51. VALEGOR

329 39 22
                                    

Podskórnie czułem, że przelot na Lemyrthię totalnie mnie wykończy. O ile jednak nie martwiłem się o kondycję własnego ciała, o tyle lękiem napawał mnie wysoce prawdopodobny stan psychiczny, w jakim mogłem dolecieć do domu. Zwłaszcza jeśli Claudia naprawdę miała zamiar ubierać się w taki sposób jak teraz. Miałem jednak cichą nadzieję, a także szczere pobożne życzenie, aby obecny dobór garderoby stanowił jednorazowy wybryk kobiety. Jednocześnie doskonale zdawałem sobie sprawę z faktu, jak bardzo szatynka lubiła prowokować, wbijając jednocześnie swojej ofierze bezlitośnie szpilę. Nie miałem pewności czy potrafiłem przetrwać to starcie.

Zrzuciłem ciuchy, wchodząc pod prysznic, przez co ogarniające mnie wkurwienie sięgnęło zenitu. Nawet na ostudzenie zimną wodą nie mogłem tutaj liczyć, gdyż prysznic działał w całości w oparciu na technologii fal dźwiękowych. Uderzyłem pięścią w ścianę, lecz nieznaczny ból nie przyniósł ze sobą wystarczającego ukojenia. Miałem dwie opcje. Zapanowanie nad sobą albo totalną destrukcję z naciskiem na auto. Oparłem dłonie o przejrzystą barierę, przymykając oczy, co było zdecydowanie, kurwa, beznadziejnym pomysłem, ponieważ od razu i zupełnie niezależnie od własnej woli przywołałem w głowie obraz wystrojonej w seksowny komplecik Claudii.

Kurwa, zakląłem siarczyście, dochodząc do wniosku, że w chwili obecnej nawet zwalić sobie nie mogłem. W przypadku braku wody samodzielne zabawy w kabinie prysznicowej zdawały się co najmniej niehigieniczne. Poza tym myśl o ewentualnych zapędach Torisa oraz jego oreańskiej asystenteczki do podglądania skutecznie minimalizowały moje potrzeby, studząc wszelaki zapał. Choć po prawdzie przypominałem podpaloną zapałkę pozostawioną w towarzystwie kanistrów wypełnionych po brzegi paliwem.

Skończyłem brać prysznic po dłuższej chwili, wyłączając mechanizm wkurwiony do granic możliwości. Liczyłem na to, że Claudia już spała i nie będzie próbowała zmiękczyć moich zamierzeń, obracając je w pył oraz popiół, co osiągnęłaby prawdopodobnie bez większego wysiłku. Potrzebowałem piekielnej wręcz samokontroli. Schylając się, zgarnąłem ciuchy, wrzucając je do brudnika, po czym wyszedłem z łazienki.

Pomieszczenie spowijał półmrok i delikatne, przygaszone światło, a Claudia zdawała się odpłynąć w krainę snów. Wsunąłem się pod kołdrę, układając tuż obok szatynki, która ku mojemu zadowoleniu pozostała mimo wszystko w ciuchach. I chociaż wciąż niebotycznie pragnąłem się w niej jednak zanurzyć, garderoba komplikowała sprawy, utrudniając dostęp na wypadek, gdybym jednak zaczął wątpić. Położyłem się na wznak, wsuwając rękę pod głowę i dochodząc do wniosku, że nie jestem już nawet zdolny zasnąć w normalnych warunkach, kiedy leżała obok, nie dotykając mnie.

Próbując jej nie obudzić, wsunąłem wolną rękę ostrożnie pod kobiece ciało i przyciągnąłem do siebie, wskutek czego Claudia w mgnieniu oka rozłożyła się na moim korpusie, mrucząc sennie. Nogę przerzuciła przez moją, chowając częściowo twarz w moich ramionach i układając bezwiednie dłoń na brzuchu. Zesztywniałem podświadomie, czując resztki wilgoci na palcach kobiety, w kolejnej chwili rozciągając usta w pieprzonym uśmiechu, przykrywając jej dłoń swoją. Świadomość, że pragnęła mnie oraz potrzebowała co najmniej równie mocno co ja ją, z dziwnych powodów napawała mnie niewysłowionym entuzjazmem, a także nadzieją.

Przysnąłem, tuląc narzeczoną w ramionach i ciesząc się jej bliskością. Pomimo targających mną emocji czułem się spokojny, a nawet zaspokojony jakby wiedza, że zdecydowała się zaspokoić, myśląc o mnie, poprawiła mi humor. W głowie wykreowany został ten sam obraz co zwykle. Ciężkie kotary i snujące się za nimi bardziej bądź mniej wyraźne cienie, lecz nawet oczekując, aż wreszcie zbliżą się wystarczająco, aby spojrzeć w twarz ich właścicielom, odczuwałem wyjątkową lekkość.

Sięgając Gwiazd. Claudia. TOM II [ZAKOŃCZONE]Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz