Rozdział 17

1.9K 168 65
                                    

Peter siedział przy stole ze spuszczonym wzrokiem, bawiąc się swoimi palcami. Tony upił łyk kawy, zanim zaczął mówić. Wiedział, że Peter nie odezwie się pierwszy.

-Chcesz coś zjeść?- spytał milioner, mając na uwadze fakt, iż chłopiec nie jadł od paru godzin. Młodszy pokręcił przecząco głową. Tony uśmiechnął się cierpko.

Prawda była taka, że rozumiał Petera. Rozumiał jego złość, jego rozgoryczenie. Rozumiał jego próbę ucieczki. Na jego miejscu, szczególnie w jego wieku, też chciałby uciec. W wieku czternastu lat, jego największym marzeniem była ucieczka od ojca. Nienawidził tego, jak apodyktyczny był, nienawidził kontroli i poniżenia, które czuł za każdym razem, gdy odbierana mu była możliwość podejmowania własnych decyzji. Nie wyobrażał sobie jak by się czuł, gdyby to był ktoś obcy. Gdyby obcy człowiek przejął kontrolę nad jego życiem i zaczął mieszać się w jego prywatne sprawy. Złość Petera była zrozumiała. Mimo to, Tony nie mógł zostawić go w spokoju. Peter był dzieckiem, które bez kontroli robiło złe rzeczy. Chłopiec stał na rozdrożu i stawiał małe kroczki w złym kierunku. Poza milionerem, nie miał nikogo, kto cofnąłby go i pchnął we właściwą stronę.

-Pozwól, że zacznę, dobrze?- powiedział Tony, a młodszy kiwnął głową i upił łyk herbaty- wiem, że jesteś tu nieszczęśliwy. Przykro mi, że tak musi być, ale postawmy sprawę jasno. Sam sobie na to zapracowałeś. Nie jesteś małym dzieckiem, wiedziałeś, że to co robisz jest niebezpieczne i prędzej czy później spotkają cię konsekwencje. Nie zasługuję na karę za to, że ty łamałeś prawo i w końcu się doigrałeś. Więc, żeby moje życie było lepsze, chcę, żebyś zaczął mnie słuchać. Nie współpracować ze mną, nie szanować mnie, nie ufać mi, tylko mnie słuchać. Niczego więcej nie oczekuję. Może nie stanowię dla ciebie autorytetu, może nie wierzysz, że chcę dla ciebie dobrze, ale nie wymagam tego. Chcę po prostu, żebyś mnie słuchał, jak dziecko rodzica.

Peter wyprostował się, posyłając starszemu zbulwersowane spojrzenie.

-Nie jesteś moim rodzicem- powiedział twardo, zaciskając dłonie na kubku z herbatą.

-Rodzic, opiekun, czy to nie to samo? Zwłaszcza w twoim przypadku, skoro...

-To nie jest to samo!- warknął Peter, ciskając w Tony'ego nienawistnym spojrzeniem. Milioner zamrugał, po czym pokiwał głową.

-Dobrze. Niech ci będzie- odparł starszy, nie chcąc kłócić się z chłopcem- w każdym razie, wiesz, czego ja chcę. Powiedz mi teraz, co mogę zrobić, żebyś przestał obsesyjnie planować ucieczkę?

-Przestań mi przeszkadzać- rzucił beztrosko młodszy.

-Ha ha- mruknął beznamiętnie Tony- mówię poważnie, Bambi. Ciesz się, że nie dostaniesz szlabanu.

Peter wywrócił ostentacyjnie oczami.

-Co powiesz na powrót do szkoły?- spytał milioner, a chłopiec uniósł brwi.

-Mówisz poważnie?- spytał. Tony kiwnął głową. Peter spuścił wzrok na swoją herbatę i zacisnął usta. Kiwnął lekko głową.

-Tylko nie myśl sobie, że zwiejesz w czasie lekcji.

Chłopiec posłał mu ponure spojrzenie.

-Jak zamierzasz temu zapobiec?- spytał, nieco pogardliwie.

-A tak, że nie wyjdziesz z Wieży z laptopem. A jeśli zwiejesz, bez względu na to, czy trafisz do poprawczaka, wrócisz do domu dziecka, czy zwiejesz do tej swojej Francji, masz moje słowo, że laptopa nigdy nie odzyskasz, ani żadnego programu i wirusa, którego udało ci się stworzyć.

Peter otworzył usta, ale ostatecznie wydał z siebie tylko oburzone sapniecie i opadł z rezygnacją na krzesło, a Tony uśmiechnął się triumfalnie.

Boys Don't CryOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz