Claudia patrzyła na mnie nieodgadnionym wzrokiem, jednak nie byłem przekonany, że kontrolę nad nią przejmowała wstydliwość. W końcu robiliśmy już nie takie rzeczy, więc nie do końca pojmowałem, dlaczego sugestia o jej samodzielnym rozebraniu się wywołała reakcję większą niż konieczna. Mogła odmówić, przecież bym jej nie skrzywdził. Poza tym kobieta stała przede mną w odległości mniejszej niż wyciągnięcie ręki naga od pasa w górę, co zdawało się jej nie przeszkadzać.
- Mam się rozebrać? – zapytała z nutką niedowierzania w głosie. – Tak po prostu?
- Możesz rozebrać też mnie – zasugerowałem psotnie.
Spojrzeniem celowo wskazałem w dół, chcąc przyciągnąć uwagę Claudii na opinające biodra spodnie.
- A potem...
- Prysznic? – zapytałem, unosząc brew.
Chciałem uatrakcyjnić nasze pierwsze od kilku dni zbliżenie w maksymalny sposób, dbając jednocześnie o jej wygodę.
- Prysznic – powtórzyła, jakby ważyła znaczenie propozycji. Wyraz jej twarzy wskazywał, że dopiero teraz uświadomiła sobie coś istotnego. Miałem nadzieje, że szybko dojdę do przyczyny kobiecego zwątpienia, licząc, że samizan całkowicie zniknął już z krwioobiegu Claudii. Jakby nie patrzeć, długo wytrzymałem, zwłaszcza że już wcześniej nabuzowana erekcja dawała o sobie znać. Ciekaw byłem czy ją wyczuła, kiedy wysłałem niewiastę do spania. Nieoczekiwanie cofnęła się, nieznacznie spuszczając głowę i wbijając wzrok w nagą klatkę piersiową, zsuwając nim trochę niżej i zatrzymując na starannie wykonanym opatrunku. - Boże, Valegor. Jesteś ranny?
- To nic takiego – zaprzeczyłem.
Jednak moja próba uspokojenia nic nie wniosła. Gdyby nie fakt, że Urtaro poczęstował Claudię samizanem, może poczułbym się urażony jej zachowaniem. Spędziliśmy wcześniej trochę czasu, a ona nawet nie napomknęła o ranie, jaką przecież wyraźnie było wtedy widać, nie licząc już nawet licznych zacięć i zadrapań. Wszak opatrzona została dopiero niedawno, gdy korzystając z rady nowego sprzymierzeńca, udałem się do fachowca. Reszta ciała nie wymagała szczególnej opieki, ponieważ rozcięcia okazały się płytkie, aczkolwiek mimo wszystko skóra została dokładnie oczyszczona w miejscu ran, jednak podbrzusze wymagało więcej uwagi medyka.
Fakt, musiałem uważać, ale prysznic i odrobina umizgów w łóżku przecież nie mogła mi zaszkodzić. Rana nie stanowiła już zagrożenia dla życia, a przy odpowiedniej oraz regularnej pielęgnacji istniała szansa nawet na zminimalizowanie blizny. Tymczasem szatynka dopiero teraz zwróciła uwagę na mankament, ale pomimo wszystko nie mogłem jej winić. Prawdopodobnie dopiero co resztki preparatu opuściły jej ciało, pozwalając realniej spojrzeć na otaczającą ją rzeczywistość. Doskoczyła do mnie, całą uwagę skupiając na opatrunku i zachowując się, jakbym lada moment miał paść trupem, co w sumie nawet lekko mnie bawiło, jednocześnie ujmując troską kobiety.
- Nic takiego? – Dotknęła delikatnie piankowego kompresu, uginającego się nieznacznie pod jej palcami. Spojrzała mi prosto w oczy, zaś w ciemnozielonych tęczówkach dojrzałem realny przestrach. – Co ci się stało? To sprawa Urtaro?
Ostatnie pytanie zdumiało mnie realnie, wskazując jednoznacznie, jaką opinią u Claudii cieszył się nowy sojusznik. Marną. I chociaż Urtaro opowiedział mi o bolączkach związanych z bezpośrednim kontaktem z moją kobietą na początku ich znajomości, po prawdzie niezbyt się jej dziwiłem. Patrząc z jej perspektywy, musiałem przyznać, że nie miała powodów, aby pozytywnie postrzegać mieszkańców innych planet, a co dopiero im zaufać. W końcu to Zaziemcy odebrali jej siostrę, najprawdopodobniej likwidując resztę rodziny, a co gorsze, ja brałem udział przynajmniej w części cierpienia zielonookiej niewiasty. To z kolei zupełnie usprawiedliwiało pierwotny stosunek do przedstawicieli innych nacji, których ponoć określała paskudnym, niezwykle obelżywym mianem.
CZYTASZ
Sięgając Gwiazd. Claudia. TOM II [ZAKOŃCZONE]
ChickLitTo nie tak, że Claudia miała plan na życie. Nie miała, próbując złożyć je ze zgliszczy na nowo. Jedna pozornie prosta, choć nieprzemyślana decyzja wywołała ciąg nieoczekiwanych zdarzeń, zmieniając absolutnie wszystko. Ruszając w kosmos, nie miała po...