55. VALEGOR

312 42 24
                                    

Z trudem panowałem nad sobą, a raczej nad przepełniającymi mnie uczuciami, kiedy czekałem na reakcję Claudii. Czego pragnąłem? Ponad wszystko chciałem dostrzec zachwyt kobiety przynajmniej w połowie równie wielki jak mój. Kochałem Lemyrthię, chociaż obecnie moje życie toczyło się na Irdium, jednak nic, ale to zupełnie nic nie mogło równać się z uczuciami, jakimi darzyłem macierzysty świat.

Tymczasem reakcja Claudii pozostawiała furtkę wątpliwości, a po głębszym zastanowieniu nawet więcej aniżeli jedną. Narzeczona oniemiała, fakt, aczkolwiek wcale nie musiała w tenże sposób wyrażać zachwytu, lecz wiele innych, znacznie mniej pozytywnych emocji. Jednakże nie zwerbalizowała swoich odczuć, nie udzielając nawet słownej odpowiedzi kuzynce, która otwarcie przyznała, jak zachwycająco postrzega Lemyrthię. Owszem, słowa Tiris były przyjemne niczym balsam, aczkolwiek nie były to słowa wydobywające się z ust Claudii, w związku z czym mimo wszystko traciły na znaczeniu.

- Gotowa, kotku? – szepnąłem prosto do ucha stojącej u mego boku kobiety, kiedy delikatne szarpnięcie potwierdziło zakotwiczenie Tadmora. Leciutko pogładziłem palcem jej talię, gdzie od dłuższego czasu spoczywała moja dłoń, czując zesztywnienie partnerki. Nie była gotowa, z czego zdawałem sobie sprawę, aczkolwiek nie zamierzałem zwlekać z pokazaniem jej mojego świata, a także przedstawieniem rodzinie. – Pora iść.

- Może wolisz iść ze mną?

Podchodząc bliżej, Vurtia posłała Claudii serdeczny uśmiech, próbując zachęcić do skorzystania z propozycji i jednocześnie wyprowadzić mnie z równowagi. Claudia należała do mnie, była moją partnerką oraz przyszłą żoną, więc to u mojego boku tylko i wyłącznie mogła zejść z pokładu Tadmora. Młoda Torisówna doskonale zdawała sobie sprawę z niuansów etykiety, więc tym bardziej działała z premedytacją, kierując we mnie subtelne złośliwości. Przycisnąłem ciało Claudii mocniej do swojego, dając jej jasny, niewerbalny przekaz, chociaż liczyłem, że sama podjęłaby jedyną słuszną decyzję.

- Dziękuję, ale pójdę z Valegorem – odpowiedziała słabo, posyłając przyjaciółce blady uśmiech.

- Jak chcesz, ale pamiętaj, miejsce obok mnie jest zawsze dla ciebie dostępne - zaszczebiotała.

Zacisnąłem szczęki, nie chcąc wyrazić wulgarnej reakcji względem młodszej siostry Torisa. Stosunki z Urtaro miałem jasne oraz klarowne, a nie warto było poświęcać całego ciężko wypracowanego sojuszu z powodu jednej irytującej gówniary. Claudia skinęła tylko nieznacznie głową, pokazując, iż będzie miała to na uwadze i jednocześnie odmawiając z klasą, jaką mogła mieć tylko moja kobieta.

- Dobrze się czujesz? – spytałem cicho, kiedy zostaliśmy sami.

Vurtia poszła przodem, zaś Megan zostawiła nas, gdy tylko Tadmor zacumował. Wiedziałem, że za sterami usiadł Urtaro, dlatego kompletnie nie zdziwiło mnie, że gdy tylko machineria zaczęła gasnąć, Tiris zajęła miejsce przy boku swego partnera. Powoli również zmierzaliśmy ku wyjściu, ale Claudia z każdym kolejnym krokiem zdawała się bledsza, tracąc stopniowo naturalny koloryt skóry. Zdawałem sobie sprawę, że jest zestresowana, lecz nie przypuszczałem, że aż tak.

- Chyba tak – odparła niepewnie półszeptem. 

Ręce złączyła z przodu, splatając palce i wyginając je nieznacznie nerwowo. W tym momencie cieszyłem się, że nie miała zbyt wiele siły, bo jeszcze przypadkiem z nerwów połamałaby sobie palce. Pochyliłem się nieco ku niej, składając pocałunek w brązowe włosy. Nie przestawałem otulać jej ramieniem, chcąc udzielić potrzebnego wsparcia. Pragnąłem jednak przede wszystkim, aby uwierzyła w siebie, we mnie oraz szczęśliwe zakończenie. Od teraz wszystko miało być pięknie, wręcz idealnie. Byłem absolutnie przekonany, że poradzimy sobie z każdym drobnym problemem, z każdą błahostką, jaka miała stanąć nam na drodze do szczęścia, jakie czekało na nas chwilę po zejściu z pokładu. 

Sięgając Gwiazd. Claudia. TOM II [ZAKOŃCZONE]Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz