Gdyby można było przewidzieć własną przyszłość, z pewnością unikalibyśmy błędów, które czyhały na nas na każdym rogu, przypominając odzianego w czarną szatę Mrocznego Kosiarza. Niestety nie znałam nikogo, kto z powodzeniem by ich unikał, ponieważ być może wtedy chętnie poprosiłabym o pomoc, a przynajmniej o radę. Tymczasem zdecydowanie zbyt późno przekonałam się, że wystawianie czeku in blanco nieznajomemu kakensarkowi, od którego zależało wtedy życie moich bliskich, to totalnie niedorzeczny pomysł.
Co gorsze, nawet nie potrafiłam wściec się na Valegora za fakt, że w ramach spłaty weksla zażądał mnie. Oczywiście, byłam wściekła, podminowana oraz najzwyczajniej w świecie zła, lecz nie zmieniało to kompletnie położenia, w jakim miałam wątpliwy zaszczyt się znaleźć. Zostałam zmuszona dotrzymać swojej części umowy i chociaż zgodziłam się na to dobrowolnie, uczyniłam to tylko ze względu na Megan. Wiedziałam, że Toris chętnie i bez mrugnięcia okiem oddałby mnie przy pierwszej lepszej okazji, która szczęśliwie akuratnie wpadła mu w ręce sama. Nie chciałam jednak sprawiać, żeby moja kuzynka żyła aż do ostatniego oddechu z myślą, iż nie zdołała mnie ocalić.
Krótkim tak przyznałam rację słowom Valegora. Jakby na to nie spojrzeć, on z dokładną starannością dotrzymał swojej części umowy, nie tylko udostępniając możliwość nadania komunikatu SOS, ale także otaczając nas ochroną do czasu nadejścia pomocy. Nadeszła zatem najwyższa pora, abym spłaciła zaciągnięty u Lemyrthiana dług i spełniła wystosowane przez niego żądania, które podał aż nazbyt dokładnie.
Fakt, że pozwolił mi pożegnać się z Megan, dodatkowo stawiał mężczyznę w lepszym świetle, niżbym tego chciała. Pragnęłam widzieć w nim złowieszczego, aroganckiego kakensarka nabuzowanego testosteronem oraz chęcią mordu, jak postrzegałam początkowo Urtaro, lecz nawet teraz otrzymywałam dowody przemawiające za posiadaniem przez niego drugiej, głębszej strony osobowości. Przed odejściem uściskałam mocno Vurtię, która podobnie jak Meg nie zapanowała nad łzami znaczącymi mokrą ścieżynką policzek. Nawet Torisowi skinęłam głową, nie ściskając go co prawda, lecz zapewniając o mojej srogiej zemście, jeśli dotrze do mnie wiadomość, że Megan jest przez niego nieszczęśliwa. Pomimo widocznego wyraźnie na jego twarzy rozbawienia stosownie ugryzł się w język, odwzajemniając skinięcie głową.
W całkowitym milczeniu pokonałam drogę prowadzącą do Lemury w towarzystwie kroczącego dumnie Valegora. Nie błagałam ani nie uroniłam bodaj jednej łzy, zachowując resztki godności, idąc z wysoko uniesioną głową. Szczęśliwie pamiętałam drogę, dzięki czemu bez konieczności podpytywania mężczyzny o wskazówki dotarłam do przydzielonego jego załodze hangaru. Cały ten czas Lemyrthianin trzymał się wiernie krok za mną, jakby czekając, aż zabłądzę i zmuszona zostanę odezwać się słowem. Niedoczekanie.
W hangarze nadal panował tłok oraz gwar, lecz nie przejęłam się tym faktem. Aktualnie głowę zaprzątały ważniejsze zmartwienia, gdzie pogrążeni we własnej pracy kakensarkowie stanowili raczej niższą pozycję na liście priorytetów. Wsiadłam z Valegorem do ciasnej windy, nieuchronnie zbliżając się do statku, na jakiego pokładzie przyjdzie mi niezamierzenie opuścić Quintar.
Miałam tylko cichą nadzieję, że ani Vurtia, ani tym bardziej Megan nie zadręczają Urtaro pomysłem polecenia za nami na wskazaną przez mojego towarzysza planetę, żeby czym prędzej mnie odbić. Niejasne przeczucie krążące z tyłu głowy pozwalało wysunąć wnioski, że z powodu postawionego przeze mnie wcześniej warunku, zostałam przynętą mającą zwabić o wiele grubszy narybek prosto w pułapkę.
- Będziesz milczeć? – zapytał, gdy tylko przejście zamknęło się za nami, odcinając nas od reszty świata i wiodąc wprost do doków.
- Nie mam aktualnie nic do powiedzenia – odparłam, spoglądając na prawo, byleby tylko przypadkiem nie zerknąć na Valegora. Mimo to zarejestrowałam, jak oparł się nonszalancko o ścianę kabiny, krzyżując ręce na torsie.
CZYTASZ
Sięgając Gwiazd. Claudia. TOM II [ZAKOŃCZONE]
ChickLitTo nie tak, że Claudia miała plan na życie. Nie miała, próbując złożyć je ze zgliszczy na nowo. Jedna pozornie prosta, choć nieprzemyślana decyzja wywołała ciąg nieoczekiwanych zdarzeń, zmieniając absolutnie wszystko. Ruszając w kosmos, nie miała po...