45. CLAUDIA

366 44 43
                                    

Przebudziłam się absolutnie zgrzana, czując wyjątkowe ciepło promieniujące z miejsca, na którym leżałam w znacznej części. Włosy kleiły mi się do karku, a w ustach zaschło, jakbym od kilku dni nie miała do czynienia z wodą. Uchyliłam powieki, czując, jak materac dźwiga się pode mną miarowo, opadając po krótkiej chwili. Zamrugałam, dopiero za kolejnym razem orientując się, że to wcale nie materac miał lawendowy kolor, ale skóra leżącego w łóżku mężczyzny.

Poruszyłam się nieznacznie, oceniając szanse na wyjście z łóżka. Potrzebowałam się ochłodzić, co przy gorącym ciele Valegora stanowiło najprawdziwszą niemożliwość. Szybko jednak zrozumiałam, że wysunięcie się z jego ramion bez jednoczesnego urządzania mężczyźnie pobudki wcale nie będzie proste. Chociaż leżałam u góry, nasze ciała we śnie splotły się ze sobą niczym ozdobne łańcuchy bożonarodzeniowe.

Nogę miałam przerzuconą przez jego i odrobinę wsuniętą pod drugą, jednocześnie drugą nogę częściowo wsunęłam pod tę, przez którą przerzuciłam pierwszą. Piersiami praktycznie przywarłam do masywnego, twardego ciała, podczas gdy Valegor oplatał moją talię szczelnie ramieniem. Tymczasem moja ręka znajdowała się w przedziwnym ułożeniu, częściowo spoczywając pod ciałem mężczyzny, ostatecznie wsuwając się pod poduszkę, na której leżała jego głowa zwrócona twarzą do mnie. Pomimo że fizycznie leżał wyżej ode mnie, czułam na policzku gorący oddech wzmagający dodatkowo uczucie gorąca. Musiałam się uwolnić, po prostu musiałam, gdyż podejrzewałam, że w przeciwnym wypadku lada sekundę dostanę udaru cieplnego.

Ostrożnie i powoli, a przy okazji niewytłumaczalnym cudem, uwolniłam się z nad oraz spod mężczyzny, łapiąc przy tym płytki oddech. Będąc jeszcze w łóżku, mimowolnie rozejrzałam się po pomieszczeniu, uznając, że ku własnej rozpaczy nie zadbaliśmy ani o kropelkę napoju. Zeszłam z łóżka, czując przy tym lekkie zawroty głowy, nad którymi szybko zapanowałam i poruszając się cichutko na palcach, okrążyłam mebel, docierając do szafy. Nie pamiętałam, abym majstrowała przy oświetleniu, ciesząc się, że nie zostało wyłączone całkowicie, ponieważ potrzebowałam możliwie szybko się ubrać, żeby czym prędzej opuścić kajutę i ruszyć na poszukiwanie czegoś do picia.

Wrzuciłam na siebie kilka rzeczy, cały czas mając na uwadze, że muszę poruszać się bezszelestnie. Nie chciałam budzić Valegora, który przez cały czas nawet nie drgnął. Musiał być okropnie wymęczony ostatnimi wydarzeniami, czemu nie miałam prawa się dziwić. Złapałam w dłoń sandałki, postanawiając nasunąć je na stopy na zewnątrz, unikając za wszelką cenę wywołanie prawdopodobnego hałasu. Zanim jednak definitywnie wyszłam z pomieszczenia, ostatni raz rzuciłam okiem na Valegora, który akuratnie mamrotał coś przez sen.

Droga do mesy minęła bez większych przeszkód, chociaż zaraz po wyjściu z kajuty odniosłam wrażenie, że lada moment oślepnę. Ogromną różnicę stanowiło poruszanie się w półmroku otaczającym kajutę, a w pełnym oświetleniu wypełniającym ogólnodostępną część Tadmora. Wchodząc do środka, grzecznie przywitałam się z kilkoma osobami zasiadającymi przy stolikach, po czym nie zawracając sobie głowy ich zachowaniem, podeszłam do rozpromienionej Mergecive.

- Co ci podać, kochaneczko? – zapytała swoim standardowym, życzliwym tonem.

- Coś do picia – wyrzuciłam z siebie na jednym tchu.

- Ciężki czas?

- Mam wrażenie, że zaraz uschnę – przyznałam, przejmując kubek napełniony limonkowym napojem o smaku przypominającym gruszkę. 

Przyssałam się do niego, opróżniając jednym duszkiem, co wywołało niemały entuzjazm kobiety.

- No, no, jakbyś wróciła prosto z pustyni – zaśmiała się serdecznie. – Chcesz jeszcze? Mam naszykowany cały dzbanek, ale jeśli potrzeba, zrobię kolejny.

Sięgając Gwiazd. Claudia. TOM II [ZAKOŃCZONE]Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz