Siedzieliśmy wokół gasnącego z wolna ogniska. Nie mieliśmy pewności czy powinniśmy wygasić ogień zupełnie, aby nie ściągać okolicznych drapieżników, czy jednak utrzymać płomień w celu ich odstraszenia. Dathmara nie potrafiła podjąć jednoznacznej decyzji, tłumacząc się niewiedzą o okolicy, podczas gdy ja i Nerenette sądziliśmy, że lepiej jednak utrzymać ognisko. Przede wszystkim ogień dawał ciepło, a wnioskując po poprzedniej nocy, już wkrótce miało się znacznie ochłodzić. Po drugie, rozjaśniał ciemną knieję, co w teorii pozwoliłoby szybciej przyuważyć niebezpieczeństwo, jednak Deshay miał własną wizję noclegu.
- Wierzcie mi, tak będzie lepiej – westchnął, obejmując się rękoma i pocierając ramiona.
- Nie jestem przekonany – odparł po raz kolejny Nerenette, spoglądając na kobietę. Siedziała przy jego boku, pozwalając się obejmować ramieniem jak mi zeszłej nocy. Dodatkowo otulała się własnymi, podwijając kolana pod brodę, przez co sprawiała wrażenie wyjątkowo drobnej przy boku znacznie masywniejszego mężczyzny. – Jeśli nie zamarzniemy, coś bez trudu podejdzie i odrąbie nam głowy.
- Nie zamarzniemy – stwierdził błyskawicznie przedmówca. – Ostatniej nocy nie zamarzliśmy, teraz też tego nie zrobimy.
- A skąd pewność, że po ciemku nic nas nie wykończy? – odparł przyjaciel.
- Weźmiemy warty – oznajmiłem. – Zmiana co dwie godziny, a wartownik ma mieć pochodnię.
- Pochodnie? – spytał nieprzekonany Deshay.
- Drzewa nie zabraknie. – Teatralnie rozejrzałem się dookoła. – Jesteśmy w środku pieprzonej puszczy. Wystarczy nazbierać trochę drew, odrobinę mchu i odpalać od siebie, żeby zachować ciągłość. Nikt się nie oddala. – Zerknąłem sugestywnie na Dathmarę. – Przykro mi, ale siku musisz robić przy nas.
- Nie będziemy obserwować – dodał natychmiast Nerenette. Nawet ja zauważyłem, jak kobieta napięła się momentalnie niczym struna, gdy wypowiedziałem ostatnie zdanie. – Ale na wszelki wypadek musisz cały czas do nas mówić.
- Pocieszające – rzekła, przewracając oczami.
- Dobra, kładźcie się – polecił Deshay, wstając. – Wezmę pierwszą wartę.
- A teraz gdzie się wybierasz? – zapytała kobieta.
- Nazbierać drzewa i zgarnąć trochę mchu. Chcesz pomóc?
- Ja ci pomogę – stwierdziłem, ratując Dathmarę z opresji.
Wiedziałem, że nie była chętna do oddalania się od grupy nawet na niewielką odległość, zaś po dzisiejszych przeżyciach kompletnie mnie to nie dziwiło. Wstałem, otrzepując spodnie, a przynajmniej to co z nich zostało. Następnie bez słowa odszedłem kawałek dalej, odcinając płynnie spory kawałek narośli porastającej pobliskie drzewo, podczas gdy Deshay skupił się na wykonaniu własnego zadania. Z pokaźną garścią mchu wróciłem do ogniska, odkładając rośliny na glebie. Nerenette nieznacznym ruchem głowy odpowiedział na nieme pytanie wyzierające z moich oczu, potwierdzając, że wtulona w niego niewiasta przysnęła.
- Powinieneś coś zobaczyć. – Usłyszałem cichy szept wracającego z naręczem drzewa mężczyzny. Nie brzmiał wesoło, a wręcz tajemniczo i złowieszczo, zaś wzrok miał nad wyraz poważny. – Zasnęła? Zazdroszczę. Sam chyba oka nie zmrużę.
- Prowadź – poleciłem, ruszając w ślad za nim. Nie uszliśmy daleko, docierając do rozrośniętych krzaków blokujących przejście w tymże miejscu. – Co chcesz...? O, kurwa.
Deshay odgarnął gałęzie, umożliwiając mi dostrzeżenie obrazów za rośliną. Było ciemno, jednak pomimo to zobaczyłem na ziemi olbrzymie wgniecenie. Odcisk łapy istoty, która bez cienia wątpliwości osiągała co najmniej ze trzy lub cztery metry. Olbrzymie śródstopie oraz cztery masywne wgłębienia przypominające wkłucia jasno dawały do zrozumienia, że pazury bestia posiadała ostre niczym brzytwa. Zerknąłem nieco dalej, dostrzegając w odległości około dwóch metrów kolejny ślad podobny do pierwszego. Nie miałem pojęcia, kiedy monstrum tędy przechodziło, ale miałem szczerą nadzieję, że już nie wróci.
CZYTASZ
Sięgając Gwiazd. Claudia. TOM II [ZAKOŃCZONE]
ChickLitTo nie tak, że Claudia miała plan na życie. Nie miała, próbując złożyć je ze zgliszczy na nowo. Jedna pozornie prosta, choć nieprzemyślana decyzja wywołała ciąg nieoczekiwanych zdarzeń, zmieniając absolutnie wszystko. Ruszając w kosmos, nie miała po...