-Peter!- zawołał Happy, gdy tylko zauważył chłopca na szpitalnym korytarzu. Był sam, bo wujek Nick zostawił go pod szpitalem, upewnił się, czy na pewno nie ma iść z nim, po czym oświadczył, że wróci za trzy godziny.Brunecik uniósł wzrok na ochroniarza.
-Byłem właśnie u Tony'ego, przywiozłem mu kilka rzeczy. A ty jak się czujesz, dzieciaku? Nie wiedziałem co się z tobą dzieje.
Peter przekrzywił lekko głowę. Nigdy nie sadził, że cokolwiek obchodził Hogana, mężczyzna na ogół był pochmurny i nieco gburowaty. Monotonnym głosem pytał, czy Peter nie wpadł w kłopoty w szkole, a potem mruczał "mhm" pod nosem, pokazując, na ile rzeczywiście go to obchodziło.
Teraz jednak, Happy brzmiał tak, jakby naprawdę się o niego martwił.-Dobrze. Jest dobrze- powiedział cicho chłopiec. Od wczoraj powiedział jedynie paręnaście słów, ale był z tego zadowolony. Nie był po prostu gotów na więcej, ale Pan Clarke powiedział, że to wystarczy. Zdawał się być zadowolony.
-Tony powiedział, że ktoś z opieki cię zgranął. Mogę wziąć cię na parę dni do siebie, jeśli chcesz- zaoferował starszy, na co Peter rozchylił usta.
-Serio?- sapnął, a mężczyzna pokiwał energicznie głową.
-No pewnie. Tony nigdy by mi nie darował, gdybym się tobą porządnie nie zajął. Zresztą, rodzina Tony'ego to moja rodzina. Więc jak, jedziemy po twoje rzeczy?- rzucił, ze swoją charakterystyczną beznamiętności i lekkim zniecierpliwieniem, a mimo to, z wielką szczerością w głosie.
Peter zamrugał na te słowa. Rodzina Tony'ego? Nie był jego rodziną. Nie był nawet jego przyjacielem. Był jedynie irytującą niedogodnością. Problemem
-Dziękuję, Happy, ale nie musisz tego robić. Zostaję u wujka Nicka- powiedział, a starszy kiwnął głową.
-Dobrze. Ale dzwoń, gdybyś czegokolwiek potrzebował. O każdej porze. Nawet jeśli potrzebujesz tylko podwózki. Masz mój numer, tak?- spytał, a gdy chłopiec odpowiedział, że owszem, wciąż go ma, Happy położył mu ręce na ramiona.
-Trzymaj się, dzieciaku. I napisz czasem, czy wszystko jest w porządku- rzucił, po czym poklepał go po ramionach, poprawił krawat i odszedł. Peter jeszcze przez chwilę stał w miejscu, przetwarzając to wszystko w myślach. Powiedzieć, że był zaskoczony, byłoby niedopowiedzeniem.
Więc Happy... lubił go? I rzeczywiście był gotowy mu pomagać?
Grono osób po jego stronie ostatnimi czasy gwałtownie wzrastało.
Gdy Peter znalazł się na progu sali szpitalnej, nie wszedł do środka. Objął się ramionami, zaciskając usta. Tony nie spał. Czekał na niego.
-Cześć, Pete- powiedział miękko. Peter zagryzł wargę. Oparcie łóżka było lekko podniesione, tak, by Tony mógł wygodnie siedzieć. Siniak na policzku mężczyzny zmienił kolor z sinofioletowego na dziwny zielonkawo-żółty.
-Hej- mruknął. Nie był na to gotowy. Nie chciał rozmawiać o tym co się stało, wolał tak jak wczoraj przytulić się do opiekuna (o ile wciąż go miał) i udawać, że wszystko jest w porządku.
-Petey... chcesz usiąść?- spytał Tony. Peter nie chciał siadać. Chciał odwrócić się na pięcie i uciec. Mimo to, podszedł do łóżka i usiadł na jego drugim końcu.
Mężczyzna westchnął, kiwając głową z nutką rozczarowania.
-Ja... nawet nie wiem jak mam cię przepraszać, Pete- zaczął cicho. Peter nie podniósł wzroku ze swoich kolan- nie oczekuję, że wybaczysz mi to co powiedziałem, ale chcę tylko żebyś wiedział, że... Jezu, dzieciaku, tak strasznie mi przykro i...- Tony przesunął dłonią po twarzy, wypuszczając powietrze.

CZYTASZ
Boys Don't Cry
Fanfiction"-A więc zwiałeś?- rzucił milioner, posyłając chłopcu oskarżycielskie spojrzenie, którego ten nie mógł zobaczyć. Peter znów wzruszył ramionami, zaciskając usta- jesteś tu sam?- spytał Tony. Uznał milczenie młodszego za odpowiedź twierdzącą- a to? To...