Rozdział 38

1.7K 169 44
                                    


-Jak się bawiłeś, Bambi?- spytał milioner, gdy chłopiec wsiadł do samochodu. Nastolatek zmierzył go ponurym spojrzeniem.

-Gdzie jest Happy?- rzucił, a w jego głosie wybrzmiało niezadowolenie. Starszy zerknął na niego z rozbawieniem.

-Chciałem sam cię odebrać, żeby Happy mógł iść już do domu. A co, chyba nie wolisz Hogana?- jęknął, teatralnie kładąc rękę na sercu. Peter przewrócił oczami.

-Happy nie gada- mruknął jedynie. Tony uniósł kąciki ust.

-Auć- rzucił, po czym wypuścił powietrze- każesz się błagać, czy powiesz mi co się stało?

-Nic się nie stało!- odparł natychmiast Peter.

-Ten cały Ned coś ci powiedział? Mam porozmawiać z jego rodzicami? Albo z nim? Mogę to załatwić, gówniarz więcej się do ciebie nie odezwie, jeśli...

-Nie!- warknął chłopiec, posyłając starszemu gniewne spojrzenie- Ned nic nie zrobił, zostaw go w spokoju. Zresztą, nawet jeśli, to ja...

-Nie potrzebujesz mojej pomocy- dokończył za niego Tony- umiesz się sam obronić, wiem o tym. Ale skorzystanie z pomocy nie oznacza, że jesteś słaby- powiedział miękko. Peter uśmiechnął się cierpko.

-Dokładnie tak mówią ludzie, którzy chcą sobie usprawiedliwić swoją nieporadność- rzucił sucho. Tony westchnął.

-Jak uważasz, Bambi- wzruszył ramionami- to jak było? Złożyliście "Gwiazdę Śmierci"?

Peter kiwnął lekko głową.

-Ned miał już gotowy szkielet, więc udało nam się skończyć- powiedział. Tony uśmiechnął się, po czym spojrzał na Petera, gdy zatrzymali się na światłach.

-Jadłeś coś? Chcesz kupić coś do jedzenia?- spytał.

-Nie, dzięki- Peter odchrząknął cicho, wbijając wzrok w szybę- mama Neda zrobiła nam ryż z kurczakiem. I upiekła ciasteczka.

Przez chwilę milczeli. Zaczął padać deszcz, który rytmicznie uderzał w dach i szyby. Peter zerknął bojaźliwie na niebo. Na zewnątrz było już ciemno, więc chłopiec nie mógł dostrzec, czy na niebie zbierały się ciemne chmury, ale miał złe przeczucia. Nie chciał burzy. Nie dzisiaj. Nie miał na to siły.

-Ned ma fajną mamę- powiedział po cichu, a Tony nie był pewien, czy Peter rzeczywiście chciał powiedzieć to na głos. Jednak szybko zrozumiał co zepsuło dziecku humor. Ned miał fajną mamę, która zrobiła im obiad i upiekła ciasteczka. Peter w ogóle nie miał mamy. I choć dobrze się bawił, spędził popołudnie na oglądaniu tego, czego sam nie mógł mieć. Na rozmyślaniu, jak mogłoby wyglądać jego życie, gdyby miał rodziców. Musiało być mu ciężko.

*****

Peter nigdy nie umiał zachować się odpowiednio podczas pogrzebów. W wieku pięciu lat był na pogrzebie rodziców. Peter nie rozumiał co się dzieje. Wszyscy płakali i obejmowali go, aż w końcu sam się rozpłakał, chcąc po prostu wrócić z rodzicami do domu, ale nigdy nie wrócił do domu. Zamiast tego, ciocia May i wujek Ben zabrali go na rurki z kremem, a tam, bardzo łagodnymi głosami powiedzieli mu, że teraz zamieszka u nich. Nie spodobało mu się to. Chciał wrócić do mamy i nieustannie pytał, kiedy po niego przyjdzie. Ciocia May zaczynała wtedy cicho szlochać, a wujek miał na twarzy wymalowany smutek, więc w końcu Peter przestał.

Życie z ciocią i wujkiem było dobre. Dużo go przytulali i zapewniali, że bardzo go kochają. Bawili się z nim, spędzali z nim mnóstwo czasu, zajmując go na różne sposoby, żeby nie myślał o rodzicach. Było dobrze. Czuł się chciany i kochany.

Boys Don't CryOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz