Nowy Jork nawet nocą był gwarny. Pełno ludzi sunęło ulicami, wszędzie były samochody. To miasto naprawdę nie zasypiało.Ludzie w Nowym Jorku byli nerwowi i wciąż się spieszyli. Turyści nie byli dostatecznie uważni. Wciąż coś się działo. Ale teraz, ten konkretny wypadek, który dla wielu był po prostu sensacją tej nocy, zapomnianą następnego dnia, zatrząsł całym światem Petera Parkera.
Peter przycisnął dłonie do ust, otwierając szeroko oczy. Nie mógł oderwać wzroku, choć naprawdę chciał to zrobić. Czas zwolnił, gdy rozpędzony samochód wjechał prosto w białe Audi pana Starka. Peter widział, jak milioner szarpie za kierownicę i przez króciutki ułamek sekundy pozwolił sobie uwierzyć, że Tony odjedzie i wszystko będzie dobrze. Widział, jak milioner obraca swój samochód. Widział, jak auto z naprzeciwka wjeżdża prosto w drzwi kierowcy. Widział, jak kilka innych samochodów nie daje rady wyhamować i wjeżdża w kolizję, zgniatając Audi jego opiekuna z dwóch stron.
Przez chwilę, panowała cisza. Dosłownie kilka krótkich sekund, ale dla Petera, te sekundy zdawały się trwać wieczność. Cały się trząsł, wpatrując się w roztrzaskane samochody. Deszcz spływał mu po twarzy, mieszając się ze łzami, ale Peter w ogóle go nie czuł. Nic nie czuł. Nagle, zapomniał o wszystkim. O poczuciu zdrady, o złości, o smutku, o rozgoryczeniu. O tym, że był głodny i zmarznięty też zapomniał.
Ludzie zaczęli krzyczeć. Gwałtownie i głośno. Wszyscy krzyczeli. Kilka osób podbiegło do samochodów, jednak większość po prostu zebrała się dookoła. Niektórzy nagrywali. Kilka osób przystanęło, a potem poszło dalej, odwracając wzrok.
Kilku kierowców wysiadło ze swoich samochodów. Kilku nie.
No dalej, pomyślał Peter, wpatrując się w samochód jego opiekuna. Czemu nie wysiadasz, Tony?
Nagle ktoś krzyknął. Niech ktoś wezwie straż pożarną! Coś się stało. Benzyna na ulicy zapłonęła, a jeden samochód zajął się ogniem. Nie widać było kierowcy, ale nawet gdyby był w środku, Peter nie zobaczyłby go. Patrzył tylko na białe Audi, groteskowo zgniecione między autami. Wpatrywał się w resztki drzwi kierowcy, czekając, aż jego opiekun wysiądzie. Nie widział go. I wmawiał sam sobie, że nie widzi też cieniutkiej stróżki krwi, która wypływała z jednego z wielu pęknięć, kapiąc na chodnik.
Dopiero po dłuższej chwili, gdy z daleka słychać było wycie syren, Peter drgnął, wyrwany z oszołomienia. Zamrugał, wciąż wbijając wzrok w samochód. Chciał zamknąć oczy, ale nie mógł. Nie potrafił przestać patrzeć. Jako pięciolatek też nie umiał przestać patrzeć, choć tak bardzo tego chciał.
-Nie...- szepnął, odsuwając dłonie od ust- nie, nie, nie.
Postawił kilka chwiejnych kroków naprzód. Było ślisko i mokro.
-Nie!- wykrzyknął Peter. Zaczął biec. Nie wiedział po co. Nie miał pojęcia co zrobi. Obudzi Tony'ego? Każe mu wysiąść z samochodu? Przypomni mu, że nie może tam teraz być, bo kilka samochodów zajęło się ogniem?
-Hej, hej, nie możesz tam przejść, mały- powiedział ktoś, kładąc mu dwie silne ręce na klatce piersiowej. Peter szarpnął się, a wtedy policjant chwycił go obiema rękami nieco mocniej- synu, nie możesz...
-Nie! Tony! Proszę, nie!- zaczął krzyczeć, starając się uwolnić z uścisku. Dlaczego on nie wychodził? Dlaczego nie wychodził?!
-Mały, spójrz na mnie. Jak masz na imię? Znasz tu kogoś? Gdzie są twoi rodzice?- policjant zadawał kolejne pytania, ale Peter nie mógł się na tym skoncentrować. Patrzył z przerażeniem jak kilku strażaków rozcina dach samochodu pana Starka.
CZYTASZ
Boys Don't Cry
Fanfiction"-A więc zwiałeś?- rzucił milioner, posyłając chłopcu oskarżycielskie spojrzenie, którego ten nie mógł zobaczyć. Peter znów wzruszył ramionami, zaciskając usta- jesteś tu sam?- spytał Tony. Uznał milczenie młodszego za odpowiedź twierdzącą- a to? To...