Z ogromnym zadowoleniem pozbyłem się Valegora. Miałem własne problemy na głowie, a obecnie musiałem uważać na wszystko podwójnie. Szczęśliwie Otome Deisano doskonale sprawdzała się również w rozszerzonym pakiecie obowiązków, aczkolwiek o to właśnie chodziło. Stanowisko obejmowało wszystko, co tyczyło się mojej osoby, a więc zadowolenie Tiris, dbałość o jej samopoczucie, a także baczenie na nasze potomstwo.
Chociaż zdanie na temat Valegora miałem wyrobione, a opinią dobrą się u mnie nie cieszył, nie mogłem z czystym sumieniem uznać go za głupca. Podejrzewałem, że szybko pojmie prawdziwą przyczynę niekorzystania z tuneli przestrzennych, jak również omijanie czarnej dziury naprawdę szerokim łukiem. I chociaż naukowcy spierali się co do właściwości związanych z promieniowaniem, szeroka grupa jajogłowych obstawała przy teorii, że z wnętrza galaktycznych osobliwości wydostaje się jego specyficzny rodzaj. Ponadto o ile promieniowanie nie wpływało w żaden znaczący sposób na dorosłych, w pełni rozwiniętych osobników, o tyle znacznie bardziej skomplikowanie przedstawiała się kwestia tycząca płodów. Nie mogłem ryzykować, a nawet nie zamierzałem próbować.
Deisano poinformowała mnie jeszcze o kilku mniej istotnych sprawach, rozwodząc się odrobinę nad zamówionymi materiałami. W rzeczywistości chodziło o pożywienie na kolejny etap podróży, jaki miał nam zapewnić Random w zamian za dostarczenie w jednym kawałku lemyrthiańskich rozbitków z jego bratem na czele. Ciekaw byłem swoją drogą, jak spodoba mu się sprezentowana przez Valegora bratowa, aczkolwiek Claudia coraz mniej stanowiła mój problem. Musiałem przyznać, że wbrew pozorom lemyrthiański książę, a w zasadzie król Irdium, solidnie się spisał, z własnej woli przejmując pieczę nad diablicą.
Mamrocząc pod nosem, udałem się do gabinetu stanowiącego ostatnią oazę spokoju. Nawet jeśli Megan nachodziła mnie tutaj od czasu do czasu, wciąż uważałem to pomieszczenie za swoje prywatne sanktuarium. Jej obecność absolutnie mi nie przeszkadzała, a nawet stwarzała perspektywy na interesujące oraz odprężające spędzenie czasu. Chyba że zaczynała poruszać temat kuzynki, co ostatnio zdarzało się niestety wybitnie często. Może i to całe ich rozbicie powinienem uznać za swoisty ratunek zesłany przez Iskrę, skoro sama nakazała mi respektować umowę Valegora z Claudią, zanim jeszcze się o niej dowiedziałem. Teraz wystarczyło znieść drogę na Lemyrthię, wysadzić Valegora z diablicą i resztą ekipy, a potem odlecieć czym prędzej na dowolną planetę. Meg musiało wystarczyć komunikowanie się za pomocą transmitera, a im bardziej skupi się na własnych sprawach, tym lepiej dla nas wszystkich.
Zasiadłem przy biurku, od razu lokalizując komunikator z nastawionymi plikami. Deisano sprawowała się bez zarzutu, chociaż szczerze powiedziawszy, radziłem sobie z technologią na tyle, że wcale nie musiała nastawiać wszystkiego w gotowości. Jednakowoż jako Toris miałem przywileje i nie zamierzałem z nich rezygnować. Wcisnąłem odtwarzanie, słysząc głos ojca. Przewróciłem mimowolnie oczami, kiedy zaczął swoją tyradę na temat tego, co obecnie dzieje się na Quintarze.
Dla mnie a za mnie, planeta mogła wybuchnąć, roznosząc pył i popiół po galaktyce, aczkolwiek wiązały mnie z Quintarem pewne zobowiązania. Przyrzeczenie złożone Iskrze, chociaż wcale nie planowałem ponownie odwiedzać planetę w najbliższej dekadzie. Zwłaszcza że nie na mojej obecności zależało bogini, ale Tiris, a podróż bez dzieci w młodym wieku nie wchodziła absolutnie w rachubę. Podróż z dziećmi tym bardziej odpadała, ponieważ nie miałem pewności, co moglibyśmy zastać na Quintarze, kiedy do władzy musi dojść zupełnie ktoś nowy. Poza tym nawet oczami wyobraźni nie potrafiłem sobie wyobrazić, jak przemieszczam galaktykę Tadmorem otoczonym flotą kosmiczną, dla zachowania bezpieczeństwa. Prawdopodobnie właśnie nadchodził czas na zmianę sposobu zarządzania, albo dezorganizację naszego życia. W końcu troje to już tłok.
CZYTASZ
Sięgając Gwiazd. Claudia. TOM II [ZAKOŃCZONE]
ChickLitTo nie tak, że Claudia miała plan na życie. Nie miała, próbując złożyć je ze zgliszczy na nowo. Jedna pozornie prosta, choć nieprzemyślana decyzja wywołała ciąg nieoczekiwanych zdarzeń, zmieniając absolutnie wszystko. Ruszając w kosmos, nie miała po...