52. CLAUDIA

333 39 40
                                    

Nie potrafiąc skupić myśli, rozgrzebywałam śniadanie w talerzu, omal nie rozrzucając owsiankopodobnej papki dookoła blatu. Mój nastrój raczej nie umknął siedzącym ze mną przyjaciółkom, bowiem porozumiewały się ze sobą nad wyraz cicho oraz spokojnie jak na ich umiejętności. Jednocześnie niewiele obchodziło mnie, o czym rozmawiały, ponieważ myślami znajdowałam się zupełnie gdzieś indziej, zasiadając w mesie wyłącznie cielesną powłoką.

- Nie smakuje ci? – zapytała wreszcie Vurtia. 

Uniosłam nieznacznie głowę, zatrzymując na niej spojrzenie. Sprawiała wrażenie nie tyle zaciekawionej, co prawdziwie zmartwionej.

- Nie, to nie to – odparłam, nabierając wreszcie porcję na łyżkę i wsuwając ją do ust poniekąd na pokaz. 

Cokolwiek to było, wyglądało oraz smakowało jak owsianka z bananowym posmakiem, zaś osobiście od dziecka lubiłam wszelkiego rodzaju musli.

- Nie mów, że znów się pokłóciliście – westchnęła, ostentacyjnie przewracając oczami.

- Formalnie nie – zaprzeczyłam, dając mimo wszystko jasno do zrozumienia, że grunt pomiędzy mną a narzeczonym był obecnie grząski, a także niepewny.

- Formalnie? – Kobieta o limonkowej skórze nie wydawała się ukontentowana moją odpowiedzią. – Można się pokłócić nieformalnie?

- Można – odpowiedziałyśmy równocześnie z ledwie żyjącą Megan. 

Ona również nie prezentowała się na pełną życia oraz przepełnioną szczęściem, chociaż przyczyna jej wisielczego nastroju leżała w zupełnie innych kwestiach.

- I ty też? – Vurtia posłała zdumiony wzrok bratowej, która wysiliła się jedynie na pokiwanie głową. – W takim wypadku serio pozostaje mi się cieszyć, że nie jestem z nikim w stałym związku. Sądziłam, że miłość uskrzydla, a wy wyglądacie, jakbyście jedną nogą w mogile stały.

- Aż tak to widać? – jęknęła Meg, pokładając się prawie na blacie.

Jedyne co powstrzymywało ją przed całkowitym rozłożeniem się na stole, to obecność Torisa obserwującego partnerkę z nieznacznie oddalonego stolika. Powiodłam spojrzeniem w kierunku mężczyzn. Ponoć chcieli skorzystać z okazji i omówić jakieś interesy albo przynajmniej wstęp do ich rozbudowy, w czym niezbyt się orientowałam.

Podejrzewałam, że mój związek z Valegorem zostanie wykorzystany maksymalnie przez obu mężczyzn. W końcu Valegor musiał dbać o poddanych, a Toris szerzył własną politykę w całej galaktyce. Niemniej jednak zastanawiało mnie miejsce, jakie wybrali na biznesowe konwersacje, jakby nie mogli zamknąć się na cztery spusty w gabinecie Urtaro. W końcu od czegoś chyba tamto pomieszczenie istniało.

- Miłość jest przereklamowana – stęknęłam, obracając głowę z powrotem w kierunku talerza, w którym nadal przekopywałam posiłek z miejsca na miejsce.

- No, właśnie widzę – odparła siostra Torisa z nieznacznym przelęknieniem. – Oby mnie jak najszybciej nie dopadła. A ty co sądzisz, Dath? Masz kogoś na oku?

- Cóż... - Kobieta o cukierkowo różowej cerze zaniemówiła na moment, zatrzymując w połowie drogi do ust widelec z nabitym nań niewielkim serdelkiem. – Może to po prostu wynik jakiegoś nieporozumienia? Jestem pewna, że szybko sobie wszystko wyjaśnicie i znów będziesz promienna niczym poranna mgiełka – zwróciła się do mnie, omijając drugie pytanie Vurtii.

- Nieporozumienie, tak – skwitowałam. – Lepiej bym tego nie ujęła.

- No, widzicie? – Dath wzruszyła ramionami, uśmiechając się grzecznie. – Każdy związek od czasu do czasu ponoć ma gorsze dni.

Sięgając Gwiazd. Claudia. TOM II [ZAKOŃCZONE]Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz