(I) Rozdział 12 „Nie ufam mu"

757 29 26
                                    

− Cóż, teraz mamy co robić − odezwał się Jeff, opierając się o komodę.

− Myślę, że długo to nie potrwa − odpowiedział Clint, podczas gdy ja siedziałam na łóżku, wpatrując się w ziemię.

− Zabiją go, prawda?

Nikt nie odpowiedział. Podniosłam wzrok z podłogi i spojrzałam na nich. Clint pokiwał głową bez krztyny uśmiechu.

− Złamał zasadę. Tak jak Dylan wtedy − poruszyłam niespokojnie nogami na jego słowa. − I boję się, że będzie to zaraz.

− Tak − westchnął Jeff. − A ja jestem jednym z nich. Muszę się zbierać.

Poczułam jak żołądek wiąże mi się w supeł. Przełknęłam ślinę.

− Wszyscy musimy.

Clint pokiwał głową, Jeff przestał opierać się o komodę, a ja wstałam z łóżka. Clint przepuścił mnie przez drzwi, więc wyszłam jako pierwsza. Poszliśmy w stronę północnych wrót, które uważaliśmy w Strefie za główne. Jakimś przypadkiem za każdym razem, gdy się coś działo, to właśnie tutaj.

Przy labiryncie zebrała się już większość Streferów, tak naprawdę byliśmy jednymi z ostatnich, którzy przyszli. Gally kiwnął na paru Budoli i Jeffa, żeby w razie co pomógł z rozszyfrowaniem zachowania Bena. Clint mówił mi, że tylko oni dwaj wiedzą, kiedy nastąpi zmiana i chłopak jest sobą.

Brunet podszedł po same mury do reszty chłopaków, ale ja nie chciałam dalej iść. Miałam już dość wrażeń z przed paru miesięcy.

Rzuciłam okiem na Thomasa, który stał z Chuckiem najdalej od murów, nie licząc mnie, ciągle wyglądając na zdezorientowanego, ale posłusznie czekał na dalsze działania.

Staliśmy w milczeniu. Newt był jednym z chłopaków, którzy trzymali broń, w razie jakby Ben stanowił zagrożenie. Wiedziałam, że nie był fanem takich rozwiązań, ale również był świadomy, co by się stało, gdyby okazał skruchę. Trzymali się zasad, twardo jak zawsze. A Ben złamał jedną z nich.

Usłyszałam kroki i odwróciłam się z innymi Streferami do tyłu. W naszą stronę szli chłopcy, prowadząc Bena. Powstrzymałam się od zasłonięcia ust ręką. Wyglądał koszmarnie, jego ubrania były brudne i wygniecione oraz poplamione fioletową mazią. Szedł ze związanymi nadgarstkami,  a na jego nogach widać było zastygniętą krew. Płakał.

Gdy przechodzili obok mnie, odwróciłam wzrok. Nie mogłabym spojrzeć mu w twarz.

Gdy przeszli koło azjaty, Minho twardo trzymał kontakt wzrokowy, lecz widziałam że w jednej chwili jego twarz drgnęła.

− Proszę, nie − wymamrotał Ben, a łzy lały się z jego oczu. − Nie róbcie tego. Wyzdrowieję.

Chłopaki stanęli w półkole, odcinając mu drogę ucieczki.

− Nie − mówił Ben zrozpaczony.

Zaczęli się do niego przybliżać z długimi palami, które utrzymywały odległość pomiędzy nim a Streferami. Starał się je odepchnąć, ale nie miał na tyle siły i był w zbyt dużej rozpaczy.

− Nie! Nie róbcie tego!

Odwróciłam wzrok na polanę, czując się koszmarnie. Chucka nie było. Odszedł zanim wszystko się zaczęło. Spojrzałam na Thomasa, który przyglądał się temu ze zmarszczonymi brwiami i uchylonymi ustami z bezradności i szoku.

Usłyszałam szloch Bena i zamknęłam oczy. Nie mogłam tego słuchać po raz kolejny. Ruszyłam się i poszłam o chwiejnych nogach w stronę hamaków. Kiedy byłam w połowie drogi, usłyszałam jak wrota zaczynają się zamykać.

My Maze Story // NewtOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz