Rozdział 7 „Wszyscy popełniamy błędy"

937 30 13
                                    

Obudziłam się pod wieczór, słysząc okrzyki chłopaków przy ognisku, co oznaczyło, że dziś był kolejny wieczór zapasów i picia herbaty.

Było mi bardzo wygodnie i nie chciałam wstawać, ale spojrzałam na moją dłoń i zobaczyłam, że bandaż zaszedł krwią. Musiałam zmienić opatrunek. Wstałam z hamaka i rozciągnęłam się, aż usłyszałam jak kości mi strzykają. Muszę zacząć się gimnastykować. Zawsze marzyłam, żeby umieć szpagat i przejścia do tyłu. Zatrzymałam ruchy na chwilę zdziwiona.

Skąd ja to wiem?

Te usuwanie pamięci musiało być bardzo skomplikowane.

Ruszyłam w stronę chatki, czując na sobie ciepłe, pomarańczowe światło ognia. Skręciłam lewo i po chwili weszłam do środka.

Dylan leżał na samym końcu pomieszczenia w jednym z łóżek i spał. Podeszłam do szafki po cichu i zaczęłam szukać bandaża. Szybko go znalazłam i zaczęłam odwiązywać ten stary z mojej dłoni, a stary wyrzuciłam do kosza w rogu i oczyściłam ranę od pozostałej krwi. Trochę zapiekło, ale nie było tak źle jak ostatnio. Osuszyłam rękę papierowym ręcznikiem i zaczęłam owijać bandaż, starając się naśladować ruchy naszych lekarzy w Strefie.

Byłam całkiem zadowolona jak ostatecznie wyszło i odwróciłam się do drzwi, żeby wyjść, kiedy zobaczyłam w nich Newta.

− Hej.

− Długo tu stoisz?

− Nie.

Spojrzałam na niego z powątpiewaniem. Przewrócił oczami na moją minę (najwidoczniej jakąś robiłam) i wszedł do środka, a potem podszedł do szafki i zaczął buszować w jej szufladach.

− Newt?

− Tak?

− Czego szukasz?

Chłopak przestał przeszukiwać szafkę i wyjął z niej małe pudełko. Podeszłam bliżej, żeby mu się przyjrzeć. Środek przeciwbólowy.

− Coś Ci się stało? − spytałam, a on drgnął, nie wiedząc że się przybliżyłam. Skinął głową, wyjął trzy tabletki na raz i podszedł do kranu.

− Hej − zwróciłam mu uwagę. − Nie sądzisz, że trzy na raz to za dużo?

Wzruszył ramionami.

− Boli jak cholera.

Wzięłam od niego opakowanie i zaczęłam czytać na głos.

− Jedna na dwadzieścia cztery godziny − spojrzałam na niego z podniesioną brwią. Chłopak posłusznie odłożył dwie i wziął jedną do buzi, po czym zanurzył rękę w wodzie z kranu i popił nią tabletkę.

Odłożyłam opakowanie do odpowiedniej szuflady i odwróciłam się w jego stronę.

− Czy to ma związek z twoim wypadkiem w labiryncie? − spytałam, zastanawiając się na co mógł wziąć ten lek. Chłopak parsknął.

− Tak. Coś w tym rodzaju.

Newt poszedł w stronę drzwi, wciąż kulejąc. Prawdopodobnie lek zacznie działać dopiero za parę minut. Dogoniłam go, co nie było takie trudne, gdyż szedł wolniej niż zazwyczaj. Dotrzymywałam mu kroku.

− To nie z wypadku w labiryncie.

Uniosłam natychmiastowo wzrok z trawy i spojrzałam na niego, nieumyślnie marszcząc brwi. Nie spodziewałam się, że w ogóle się odezwie, a tym bardziej sam z siebie, i to o jego przeszłości.

− Jak wiesz, kiedyś nie było tak jak teraz. Było gorzej. Ludzie postradali zmysły, na myśl o tym, że mamy tu tkwić wieczność. Trzymałem się, ale pewnego dnia już nie wytrzymałem. Patrzyłem na moich przyjaciół i wiedziałem, że długo tu nie przeżyjemy. Starałem się myśleć racjonalnie... ale czasami się nie da. Tracisz nadzieję na to, że kiedykolwiek stąd wyjdziesz. Mój mózg zaczął wariować, a ja nie chciałem umrzeć, tak jak wszyscy tutaj. Wspiąłem się na pnącza i chciałem skoczyć. Wtedy przyszedł do mnie Alby. Uświadomił mi, co robię i czego nie powinienem. Gdy schodziłem, zaplątałem się i spadłem. Złamałem nogę. Nie mogę już być Zwiadowcą. A przez nasze warunki, nigdy do końca mi się nie zagoiła.

My Maze Story // NewtOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz