Kiedy nasza lemyrthiańska gondola dopłynęła wreszcie do celu, siedziałyśmy wciąż obok siebie, ale już nie w objęciach. Na brzegu przy pomoście stali mężczyźni w uniformach wskazujących na pełnione przez nich role. Gwardia królewska ubrana była w mundury złożone z herbacianej góry zakrywającej przód z brunatnymi wstęgami prowadzonymi od prawego ramienia do lewego biodra oraz srebrzystymi naszywkami na ramionach, a także białymi spodniami. Każdy z nich stał wyprostowany w jednym z dwóch rzędów ustawionych po obu stronach pomostu z twarzami do siebie, oczekując cierpliwie przybycia swej królowej. Ich skrzydła pozostawały złożone na plecach, podczas gdy zaczęłam się realnie zastanawiać czy skrzydła Lemyrthian stanowiły wyłącznie ozdobę. Natomiast zaraz przy wejściu na pomost trwał mężczyzna podobny do Randoma tak mocno, iż gotowa byłam przysiąc, że król Lemyrthii zostawił samopas Torisa z partnerką i przyszedł odebrać matkę z przystani osobiście.
Kiedy ciągnące nasz pojazd dziwne zwierzęta podprowadziły łódeczkę z idealną precyzją, bokiem ustawiając ją do wejścia na platformę, mężczyzna podszedł bliżej, uśmiechając się ciepło. Widząc go z bliska w zasadzie mogłam stwierdzić tylko po uśmiechu, że nie mam do czynienia z Randomem. Tamten rozciągał usta w bardziej drapieżny sposób niż mężczyzna wyciągający ku nam rękę. Królowa matka podała mu swoją, jako pierwsza schodząc z łódki. Gdy tylko stabilnie stanęła na pomoście i ucałowała nieznajomego w oba policzki, witając się z nim czule, zwróciła się do mnie, przedstawiając swojego kolejnego syna, podczas gdy ten wyciągał już pomocną dłoń.
- Claudio, kochana, poznaj mojego syna, Hadona.
- Miło mi – odparłam krótko, wchodząc z jego pomocą na trap.
Ciało automatycznie zesztywniało, kiedy nieoczekiwanie zostałam zamknięta w niedźwiedzim uścisku brata Valegora. Szybko się jednak rozluźniłam, słysząc pełen serdeczności głos, jakiej mimo wszystko brakowało obu braciom mężczyzny.
- Valegor wreszcie sprawił nam siostrę – niemal wykrzyknął, otaczając mnie bratersko ramieniem. – Już zaczynałem myśleć, że ten skurczybyk nigdy się nie ustatkuje. Ależ będziemy świętować - mówił, nie kryjąc wesołości. - Mam nadzieję, że lubisz mięso i nie wsuwasz samej trawy, jak Neri. Kocham ją nad życie, ale wolę kiedy służba szykuje mi posiłek. Wtedy nikt przynajmniej nie wmusza we mnie tych wstrętnych wodorostów. Zresztą sama się lada moment przekonasz.
- Hadonie, Claudia jest zmęczona i na pewno chce się w pierwszej kolejności odświeżyć. Jestem przekonana, że później chętnie pozna twoją wspaniałą żonę – rzekła spokojnie, krocząca majestatycznie przy drugim boku mężczyzny, królowa matka, przerywając jego słowotok.
Gdyby nie mocne ramię Hadona, najpewniej wpadłabym prosto do wody, odskakując, kiedy ten nieoczekiwanie zaczął mnie obwąchiwać, pociągając nosem nieznacznie ponad moją głową niczym szkolony pies myśliwski. To było dziwne, ale słysząc jego słowa, miałam ochotę zapaść się pod ziemię.
- Ja tam nie czuję, żeby zaśmierdła – odezwał się, ukazując zęby w szerokim, rozbawionym uśmiechu i przymykając oczy. – Chodź, poznać rodzinkę.
Zachichotałam nerwowo i z lekkim niedowierzaniem, mając nadzieję, że Hadon zachowuje się tak celowo, żeby spróbować mnie rozluźnić i pokazać, iż faktycznie nie ma powodu do strachu. Królowa matka za to z udawanym oburzeniem pacnęła syna wierzchem dłoni w odsłonięty tors. Moda na Lemyrthii prezentowała się raczej jednoznacznie, ponieważ mężczyźni albo mieli zupełnie odsłonięty korpus, albo lekko przesłoniętą klatkę piersiową z odsłoniętymi plecami. Królowa matka również mimo eleganckiego stroju starannie okrywającego biust oraz brzuch przechadzała się z odsłoniętymi na wysokości łopatek plecami, choć jej skrzydła były zupełnie schowane i niewidoczne, podobnie jak u Valegora i jego braci.
CZYTASZ
Sięgając Gwiazd. Claudia. TOM II [ZAKOŃCZONE]
Literatura FemininaTo nie tak, że Claudia miała plan na życie. Nie miała, próbując złożyć je ze zgliszczy na nowo. Jedna pozornie prosta, choć nieprzemyślana decyzja wywołała ciąg nieoczekiwanych zdarzeń, zmieniając absolutnie wszystko. Ruszając w kosmos, nie miała po...