Peter podniósł głowę i posłał panu Tremblay wdzięczne spojrzenie, gdy starszy usiadł obok i podał mu papierowy kubek z herbatą, razem z batonikiem zbożowym z automatu. Chłopiec zaczął popijać herbatę małymi łyczkami. Batonika schował do kieszeni. Nie był w stanie nic teraz przełknąć.Siedzieli w poczekalni już od wielu godzin. Pan Tremblay próbował zaczepiać lekarzy na korytarzu, kilkukrotnie wykłócał się w rejestracji, ale wciąż nikt nie dawał im żadnych konkretnych informacji. Czekali bezczynie, nie wiedząc w jakim stanie jest Tony, co dodawało tylko goryczy do plataniny myśli w głowie chłopca. Gdyby siedział tu z opiekunem, nikt by go tak nie lekceważył, ale gdy był sam, nikt się z nim nie liczył. Pan Tremblay też nie mógł zbyt wiele zdziałać.
Trzy godziny zajęło Peterowi uspokojenie się. Choć może to było zbyt wiele powiedziane. Peter się nie uspokoił, ale opanował swoje ataki paniki, a to było już dużo. Po kolejnej godzinie, chłopiec opowiedział panu Tremblay o tym co się stało, choć w nieco okrojonej wersji. Starszy objął go ramieniem, a Peter na to pozwolił, mimo iż nie mogło się to równać z uściskiem pana Starka.
Peter nie wiedział co teraz będzie. Przytłaczała go jego własna bezradność. Jeszcze parę godzin temu był tak wściekły, tak zraniony, kotłowało się w nim wielkie poczucie niesprawiedliwości, ale teraz, to on czuł się winny. Wszyscy od zawsze na wszelkie sposoby starali się wybić mu z głowy ucieczki, Tony też od początku robił co mógł, żeby Peter przestał uciekać z domu. A on i tak uciekł. Zupełnie bez sensu, bo i tak nie miał dokąd pójść, ale nie mógł znieść myśli, że Wieża, miejsce, w którym czuł się tak dobrze, tak chciany, tak bezpieczny, nie była już jego domem. Tony go nie chciał. A teraz, Peter mógł już nie mieć szansy błagać go o zmianę zdania. Jego opiekun mógł już nigdy go nie przytulić, nigdy mu nie wybaczyć. Nigdy się nie dowiedzieć, że Peter nie zrobił nic złego. Że nigdy by mu tego nie zrobił. Nigdy by go nie skrzywdził. Kochał go.
W końcu, po ponad pięciu godzinach, do poczekalni wszedł lekarz, a Peter natychmiast podniósł głowę i wbił szeroko otwarte oczy w mężczyznę.
-Może zacznę od tego, że stan pana Starka jest stabilny, a operacja przebiegła pomyślnie- powiedział, podsuwając sobie krzesło, żeby usiąść naprzeciwko Petera i pana Tremblay.
I po raz pierwszy od kilkunastu godzin, Peter wypuścił oddech, który tak długo wstrzymywał, a jego spięte ramiona lekko opadły.
-Złamane żebro drasnęło płuco i spowodowało krwotok wewnętrzny, który sprawnie udało nam się opanować. Podejrzewamy wstrząśnienie mózgu, ale dopiero tomografia to potwierdzi. Nie wiem dokładnie kiedy pan Stark się obudzi, ale nie powinno to potrwać więcej niż paręnaście godzin- oznajmił ze spokojnym profesjonalizmem, choć w jego głosie wybrzmiewało ciepło i współczucie.
-Mogę go zobaczyć?- spytał cicho Peter. Lekarz zasznurował usta, posyłając mu zmieszane spojrzenie, po czym zerkając na pana Tremblay w poszukiwaniu pomocy. Mógł być profesjonalistą, ale ciężko było mu odmówić dziecku w takiej sytuacji, nawet jeśli to było konieczne.
-Petey, Tony przeszedł właśnie poważną operację- zaczął pan Tremblay, obracajac się do chłopca- nie sądzę, żeby to był dobry pomysł. Obaj jesteśmy wykończeni, może byłoby najlepiej, gdyby...
-Proszę, wujku. Proszę- powiedział cicho Peter, wbijając w starszego oczy pełne łez. Mężczyzna westchnął głęboko, po czym przerzucił spojrzenie na lekarza, który też wypuścił powietrze.
-Ale tylko na chwilę, dobrze? Organizm pana Starka jest bardzo osłabiony, nie powinien być wystawiony na kolejne próby przez zarazki i bakterie.
Peter pokiwał gorączkowo głową, szybko odrzucając koc na bok. Cała trójka wstała, a chłopiec chwycił pana Tremblay za rękę. Starszy nic nie powiedział, ale trzymał mocno dłoń chłopca przez całą drogę. Przed wejściem na blok, oboje dostali ochronne ubrania i zdezynfekowali ręce. Peter wiedział już, że ten zapach, płynu do dezynfekcji i leków, będzie jego najbardziej znienawidzonym zapachem do końca życia.
CZYTASZ
Boys Don't Cry
Fanfiction"-A więc zwiałeś?- rzucił milioner, posyłając chłopcu oskarżycielskie spojrzenie, którego ten nie mógł zobaczyć. Peter znów wzruszył ramionami, zaciskając usta- jesteś tu sam?- spytał Tony. Uznał milczenie młodszego za odpowiedź twierdzącą- a to? To...