62. VALEGOR

576 42 65
                                    

Trzymając Claudię w objęciach i smakując jej pełnych ust, nie mogłem już chyba czuć się szczęśliwszy w chwili obecnej. W końcu dopełniło się nasze przeznaczenie. Nie zamierzałem pozwolić Claudii uciec ode mnie już nigdy, zaś równocześnie z chwilą, kiedy wstęga miała zostać przecięta, moja małżonka miała znaleźć się pod pełną opieką oraz całkowitą ochroną zatrudnionego do tej roli Deshaya. Miałem całkowitą pewność, że młodzieniec spisze się i wywiąże z powierzonych obowiązków, lecz póki co Claudia otoczona była wyłącznie moimi ramionami.

- Pora, moje dzieci, na przyjęcie gratulacji – oznajmiła królowa matka, kiedy tylko zdołałem oderwać się od swojej kobiety. – Pozwólcie mi, że pierwsza skorzystam z tego zaszczytu.

Jednakże przyznać musiałem, że po tak długim czasie postu najmniejszej ochoty nie miałem na przyjmowanie gratulacji. Gdyby ode mnie to zależało, właśnie niósłbym świeżo upieczoną żonę do komnaty, prosto do naszego łóżka. Niestety konwenansom musiało stać się zadość, inaczej matka gotowa była wparzyć do sypialni i wykopać mój tyłek z pościeli, kompletnie nie przejmując się zastaną sytuacją. W zasadzie nie byłem pewien czy istniało jeszcze cokolwiek, co mogłoby naprawdę zgorszyć moją rodzicielkę.

Podejrzewałem też powoli, że tylko mój tyłek zaznałby siłę królewskiego kopa, bo przecież Claudusia nie zasłużyłaby sobie na reprymendę, wszak była ode mnie mniejsza, słabsza i zwyczajnie skazana na moje decyzje. Ciekaw byłem jednak, co powiedziałaby matka, wiedząc, kto tu kogo kusił i czy wtedy Dia, jak to ochrzciły moją żonę trojaczki, również zostałaby ominięta w wymierzaniu kar. Niemniej jednak nie otrzymałem możliwości wyboru ani sprawdzenia snutych przypuszczeń, gdyż nim się spostrzegłem, pokaźny tłumek złożony z członków rodziny oraz przyjaciół gratulował nam i składał najlepsze życzenia, i nie tylko.

W tradycyjnych okolicznościach obeszłoby się bez życzeń, a my jako świeżo upieczeni nowożeńcy wraz z darami i wdzięcznym tłumem udalibyśmy się prosto do świątyni Iskry. Jednak razem z matką postanowiliśmy dołożyć wszelkich starań, aby Claudia jak najbardziej czuła, że ta ceremonia dotyczy także jej. Przede wszystkim, gdyż trzymając ją tak blisko siebie, odnosiłem wrażenie, jakbym był ledwie dodatkiem.

Claudia prezentowała się zaiście wybornie we wstęgach, bowiem strój oblubienicy w rzeczywistości stanowił odpowiednio ułożone oraz doskonale splecione ze sobą szerokie wstęgi. Można była nawet śmiało stwierdzić, że wstęgi były wszędzie. Oplatały biust i biodra w tak ciasny sposób, aby przez cały dzień nic a nic na pewno się nie zsunęło. Dodatkowo wstęgi spływały luźno z bioder, tworząc swoiste połączenie spódnicy z trenem, który ciągnął się aż po ziemię. Spódnica była krótsza i sięgała połowy ud. Plecy partnerki zgodnie z lemyrthiańską tradycją pozostawały odkryte, nie licząc wąskiego pasa tuż pod łopatkami utrzymującego przesłonę piersi. Wstęgi, znacznie węższe i drobniejsze, przeplatały się także na nogach, tworząc oddzielną warstwę niepowiązaną ze spódnicą oraz owijając każdą z osobna, aby ułatwić maksymalnie poruszanie się. Jedna ze wstęg oplatających lewą nogę kobiety została pociągnięta ku górze, a także przewinięta przez lewą dłoń niczym perfekcyjnie dopasowana rękawiczka. 

Całość stroju utrzymana została w zieleniach. Kolor garderoby ślubnej oblubienicy nie był stały ani narzucony z góry. Biel nie przeważała, nie występując nawet na Lemyrthii pośród dostępnych trendów. Wszystko dlatego, że kolor stroju miał podkreślać barwę oczu, zaś tęczówki mojej Claudii były ciemnozielone. W związku z tym wybór pozostawał jasny, a każdy element element stroju spreparowano, bazując wyłącznie na odcieniach zieleni. 

- Nie krępuj się skarżyć na tego głąba, jeśli zacznie uprzykrzać ci jakkolwiek życie – powiedział głośno Toris, kompletnie nie krępując się moją obecnością obok Claudii ani tym bardziej innymi gośćmi.

Sięgając Gwiazd. Claudia. TOM II [ZAKOŃCZONE]Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz