Tony śledził Petera. Starał się wymyślić na to ładniejsze określenie, ale właśnie to robił. Śledził go. Jechał za dzieckiem jednym ze swoich najmniej rzucających się w oczy samochodów i walczył z własnym poczuciem winy, ale musiał dowiedzieć się co jego podopieczny robił. Martwił się o niego. Bał się, że wpakuje się w kłopoty. Nie dlatego, że był za niego odpowiedzialny. Po prostu... naprawdę się martwił. Chciał dla niego jak najlepiej.Peter szedł przez miasto szybkim krokiem, ze wzrokiem wbitym w ziemię. Maszerował w ten sposób już od ponad godziny, ale w ogóle nie wyglądał na zmęczonego. Nie zjadł też śniadania, co zaniepokoiło Tony'ego bardziej niż powinno. Kiedy to się stało? Kiedy zaczął się martwić, czy jakieś dziecko zjadło śniadanie?
Peter po prostu od dłuższego czasu nie był już jakimś dzieckiem.
W końcu, gdy chłopiec zaszedł aż do Queens, Petee wykorzystał pieniądze, ale nie tak jak milioner przewidywał. Wszedł do kwiaciarni i kupił duży bukiet kwiatów. Tony uśmiechnął się z pobłażaniem, wypuszczając powietrze. A więc po to to wszystko? Więc o to chodziło? To by wszystko wyjaśniało. Humorki, znikanie, roztargnienie.
Dzieciak się zakochał.
Mężczyzna pokręcił głową z rozbawieniem, wrzucając wsteczny bieg, żeby wyjechać z bocznej uliczki i wrócić do Wieży. Ostatni raz zerknął na Petera. Zmarszczył lekko brwi. Chłopiec zatrzymał się na chodniku i wszedł w bramę. I to nie byle jaką bramę. W bramę cmentarza.
Tony zaparkował i wysiadł z samochodu, jednak zatrzymał się, gdy postawił pierwszy krok. Peter na pewno odwiedzał swoją rodzinę. Gdyby chciał towarzystwa, powiedziałby Tony'emu. Choć z drugiej strony, jego podopieczny nie mówił takich rzeczy. Nie informował o swoich potrzebach. Nawet gdyby chciał, żeby ktoś pojechał z nim na cmentarz, nic by nie powiedział.
Myśli Tony'ego zalała fala pytań. Jeśli to tu codziennie znikał, to oznaczało, że nagle zaczął regularnie odwiedzać cmentarz. Dlaczego? Zbliżała się jakaś rocznica? Albo coś stało się w życiu Petera i sprawiło, że chłopiec zaczął tęsknić za rodziną bardziej niż zwykle?
W końcu, milioner podjął decyzję. Nie będzie przeszkadzał chłopcu, ale musiał się upewnić, że wszystko jest w porządku. Nie chciał, żeby Peter samotnie siedział przy grobie rodziny, jeśli potrzebował wsparcia. Wiedział, jakie to było bolesne.
Mężczyzna przekroczył bramę i rozejrzał się. Cmentarz w Queens był olbrzymi. Nie widział jego końca. Zmartwił się, że nie uda mu się znaleźć Petera, ale po chwili, zobaczył chłopca. Na szczęście, grób przy którym się zatrzymał znajdował się blisko wejścia. Tony patrzył, jak nastolatek kuca przy grobie. Brunecik strzepnął z niego liście, po czym wyjął z kamiennego wazonu zwiędły bukiecik i włożył do środka świeże kwiaty, a te zeschnięte odłożył na bok.
Peter usiadł na małej ławeczce przy grobi, przytulił kolana do klatki piersiowej i oparł o nie podbródek. A potem... nic. Nawet nie drgnął.
Tony westchnął cicho, ruszając w jego stronę. Nie miał pomysłu na to co powiedzieć, ale nie musiał. Peter go zauważył.
-Co ty tu robisz?- rzucił, a Tony wyczuł w jego głosie irytację. Wypuścił lekko powietrze.
-Mogę usiąść?
-Śledziłeś mnie!- oskarżył go Peter, zresztą bardzo trafnie. Milioner posłał mu przepraszające spojrzenie.
-Martwiłem się o ciebie- powiedział. Chłopiec przez chwilę wyglądał tak, jakby chciał się kłócić, ale w końcu westchnął głęboko, przewracając oczami. Tony zacisnął usta, po czym powoli usiadł obok podopiecznego i spojrzał na grób. Widniały na nim cztery nazwiska.
CZYTASZ
Boys Don't Cry
Fanfiction"-A więc zwiałeś?- rzucił milioner, posyłając chłopcu oskarżycielskie spojrzenie, którego ten nie mógł zobaczyć. Peter znów wzruszył ramionami, zaciskając usta- jesteś tu sam?- spytał Tony. Uznał milczenie młodszego za odpowiedź twierdzącą- a to? To...