peter wywrócił oczami, wypuszczając powietrze.

-Ale masz ego- mruknął, zdmuchując grzywkę z twarzy.

-Nie bądź zazdrosny, też będziesz kiedyś miał- rzucił Tony, pstrykając dziecko w nos, gdy obok niego przychodził- bądź gotowy za pół godziny. I błagam, przebierz się, na litość boską.

Boys Don't CryOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz