(II) Rozdział 26 "Prawe Ramię"

599 25 28
                                    


Szliśmy przez miasto dobrych parę godzin. Mnóstwo ruin budynków walało się po ziemi, było zimno, ale zbliżał się wschód słońca. Wydawało mi się, że wędrowaliśmy wieczność. Jorge prowadził bez słowa i szliśmy za nim w rządku, a ja byłam jedną z ostatnich. 

Nikt się nie odzywał. Każdy myślał o tym, czy Thomas i Brenda przeżyli. Nie mogłam dopuścić do siebie myśli, że zginęli pod ruinami budynku. Po prostu sądziłam, że to niemożliwe. Wciąż miałam nadzieję, że spotkamy ich w miejscu, do którego prowadził nas Jorge.

W końcu słońce pokazało się na horyzoncie. Padło na nas pomarańczowe światło promieni, więc zatrzymałam się na moment, a Newt stanął przy mnie.

− Powinniśmy na chwilę usiąść − oznajmił Jorge z przodu i również się zatrzymał. − Odpoczniemy chwilę i pójdziemy dalej.

Wszyscy przytaknęli z ulgą. Szliśmy już trochę czasu i nogi powoli zaczynały nas boleć. Przerwa na pewno nam nie zaszkodzi.

Usiedliśmy na piasku i patrzyliśmy na wschodzące słońce. Widok był zachwycający. Niebo stawało się coraz jaśniejsze i bezchmurne.

Jorge wyjął z plecaka po kanapce i wodzie i rozdał każdemu. Dopiero wtedy przypomniałam sobie, jak głodna jestem. Dzięki temu czułam wzrastającą energię i nadzieję, że zobaczymy Thomasa, i to już niedługo. Nie mógł umrzeć i nie umarł. Spotkamy się.

Musimy się spotkać.

− Jesteś pewien, że ona wie, gdzie iść? – spytał Minho mężczyznę, a on strzelił mu rozdrażnione spojrzenie.

− Ma na imię Brenda. I tak, jestem pewien.

− Ona jest jego córką czy co? – szepnął Patelniak w naszą stronę, a Jorge spojrzał na niego, najwidoczniej to słysząc.

− Miło, że pytasz – odpowiedział sarkastycznie. – Tak jakby.

Chłopcy wymienili rozbawione spojrzenia, a ja chciałam przewrócić oczami na ich myśli, ale mi także uśmiech cisnął się na twarz.

− Dla mnie jest córką. Nawet jeśli nierodzoną.

Te słowa mnie rozczuliły, a Jorge zaczął wydawać się jeszcze bardziej ludzki. Przecież on również był zwykłym człowiekiem i mógł mieć rodzinę. Najwidoczniej to Brenda nią była.

Strzeliłam spojrzenie chłopakom, którzy opanowali się po jego ostatnich słowach. Zdołowaliśmy się, przypominając sobie o sytuacji, w jakiej jesteśmy.

Gdy słońce wyszło zza horyzontu, powoli sunąc się ku górze, Jorge oznajmił że czas na przerwę właśnie się skończył.

Szłam dalej za Teresą, oglądając ruiny budynków wokół nas. Ludzie chodzili po nierównym, pękniętym betonie, niektórzy z dziećmi. Poczułam się o wiele lepiej, widząc że nie jesteśmy jedyni na tej wielkiej przestrzeni. Nie pomyślałam, że ktoś może tu mieszkać.

 Zbliżaliśmy się do centrum miasta. Gdy doszliśmy do paru bloków, przy których kręciło się dużo ludzi, a na oknach wisiały transparenty, słońce było już całkiem wysoko.

Nikt na nas nie zwrócił uwagi, wszyscy zajmowali się swoimi sprawami. Ścisnęliśmy się i doszliśmy do jednego z bloków. Jorge zaczął się rozglądać, jakby czegoś szukając.
Wciąż zbliżaliśmy się do jednego z bloków, przy którym zbierali się ludzie i po kolei wchodzili do środka. Gdy na ułamek sekundy drzwi otwierały się, za każdym razem słychać było głośną muzykę w środku. Weszliśmy na podest, starając się ominąć imprezowiczów.

− Jorge! − rozległ się potężny głos za nami. Na końcu podestu stał mężczyzna z dwoma kobietami u boku. Nasz przewodnik zaczął przepychać się w jego stronę.

My Maze Story // NewtOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz