Peter uciekł.Znów.
Czmychnął spod szpitala, gdy wujek Nick rozmawiał z lekarzem.
Nie chciał sprawiać kłopotów, ani niczego udowodnić, naprawdę nie o to chodziło. Po prostu... spanikował.
Gdy wujek Nick po niego przyjechał, Tony powiedział, że chciałby adoptować Petera. Wujek się ucieszył. Przytulił Petera, uścisnął Tony'emu dłoń i oświadczył, że jeszcze dzisiaj przygotuje wszystkie dokumenty, gdy tylko Tony wyjdzie ze szpitala, w przeciągu tygodnia załatwi oficjalną wizytę domową, a cały proces potrwa najwyżej dwa miesiące.
Cóż, Tony spytał Petera o zgodę. A Peter się zgodził. Naprawdę tego chciał. Ale nie spodziewał się, że to nastąpi tak nagle. Kompletnie zesztywniał, gdy milioner nagle zaczął o tym mówić i nie odezwał się do końca wizyty. Co prawda, opiekun spytał go o pozwolenie, ale nie uprzedził go, że to wszystko stanie się tak szybko. Dziś rano nie wiedział jeszcze czy w ogóle ma jakiś dom, a teraz nagle miał być adoptowany przez Tony'ego, miał dostać dom na zawsze i to działo się tak nagle. Zbyt szybko.
Tony i wujek Nick byli tak zadowoleni z adopcji, że żaden z nich nie zauważył, jak Peter zbladł. Teraz, chłopiec sam nie wiedział co ma czuć. Kochał Tony'ego, chciał być jego synem, od dłuższego czasu to było jego największe marzenie, a teraz, kiedy to się działo, on... bał się. Bał się wszystkiego naraz. Tego, że Tony się znudzi. Że Peter nie będzie dla niego dość dobrym synem. Że zawiedzie jego oczekiwania i to wszystko jak zwykle okaże się jednym wielkim kłamstwem.
Fury miał co do ciebie rację!
Peter skulił się lekko na ławce. Zrobiło mu się zimno i był głodny, ale już sam nie wiedział co ma zrobić. Miał dwadzieścia cztery nieodebrane połączenia od wujka i osiem wiadomości, w których starszy prosi, żeby wrócił i wyjaśnił co się stało. Peter bardzo chętnie sam usłyszałby wyjaśnienie. Nie miał pojęcia co się stało. Po prostu spanikował.
Jego telefon znów zadzwonił. Chłopiec schował twarz w kolanach. Co miał teraz zrobić? Wujek Nick na pewno odwiezie go do domu dziecka, nie będzie go chciał u siebie po tym, jak okazał mu dobroć, a Peter jak zwykle okazał się kłopotliwy i nieznośny. Zresztą, co miał mu powiedzieć? Jak miał się wytłumaczyć? Nie chciał teraz żadnego krzyku, a wujek na pewno będzie na niego zły. Nie wolno mu było tak sobie znikać, wszyscy mu to ciągle powtarzali.
Gdy telefon znów zadzwonił, Peter wyciągnął go z kieszeni. Uniósł brwi, widząc, że tym razem to nie był wujek. To Tony do niego dzwonił.
Serce Petera mocniej zabiło, a żołądek skręcił się z nerwów. Już go nie chce, powie, że ma się nie pokazywać w szpitalu, że ma zapomnieć o adopcji, że nie chce bachora, który nie potrafi usiedzeć w miejscu.
Peter potrząsnął głową. Nie, nie, Tony mówił, że tak nie będzie, że zawsze będzie przy nim. Chłopiec zacisnął powieki. Ale teraz go nie było.
Odebrał telefon.
-Halo?- mruknął smutno.
-Hej, Pete- odezwał się łagodnie starszy, tak jakby wcale nie był zły- pan Tremblay do mnie dzwonił- dodał. Peter przełknął ślinę.
-Mhm.
Zapadła chwila ciszy.
-Co się stało, Bambi?- spytał Tony. Brunecik zacisnął usta i rękawem bluzy starł kilka łez z policzków. Wzruszył ramionami, choć jego opiekun tego nie widział.
CZYTASZ
Boys Don't Cry
Fanfiction"-A więc zwiałeś?- rzucił milioner, posyłając chłopcu oskarżycielskie spojrzenie, którego ten nie mógł zobaczyć. Peter znów wzruszył ramionami, zaciskając usta- jesteś tu sam?- spytał Tony. Uznał milczenie młodszego za odpowiedź twierdzącą- a to? To...