Przez moment stałam wpatrzona w drzwi, za którymi zniknął Valegor. Rozsądek podpowiadał, że nie powinnam zwlekać, jeśli chcę chociaż odrobinę odpocząć, ale... Kto normalny miałby chęć odpoczywać po czymś takim? Łapałam oddech wciąż nierówno i płytko, a także z niemałym trudem, co bez wątpienia było wynikiem przewinienia mężczyzny. Nie dałam zgody na tak intymne zachowanie, a już tym bardziej nie uważałam się za winną sprowokowania go. Celowo drażniąc Valegora nieznacznie wcześniej, liczyłam na zdecydowanie inny finisz.
Miał krzyknąć, warknąć, wykląć, ewentualnie uderzyć. Mnie, nie wzniesioną za mną bezbronną oraz całkowicie niewinną ścianę. Chciałam za wszelką cenę udowodnić, że mam do czynienia z najprawdziwszym kakensarkiem, z jego najgorszym rodzajem. Tymczasem udowodniłam sobie nie więcej, aniżeli własny błąd. I fakt, że Valegor był gwałtowny oraz porywczy, a przy tym cholernie namiętny.
Zanim zorientowałam się, co właściwie wyprawiam, uniosłam rękę, przykładając opuszki palców do opuchniętych warg. Przesunęłam po nich delikatnie, odtwarzając w pamięci zaborczość pocałunku, na jaki w normalnych okolicznościach nigdy, przenigdy bym się nie zgodziła. Tymczasem było zdecydowanie za późno, gdyż pęknięta tama, przez jaką z impetem przebił się mężczyzna, rozrywając ją na kawałeczki, miała się nigdy nie zasklepić. Wiedziałam o tym aż nazbyt dobrze, nie potrafiąc wyrzucić z głowy smaku jego warg, rozochoconego języka wdzierającego się przez lekko rozchylone usta ani nawet stanowczości, z jaką przyciągnął mnie do swojego półnagiego ciała. Boże, i jak ja mam niby teraz zasnąć?
Zmęczenie uleciało w jednym momencie niemalże całkowicie, czyniąc miejsce odmiennym uczuciom. Pragnieniom, z jakich istnienia nie zdawałam sobie dotąd sprawy. Tym bardziej, że żaden wcześniej mężczyzna nie wywarł na mnie aż takiego wrażenia. I to w dodatku samym tylko pocałunkiem. Nie pojmowałam, jakim właściwie cudem to Zaziemcowi udało się poruszyć mnie do głębi, rozbudzając pierwotne instynkty zwane pożądaniem, podczas gdy niejeden sympatyczny, ziemski chłopak odpadał w przedbiegach. Co, do jasnej cholery, jest ze mną nie tak?!
Z trudem odrywając wzrok od wyjścia, rozumiejąc, że Valegor naprawdę zostawił mnie samą w kajucie, zerknęłam w kierunku minimalistycznie urządzonej łazienki. Przełknęłam, decydując się na szybki, zimny prysznic, mający ostudzić zapędy, jakich nie powinnam posiadać. Nie teraz, a zwłaszcza nie w stosunku do Zaziemca, na którego łasce znalazłam się w wyniku nieprzemyślanej transakcji.
Niewiele myśląc i niemal biegnąc w kierunku natrysku, rozpięłam suwak sukienki, zsuwając ją zwinnie z ciała. Powinnam co prawda podnieść ubranie, składając starannie i odkładając w dogodne miejsce, lecz ani odrobinę nie dbałam czy się pomnie bądź pobrudzi, leżąc na podłodze. W chwili obecnej hierarchia priorytetów została doszczętnie zmiażdżona, stając na głowie, przez co aktualnie na przekątnej pokoju spoczywała rozrzucona w pośpiechu garderoba. Niemal instynktownie uruchomiłam prysznic, ledwie przez ułamek sekundy dziwiąc się, jak mocno przypominał ziemski.
Z natrysku popłynęła ciepła woda, mocząc całe ciało. I chociaż wolałabym się schłodzić, uznałam za marny pomysł eksperymentowanie z nie do końca znaną mi technologią. Szczególnie że nie dostrzegłam żadnej gałki ani pokrętła do regulacji temperatury wody, którą tak dawno przyszło mi cieszyć się po raz ostatni. Dopiero po chwili zorientowałam się, że nie widzę w zasięgu wzroku mydła ani płynu, co wiązało się z koniecznością ograniczenia do podstaw. Pozwalając wodzie swobodnie spływać po skórze, przesunęłam dłońmi po mokrych włosach, zaczesując je całkowicie do tyłu i unosząc głowę, jakby to miało w czymkolwiek pomóc. Nie pomogło, nieszczęśliwie tylko rozbudzając wspomnienia na nowo, pozwalając im na odrobinę fantazji. Co by było gdyby...?
CZYTASZ
Sięgając Gwiazd. Claudia. TOM II [ZAKOŃCZONE]
ChickLitTo nie tak, że Claudia miała plan na życie. Nie miała, próbując złożyć je ze zgliszczy na nowo. Jedna pozornie prosta, choć nieprzemyślana decyzja wywołała ciąg nieoczekiwanych zdarzeń, zmieniając absolutnie wszystko. Ruszając w kosmos, nie miała po...