Faktem, którego Peter nigdy nie zdradziłby przed panem Starkiem było to, iż większość jego ubrań pochodziła z datków i zbiórek charytatywnych. Od roku nie trafiły się buty w jego rozmiarze, a choć gdyby się uparł, dostałby nowe, wiedział, że nie jest jedynym dzieckiem w ośrodku, które czeka na wygodne buty. A za ukradzione pieniądze mógł kupić sobie najwyżej klocki. Jeśli nagle zacząłby nosić ładne rzeczy, Dziobak i chłopcy z pokoju zaczęliby robić się podejrzliwi. Peter nie mógł sobie na to pozwolić. Nie chciał przerywać zabawy.Dlatego wczorajszego wieczoru, trzymając kartonowe pudełko z nowymi butami, brunecik uśmiechnął się zupełnie szczerze. Może niewiele dzieci ucieszyłoby się z nowych butów, ale Peter bardzo się cieszył. Rzadko dostawał prezenty, rzadko cokolwiek dostawał, więc cieszył się absolutnie szczerze. Czekające na jego łóżku buty były ładne i wygodne. A poza tym, nowe, nie tak jak te, które dostawał z datków.
Jednak dziś, gdy dreptał w tych butach po szkolnym korytarzu, czuł się nieswojo. Wiedział, że zestawienie jego znoszonych ubrań i nowych, lśniących butów, wyglądało głupio. Miał wrażenie, że wszyscy dookoła patrzą na niego z pogardą, wiedząc, że buty, które ma na nogach, są jedynie efektem litości milionera, który widząc żałosny stan jego własnego obuwia, postanowił rzucić mu coś lepszego, licząc przy tym najpewniej, że jak pies, któremu rzuci się smakołyk, Peter zacznie merdać ogonkiem i entuzjastycznie podchodzić do wszystkiego, co pan Stark sobą reprezentuje.
Peter nie wyszedł na dwór zapalić. Żal mu było ubrudzić nowe buty w błocie, które zebrało się na boisku. Od rana padał deszcz. Zamiast tego, chłopiec usiadł na parapecie w szkolnej łazience, otworzył okno i zapalił papierosa. Musiał odreagować.
Stracił humor już rano, kiedy na pierwszej lekcji klasa otrzymała swoje sprawdziany z fizyki. Peter dostał jedynkę. Nie żeby się tym przejął, nie czuł potrzeby potwierdzania swoich zdolności liczbą wypisaną czerwonym długopisem. Zresztą, w jego mniemaniu, zadania postawione przed nim na sprawdzianie ujmowały jego inteligencji, toteż nie zamierzał nawet marnować tuszu na udowadnianie nauczycielce, że jest dostatecznie inteligentny, by je rozwiązać. Ocena go nie rozgniewała.
Tym co jednak zupełnie zważyło mu humor, był fakt, iż nauczycielka na forum klasy nazwała go nierozgarniętym nieukiem. Nie bolała go ta opinia, nie musiał jej nic udowadniać. Bolał go jednak wybuch śmiechu, jaki wywołał ten komentarz. Bolało go upokorzenie, które rozpaliło mu policzki. Nie odpowiedział jej nic, bo natychmiast poczuł, jak ściska go gardło i wiedział, że gdyby wydobył z siebie jakikolwiek dźwięk, byłby to żałosny szloch. Nie znosił tego. Nie panował nad sobą, kiedy było mu źle. Wiedział, że miał łzy w oczach przy każdej kłótni, w którą angażował się emocjonalnie, dlatego nigdy nie potrafił wyłożyć swoich argumentów tak jak tego chciał.
Najbardziej złościło go to, że ta nauczycielka nie była tak złośliwa wobec innych. Wiedziała po prostu, że jemu może powiedzieć co zechce. Że może go urazić, wyśmiać, upokorzyć, a mimo to, nie grozi jej, że do szkoły wpadną oburzeni rodzice. Peter nie miał rodziców. Nikt o niego nie walczył, nie miał się komu poskarżyć. Dziobakowi nie mógł o niczym powiedzieć, bo on zawsze był po stronie nauczycieli. Peterowi nikt nie wierzył, bo przecież był nieznośny. Nikt nigdy nie był po jego stronie.
Żeby się uspokoić, nie poszedł na następną lekcję. Wołał przesiedzieć ją w toalecie. Odetchnąć trochę.
W pewnym momencie, chłopiec wzdrygnął się gwałtownie, słysząc, jak ktoś odchrząknął. Zacisnął usta, widząc dyrektora w otwartych drzwiach. Starszy posyłał mu karcące spojrzenie, którym Peter niezbyt się przejął. Wiedział jednak, że miał przechlapane.

CZYTASZ
Boys Don't Cry
Fanfiction"-A więc zwiałeś?- rzucił milioner, posyłając chłopcu oskarżycielskie spojrzenie, którego ten nie mógł zobaczyć. Peter znów wzruszył ramionami, zaciskając usta- jesteś tu sam?- spytał Tony. Uznał milczenie młodszego za odpowiedź twierdzącą- a to? To...