5. CLAUDIA

553 58 106
                                    

Pytanie o moją orientację na pokładzie było absolutnie zbędne, gdyż doskonale wiedziałam, jak i gdzie trafić. I chociaż obecnie odczuwałam ogromną ochotę wejść do kapsuły i ewakuować się stąd czym prędzej, uznałam ten pomysł za co najmniej beznadziejny. Nie posiadałam wiedzy pozwalającej na sterowanie pojazdem kosmicznym, zaś bezcelowe dryfowanie w przestrzeni nie napawało entuzjazmem. Bóg jeden raczył wiedzieć, kiedy udałoby mi się napotkać jakikolwiek statek inny niż Lemura, trafiając przy tym na życzliwe dusze. Równocześnie zżerała mnie ciekawość czy Valegor pofatygowałby po mnie swój wielmożny tyłek, gdyby zorientował się, co zrobiłam.

Na podjęcie próby ucieczki byłam zbyt wielkim tchórzem, dlatego z impetem wtargnęłam do kajuty, gdzie jeszcze niedawno jadłam względnie spokojny posiłek. Drzwi huknęły o ścianę, zamykając się z kolejnym trzaskiem, lecz akurat te odgłosy obchodziły mnie najmniej. Bardziej obawiałam się bałaganu i bynajmniej nie tego urządzonego na terenie sypialni. Zerknęłam na blat, który pomimo dalszego rozłożenia pozostawał pusty, co oznaczało, że obsługa zdążyła odwiedzić kajutę w trakcie naszej nieobecności. Podeszłam bliżej wnęki przeznaczonej na ubrania, stwierdzając z niezadowoleniem, że moja garderoba nadal nie dotarła.

Boleśnie wręcz potrzebowałam się przebrać. Zmyć z siebie dotyk mężczyzny, który palił, rozbudzając do żywego każde dotknięte przez niego miejsce. Dłoń przycisnęłam do szyi, jak znacznie wcześniej robiłam to z ustami, śledząc palcami trasę, którą pokonały wargi Valegora. Zdołałam wyczuć jedynie przyśpieszony puls, świadczący o tym, do czego przed chwilą doszło. Przemierzyłam pokój, stając przed wysokim lustrem ozdabiającym ścianę przy natrysku. Z daleka niczym nie różniłam się od Claudii, która ledwie parę dni temu spoglądała w lustro w prywatnej kajucie na XT-570.

Podeszłam bliżej, przyglądając się swojej szyi. Po prawdzie, wcale nie musiałam doszukiwać się dowodów potwierdzających, że to wszystko nie wydarzyło się wyłącznie w mojej głowie. Zaczerwienienia pozostawione przez Valegora stawały się z każdą kolejną minutą coraz wyraźniejsze, potwierdzając, że walczyłam o wiele za słabo. Poczułam pod powiekami nieprzyjemne pieczenie, przypominając sobie słowa, którymi niegdyś uraczyłam kuzynkę, nazywając ją kakensarcką dziwką. Aktualnie wychodziło na to, że nie byłam ani odrobinę lepsza od niej, gdyż nie tylko przestałam się w pewnym momencie opierać, ale nawet chciałam... więcej.

Pragnęłam, żeby Valegor nie kończył wyłącznie na szyi, sunąc niżej. Zanim przestał pieścić skórę, czyniąc to odrobinę brutalnie, zaczęłam czekać, aż sięgnie w dół, przynajmniej dłonią wręczając mi ukojenie. Tymczasem Valegor kolejny raz przekroczył granicę i rozbudził moje ciało, po czym zostawił niezaspokojoną, odsyłając do pokoju, jakby między nami do niczego nie doszło. Skrzyżowałam ręce, obejmując się nimi i rozglądając po pomieszczeniu. W pokoju brakowało jakiejkolwiek możliwości zajęcia myśli czymś, co nie miało związku z Valegorem. Niechętnie podeszłam do łóżka, opadłam na nie i siedziałam bez pomysłu na to, co powinnam teraz ze sobą począć.

Tadmor przesłał komunikat radiowy, odtworzyłam w głowie słowa Krego, który praktycznie przyłapał nas w niedwuznacznej sytuacji. Prawdopodobnie tylko skończony głupiec nie domyśliłby się, czym dokładnie byliśmy zajęci, zaś Krego nie łapał się w ten poczet osób. W przeciwnym razie nie pełniłby funkcji prawej ręki Valegora, co zdawał się robić od chwili naszego poznania. Chcąc zmienić tor rozmyślań, skupiłam się na jego słowach. Tadmor zdawał się określeniem rodzaju jednostki galaktycznej bądź jej nazwą, podobnie jak Lemura. Ciekawa byłam czy ma coś wspólnego z XT-570 Urtaro, obawiając się w dalszym ciągu o Megan oraz jej stan psychiczny.

Nie mogąc usiedzieć bezczynnie w miejscu, zaczęłam nieco kręcić się po pomieszczeniu. Czując się niekomfortowo w znoszonym ubraniu i bez możliwości przebrania garderoby, zaspokoiłam przynajmniej inne potrzeby fizjologiczne. Jakby nie patrzeć, stanowiły podstawę piramidy Maslowa nie bez kozery. O dziwo, obsługa toalety nie sprawiła problemu, chociaż muszla nie została wyposażona w papier, muszelki, kryształki, guziczki, pokrętła ani żadne inne namacalne rozwiązania. Działała w pełni na automacie, regularnie obmywając właściwe partie ciała funkcją bidetu i samoczynnie spłukując tuż po powstaniu. Co więcej, samoopadająca deska wraz z zamknięciem uruchamiała dwa dozowniki odświeżacza jednocześnie.

Sięgając Gwiazd. Claudia. TOM II [ZAKOŃCZONE]Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz