Rozdział 2 „Zawsze jesteś taki potulny dla Świeżaków?"

1.3K 38 14
                                    

Wstałam z zamiarem pójścia na polanę, żeby pospacerować i przyjrzeć się całej Strefie.
Musiałam skorzystać z tego, że prawie nikt jeszcze się nie obudził i nie będzie mi zadawał niewygodnych pytań.

   Słońce dopiero wschodziło, a niebo było jasnofioletowe. Przeciągnęłam się, unosząc ręce do góry i ziewnęłam głęboko. Było zupełnie inaczej niż za dnia, lub wieczorem, gdy wszędzie krzątali się Streferzy. Cicho. Gdyby nie to, że zostaliśmy zamknięci na kwadratowej polanie z gigantycznym, kamiennym murem dookoła bez wyjścia, mogłabym się poczuć jak na wyjeździe z rodziną w wakacje.

Stanęłam na chwilę. Przecież nie pamiętam niczego. Swojej rodziny, przyjaciół, szkoły. Czy miałam rodzeństwo? Jakim byłam dzieckiem? Ile mam lat?

   Zwolniłam kroku i skręciłam w prawo do pierwszego pomieszczenia. Prawdopodobnie do pracowni. Był tam stół, mnóstwo porozrzucanych narzędzi i wycięte figurki z drewna.
Podeszłam bliżej. Nie wiedziałam, czyje to dzieło, ale bardzo mi się spodobało. Były tam najróżniejsze zwierzęta i owoce dokładnie wyrzeźbione. Nie pomyślałbym, że są prawdziwe, zważając na kolor i wielkość, ale były bardzo realistyczne. Najwidoczniej, mimo pracy znajdzie się chwila wytchnienia i nudy. Albo pasji.

   Wyszłam z pracowni, która najprawdopodobniej należała do Budowlańców i przeszłam parę kroków dalej. Od razu rozpoznałam Mordownię, o której mówił mi Alby. Kolejny stół, mnóstwo noży i zaschnięta krew na drewnie. Przełknęłam ślinę. Na pewno należała do Rozpruwaczy. Jak sama nazwa wskazuje.

Obok znajdowało się coś na rodzaj kuchni. Następny stół, noże, ale też narzędzia, które nie wyglądały tak groźnie. Znajdowały się tu również blaty, kuchenka, zlew i kosze z zebranymi owocami i warzywami. W porównaniu do naszego miejsca do spania, to wydawało się bardzo nowoczesne.

Dalej rozlewała się trawa. Na gałęziach upakowanych na wzór lekko zakrzywionej ściany, wisiały najróżniejsze bronie i narzędzia. Najwidoczniej tego im nie brak.

Niektórych rzeczy nawet nie umiałam nazwać. Noże na pewno wygrywały ilością. Znajdowało się tu również kilka łuków ze strzałami.

To nawet nie brzmi tak źle.

   Chwyciłam łuk i wyjęłam jedną strzałę z kołczanu. Rozejrzałam się, gdzie mogłabym ją wystrzelić, żeby nikogo nie obudzić i przypadkiem nie zabić.

Nie żebym miała jakieś umiejętności.

Mając nadzieję, że nikt mnie nie zauważy ani nie opieprzy, pobiegłam jak najdalej, na sam koniec Strefy, chociaż tak naprawdę nie robiłam złego. Znalazłam się w zupełnie odległym rogu polany, w którym nie było nic oprócz roślin.
Nie wiedząc, gdzie mogę spróbować strzelić, ustawiłam się tak, żeby wycelować w ścianę z kamienia. Wtedy zauważyłam, że ta część muru wygląda trochę inaczej. Była porysowana.

   Podeszłam do niej i przyjrzałam jej się. Na ścianie widniało mnóstwo imion. Zaczęłam je czytać: Gally, Winston, Jeff, Clint, Jesse, Newt, Alby, Zart...

Było ich jeszcze więcej. Wtedy natrafiłam na imię "West". Zmarszczyłam brwi, ponieważ było przekreślone. Wtedy zaczęłam znajdować same przekreślone imiona. Było ich jeszcze sześć:

Oscar, John, Evan, George, Derek i Gio.

   Odsunęłam się, bojąc się odpowiedzi, dlaczego są skreśleni. Podobno wszyscy sobie ufają. To jedna z zasad. Wycofałam się, przypominając sobie po co tu przyszłam i starałam się o tym nie myśleć, i tak nie poznam teraz odpowiedzi. Odetchnęłam i wyprostowałam ręce, po czym przyłożyłam strzałę do łuku. Wycelowałam w ziemię, zdając sobie sprawę, że gdy wycelowałabym w ścianę już byłam nie żyła. Miałam ją puścić, kiedy usłyszałam krzyk:

My Maze Story // NewtOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz