Sytuacja zaczynała przedstawiać się mocno nieciekawie. Znajdowaliśmy się w mesie, pośrodku zamieszania, którego byłam autorką. Chociaż Valegor również nie pozostawał bez winy. Jego nadmierna pewność siebie oraz zuchwałość po prostu nie mogły zwiastować niczego pozytywnego. Co więcej, zaczynałam się poważnie obawiać, że mimo słów, jakie ledwie przed momentem wygłaszał Urtaro o naszym idealnym dopasowaniu, mężczyzna nie wytrzyma i realnie zadusi Lemyrthianina na miejscu.
Przesunęłam wzrokiem po obecnych, omiatając przy okazji także widoczną część pomieszczenia. Dzięki temu, że Urtaro stał bokiem, mogłam śmiało ocenić, że mesa w ledwie kilka sekund opustoszała. Nawet kantyna zdawała się pozbawiona jakiegokolwiek życia, chociaż wiedziałam, że w jej pobliżu cały czas przebywa co najmniej jedna osoba o anielskim usposobieniu. Do tego wszystkiego Vurtia, która dopiero co wkroczyła do jadalni wraz z Deisano, nie wyglądała na zwolenniczkę pokojowego rozwiązania sprawy.
Megan natomiast nie potrafiłam rozszyfrować. Weszła do mesy w obecności Valegora, co mogło nasuwać wnioski, że dopiero skończyła z nim rozmawiać. Jednak nie wyglądała na rozzłoszczoną, co mocno mnie dziwiło, zakładając oczywiście, że Valegor przyznał się do kłamstwa. Równie dobrze mógł pominąć opowieść o naszym rzekomym związku, co w sumie może faktycznie niewiele by zmieniało. Sama nie umiałam już jednoznacznie określić, co powinnam zrobić ani w co uwierzyć. Spojrzenie moje i Megan skrzyżowało się w pół drogi, kiedy delikatnym, niemal niedostrzegalnym ruchem głowy pokazałam, aby nie włączała Deisano ani Vurtii w sytuację, jaka po prawdzie nie dotyczyła również jej.
- Nie trzeba, Deisano – odparła, nie odrywając ode mnie wzroku. – Zamienimy słówko?
Wolałam nie. Nie tylko dlatego, że uważałam, iż nie powinna się wtrącać. Realnie obawiałam się pozostawić tutaj samego Valegora w zdecydowanie nieprzychylnym towarzystwie. Otworzyłam usta, lecz żaden dźwięk się z nich nie wydobył. Myśli w głowie huczały tak mocno, że równie dobrze głowę mogłam mieć pustą, efekt pozostawał bez żadnych zmian.
- Claudia?
Głos mężczyzny o bordowych włosach przykuł moją uwagę. Czekał na moją decyzję, podczas gdy nie potrafiłam jej podjąć. I ja rozważałam zostanie matką? Niedorzeczne. Nie umiałam nawet samodzielnie rozwiązać własnych problemów, co dopiero mówić o prowadzeniu przez życie małej, niewinnej oraz bezbronnej istotki.
- Naprawdę chcę pobyć sama – stwierdziłam.
- Deisano, zaprowadzisz Claudię do jej kajuty.
Urtaro przemówił pierwszy raz od dłuższego czasu, mierząc mnie spojrzeniem. Jego ciemne oczy nie zdradzały uczuć ani myśli, chociaż mawiano, że to oczy są zwierciadłem duszy. Niemniej jednak odczuwałam wdzięczność, ponieważ po raz kolejny mężczyzna ruszał mi na ratunek, nawet jeśli sam określiłby swoje działanie zgoła inaczej.
- Sam mogę zaprowadzić tam moją kobietę – warknął Valegor, skracając dystans dzielący go od ciotecznego szwagra.
Choć nie, formalnie Urtaro i Meg nie posiadali ślubu. Zerknęłam zagubiona na bruneta. Prawdę powiedziawszy, najchętniej usiadłabym na tyłku, wznosząc lament oraz użalając się nad sobą. Byłam totalnie, absolutnie oraz niezaprzeczalnie beznadziejnym przypadkiem. Nawet nie umiałam właściwie zareagować, chociaż zanosiło się na burdę.
- Jeśli nie usłyszałeś, ona nie chce z tobą iść – wycedził mężczyzna stojący pomiędzy mną a resztą.
Jego masywna postura oddzielała mnie nawet od Megan, choć z jej strony akurat nie wyczuwałam zagrożenia. Chyba że Valegor podjąłby błędną decyzję, czego nie mogłam z czystym sumieniem całkowicie zanegować.
CZYTASZ
Sięgając Gwiazd. Claudia. TOM II [ZAKOŃCZONE]
ChickLitTo nie tak, że Claudia miała plan na życie. Nie miała, próbując złożyć je ze zgliszczy na nowo. Jedna pozornie prosta, choć nieprzemyślana decyzja wywołała ciąg nieoczekiwanych zdarzeń, zmieniając absolutnie wszystko. Ruszając w kosmos, nie miała po...