Tony się nie odzywał. Wiedział, że jeśli powie choć słowo, wybuchnie. Stukał palcami o ciemny, skórzany podłokietnik kanapy, na której siedział. Miał nogę założoną na nogę i zajmował zdecydowanie więcej miejsca niż powinien, w nieco lekceważącej, pokazującej irytację pozie. Drugą rękę opierał łokciem o oparcie kanapy, a dłonią bawił się kosmykami włosów Petera. To go uspokajało. Ich obu, w zasadzie, a oboje naprawdę tego potrzebowali.
Peter siedział skulony, ze zwieszoną głową, spięty i sztywny. Mimo wszystko, czuł też swego rodzaju spokój. Jeszcze nigdy się tak nie czuł. Nigdy nie siedział w gabinecie dyrektora szkoły, lub jakiekolwiek innej osoby u władzy, ze świadomością, że ktoś jest po jego stronie. Zawsze siedział wyprostowany, z uniesioną brodą i zmarszczonymi brwiami, bo wiedział, że będzie musiał o siebie walczyć, kryjąc swój strach za bezczelnością i pogardą. Ale teraz był z nim Tony. Peter był absolutnie pewny, że jego opiekun nie pozwoli go skrzywdzić. Był jak tarcza między nim, a nienawiścią całego świata. Peter całym sobą chłonął to uczucie i z ulgą pozwalał emocjom wyjść na wierzch.
Był więc przerażony i zły. Zraniony. Smutny. Upokorzony. Zawstydzony.
Tylko jedna rzecz go niepokoiła. Tylko jedna rzecz sprawiała, że panował nad sobą i nie pozwolił sobie na łzy. Tylko jedna rzecz nieco osłabiała jego pewność siebie i poczucie bezpieczeństwa bezpieczeństwa.
Flash też był z ojcem. Groźnie wyglądającym, ubranym w garnitur, z drogim zegarkiem i czystymi butami, oraz niecierpliwym wyrazem twarzy ojcem. Prawdziwym ojcem. Nie z opiekunem, który nawet go nie chciał. Ojciec będzie bronił syna ponad wszystko. Kochał go. Tony był dobrym człowiekiem i traktował go więcej niż przyzwoicie, ale nie był jego ojcem i... czy naprawdę mógł bronić Petera równie zaciekle?
-Mój syn nie zrobił nic...
-Mamy nagrania, panie Thompson. Wyraźnie widać, że to pański syn rozwiesił artykuł- powiedział dyrektor, a ojciec Flasha posłał mu mordercze spojrzenie, ewidentnie nie przyzwyczajony do tego, że ludzie mu przerywają.
-Naprawdę będziemy przejmować się tak bzdurnym dowcipem, kiedy ten dzieciak- mężczyzna wycelował palcem w Petera, a w jego głosie zabrzmiała tak wielka doza pogardy, że brunecik cały poczerwieniał, zagryzając nerwowo wargę- miał czelność uderzyć mojego syna? Mógł zrobić mu naprawdę poważną krzywdę. Musieliśmy pojechać do szpitala. Eugenee miał szytą wargę. Mam nadzieję, że koszty zostaną pokrytę przez osobę odpowiedzialną za tego dzieciaka.
Tony zmarszczył brwi. Nie podobała mu się wyższość w głosie mężczyzny. Nie podobało mu się to, jak wciąż nazywa Petera "tym dzieciakiem", tak pogarsliwie, jakby jego podopieczny nie miał prawa tu być, jakby był od nich gorszy i jakby fakt, że dyrektor uzna całkowitą winę Petera był jednie formalnością do spełnienia. Ponadto, ojciec Flasha bardzo wyraźnie akcentował sformułowanie "mój syn", a milioner, znając doskonale techniki manipulacji, wiedział dobrze, że robi to głównie, aby podburzyć pewność siebie Petera. Żeby dać mu do zrozumienia, że on nie jest niczym synem i nikt nie będzie go bronił. Objął więc chłopca ramieniem, żeby przypomnieć mu, że nie jest sam. Pan Thompson nawet nie wiedział jak bardzo się mylił.
-Mój dzieciak ma imię- zaczął Tony, akcentując zwrot równie mocno- a jedyne, co ma sobie do zarzucenia to to, że nie uderzył tego małego gnojka mocniej- oznajmił. Mężczyzna naprzeciwko otworzył w szoku usta, podnosząc się z kanapy.
-Co ty sobie...
-Proszę, panowie, omówmy to w spokoju i bez wyzwisk- powiedział dyrektor, zanim mężczyzna mógł zacząć krzyczeć. Pan Thompson usiadł więc, jednak w jego oczach wciąż czaiła się furia.
Z kolei Peter przylgnął do Tony'ego. Nigdy nie lubił awantur.
-Dobrze. Tak. Omówmy to w spokoju. Omówmy to, jak ustaliliśmy na radzie rodziców, że Peter- Tony zmarszczył brwi, gdy pomimo nazwania jego podopiecznego po imieniu, w głosie mężczyzny wciąż wyraźnie słychać było pogardę i wyższość- jest agresywny, niebezpieczny i żadne oznaki przemocy z jego strony nie będą tolerowane. Wszyscy byli zgodni, że to nie jest przytułek dla trudnej młodzieży, tylko prestiżowa szkoła, za którą każdy z nas płaci krocie. Nasze dzieci powinny być tu bezpieczne- powiedział stanowczym tonem ojciec Flasha, a Tony wyprostował się, zaciskając szczękę.
-Peter nie jest trudnym...- zaczął cedzić przez zęby, ale przerwał mu dyrektor.
-Przemoc nie jest tolerowana ze strony żadnego ucznia, panie Thompson- oznajmił, zanim milioner zdążył wybuchnąć- to co zrobił Peter było nieodpowiednie. To co zrobił Eugenee było okrutne. Mogę wybaczyć chwilę słabości, zwłaszcza w tych okolicznościach. Okrucieństwa natomiast wybaczyć nie mogę i ni3 zamierzam. Nie ma w mojej szkole miejsca na znęcanie się nad innymi uczniami, wobec czego Eugenee zostaje wydalony z Midtown High.
Przez chwilę, w gabinecie panowała grobowa cisza. Peter uniósł brwi i lekko się skulił. Tony uniósł kąciki ust w pogardliwym, pełnym satysfakcji uśmiechu. Flash zbladł. Pan Thompson poczerwieniał.
-Że... co?- wycedził przez zęby- wydałem tysiące na tę szkołę, nie po to, żebyś wyrzucił mojego syna przez jakąś przybłędę!- krzyknął.
-To może trzeba było zainwestować w niańkę? Nie byłoby problemu, gdyby ktoś go wychował. Ktokolwiek- rzucił Tony, wywracając oczami i jednocześnie opiekuńczo przyciągając do siebie Petera.
Ojciec Flasha wciągnął gwałtownie powietrze.
-Jak śmiesz?!- syknął, wstając. Przerzucił wzrok na Petera, posyłając mu nienawistne spojrzenie. Chłopiec spiął się. Wiedział, że zaraz usłyszy coś okrutnego, bolesnego, pełnego jadu, tak strasznego, że zaleje się łzami i nic nie będzie mógł z tym zrobić.
Jednak nic takiego się nie stało, bo Tony też wstał. Poderwał się z kanapy i zmierzył wyższego mężczyznę groźnym spojrzeniem. A wtedy, ojciec Flasha machnął na syna ręką i wymaszerował z gabinetu, a blondyn pobiegł za nim.
Peter przyglądał się temu z szeroko otwartymi oczami. Tony usiadł, a chłopiec złapał go za rękę, przełykając ślinę. Ciężko było mu uwierzyć w to, co właśnie się stało.
-Przemoc nigdy nie jest dobrym rozwiązaniem, Peter- powiedział dyrektor, na co brunecik drgnął, wyrwany z natłoku myśli- ale widziałem zajście i domyślam się, że to co się stało było wypadkiem. Mam rację?
Peter zamrugał. Tony ścisnął lekko jego dłoń, żeby zdobyć jego uwagę, a wtedy chłopiec pokiwał głową.
-Czy to już wszystko?- spytał milioner, wstając i ciągnąc dziecko za sobą. Dyrektor pokiwał głową.
-Przykro mi, że doszło do tego w mojej szkole, Pete. Mam nadzieję, że kiedyś zaufasz nam na tyle, żeby przyjść do mnie, gdy będziesz miał jakiś problem- powiedział, a Peter przez chwilę milczał. W końcu jednak uniósł kąciki ust i kiwnął głową.
Tony oferował mu zmianę szkoły. Peter poważnie to rozważał. Nie lubił zmian, ale bał się wrócić do Midtown. Teraz jednak cały strach go opuścił, a w głowie zakwitła nowa myśl. Może rzeczywiście nie cały świat był przeciwko niemu? Może niektórzy dorośli naprawdę byli gotowi mu pomóc?
*****
1058 słów
Hejka!
Mam wenę. No i teraz już serio fajnie pójdzie, ale jeśli ktoś liczy na akcję z wybuchami i Iron Manem to chyba nie będzie xD
Ja się tu bawię bardziej w psychologa.
Zniszczę ich od środka.Mam nadzieję, że się podobało :)
Do zobaczenia<3<3<3
CZYTASZ
Boys Don't Cry
Fanfiction"-A więc zwiałeś?- rzucił milioner, posyłając chłopcu oskarżycielskie spojrzenie, którego ten nie mógł zobaczyć. Peter znów wzruszył ramionami, zaciskając usta- jesteś tu sam?- spytał Tony. Uznał milczenie młodszego za odpowiedź twierdzącą- a to? To...