Przywdziewam skórę zdjętą ze zmierzchu
Biała jak zjawa, wśród zjaw królowa
Srebrem od środka i srebrem po wierzchu
Powlekam myśli, słoneczna wdowaCała we świetle, ociekam woskiem
Stapiam się - świeca - znicz mój nagrobny
Topię się, topię w tej łasce Boskiej
Wzrok mnie pożera, natchnienia głodnyMiota mną, cienie się drapią na lustra
Czemu mi krzywo twarz się odbija?
Dusza i serce - pustka tak pusta
Chwytam się - czemu ta chwila przemija?Ach, wracaj, blasku! Wracajcie, słowa
Gasnę jak gwiazdy przebite wschodem
Ach, wracaj, śmierci! Codzienność płowa
Życia nie warta. Niech moim grobemPoezja będzie, gdyż bez niej niebo
Błękit swój gubi, a lasy zieleń
A kościół traci moc Najwyższego
Bez rymowanych diabelskich wcieleńMartwa dla świata, martwa dla siebie
Zostanę rychło w takiej szarości
Anioł natchnienia czeka mnie w niebie
W księgach połóżcie do snu moje kości!
CZYTASZ
Śnieżyny
PoesíaW trzewiach ziemi przebudzona, zobaczyłam złoty kwiat Usłyszałam pieśń syrenią, wyszłam w doskonały świat Gniazda ptaków rozkwilonych, kępy zzieleniałych drzew A nad nimi niósł się nocny, z gwiazd pędzony, srebrny śpiew - "Przebudzenie" I śmiejcie s...