Smutny zapach mokrych liści, szmer cichego deszczu
Chmur kłębami zaszłe słońce, dzień w wieczornym grobie
Mgła snująca się po mieście ulicami zmierzchu
Każdym szeptem swej tęsknoty mówią mi o tobieMalowały moje oczy ślepe zakochaniem
Ciebie niby zapach bochnów świeżutkiego chleba
Niby drzewo rozłożyste na zbożowym łanie
Niby ciepły blask ogniska, czysty błękit niebaW twojej pustce - tajemnicę, w chłodzie twym - cierpienie
Głupie serce widzieć chciało, trując się prostotą
I dla ciebie porzucając rajskie wyniesienie
Niegdyś wiosną, teraz stało się jesienną słotąI przejrzało wraz na oczy, z zamków mych - popioły
Twoje cuda mierny plastik tworzył, snów atrapa
Bezkrólewne trony z piasku, bez Boga kościoły
I żałosne okrucieństwo w dzielności ochłapachChciałbyś moje łzy obetrzeć, ale łez już nie ma
Chciałbyś miłość znów rozpalić, lecz miłość umarła
Moja duma pieśni składa jak śpiewaczka niema
Supernowa obleczona w kształt gwiezdnego karła

CZYTASZ
Śnieżyny
PuisiW trzewiach ziemi przebudzona, zobaczyłam złoty kwiat Usłyszałam pieśń syrenią, wyszłam w doskonały świat Gniazda ptaków rozkwilonych, kępy zzieleniałych drzew A nad nimi niósł się nocny, z gwiazd pędzony, srebrny śpiew - "Przebudzenie" I śmiejcie s...