Capitolo trentasei

188 18 14
                                    

-Nie chcę się z nim spotkać - Wyznał Wooyoung, delikatnie poruszając się, aby skulić się pomiędzy moimi nogami, podciągając również koc na moje ramię, co kruszyło moje serce. To jemu było zimno. To on miał wysoką gorączkę, drżąc do sekundę i skulając się w samym sobie. A jednak wciąż myślał o mnie. Wciąż troszczył się o to, aby okryć, chociaż część mnie. Ten chłopiec był zbyt cenny.

-Z kim? - Spytałem jednak, marszcząc brwi. Chciałem na niego spojrzeć, jednak było to trudne, kiedy trzymał skroń tak niezwykle blisko mojego ciała.

-Z Gaverem... On znowu sprawi, że będzie mnie bolało - Wyszeptał chłopiec, a ja mimowolnie powiodłem spojrzeniem do widocznej czerni na jego karku. Skurwysyn zapłaci za to, co uczynił.

-Nie spotkasz się z nim - Dostrzegłem, jak porusza się, aby spojrzeć na mnie swoimi błyszczącymi oczkami - Zajmę się tym.

-A-ale...

-Nie martw się, już cie nie dotknie, obiecuje - Wyszeptałem, uprzedzając jego słowa. Jak ja marzyłem, aby ucałować delikatnie jego główkę.

-Nie... on może cie zranić. On powiedział, że cie zrani, bo się ze mną spotkałeś. N-nie chcę żebyś... - No i się wyjaśniło, dlaczego tamci znali moje imię. 

-Nie martw się. Uwierz, jestem ostatnią osobą, o którą musisz się martwić - Zachichotałem, delikatnie muskając wolnym ramieniem jego szczupły policzek. 

-San, to...

Był tak blisko... jego usta lekko rozchylone i blade, ale wciąż... kuszące.

Nie umiałem się powstrzymać, pochyliłem się, delikatnie naciskając na nie. Nie chciałem być zachłanny, ani zbyt natarczywy, zaledwie leciutkie muśnięcie, na próbę, by sprawdzić, czy on czuje do mnie to samo, co ja do niego... przynajmniej na płaszczyźnie niewinnego.

I był idealny... aż odwzajemnił pocałunek, miękko naciskając na moje usta, wyraźnie niedoświadczony, jednak równie chętny, sprawiając, iż uśmiech rozpromienił na moich policzkach. Powoli wsunąłem dłoń za jego skroń, zaplatając palce w jego długie, gęste loki, pozwalając sobie popłynąć nieco dalej wedle uznania, łagodnie zagryzając jego miękkie usta, aby powoli pociągnąć dolną ich część. Był... uzależniający, tak bardzo, że niemal zapomniałem, jak kruchy jest.

Pochłonęło mnie to, prawdopodobnie nieco za bardzo i mój umysł krzyczał, żebym przestał, ale... Wooyoung nie wydawał się być niezadowolonym. Zjechałem więc na jego piękną, szczupłą szyję, podgryzając ją lekko i ssąc skórę w miłosnych fioletach ugryzień.

-S-Sannie - Westchnął, sprawiając, iż zamarłem. 

-"Sannie"? - Miałem ochotę śmiać się z tego, jak słodko wypowiedział moje nowe imię, zupełnie nieświadom. Nawet gdy przestałem, wciąż wydawał sie tak słodko rozkojarzony. Uniosłem palec, delikatnie muskając jego nieco spuchniętą, teraz już ładnie malinową wargę, dostrzegając, jak powoli otwiera swoje wilgotne oczka z grubym rumieńcem czerwieni na swoich policzkach.

-Tak, Sannie, jakiś problem? - Spytał nieco pyskato, sprawiając, iż zachichotałem lekko. Nie potrafiłem zrozumieć, jak to jest możliwe, że ktoś mógł tak łatwo sterować mną w tej chwili. Dotąd rzadko się śmiałem, a już na pewno w obecności kogoś poznanego przez kilkoma dniami. Pokręciłem więc głową, kradnąc kolejny, szybki pocałunek z jego ust.

-Przepraszam, jeśli kiedykolwiek sprawiłem, że poczułeś się niekomfortowo, lub źle. Przepraszam, jeśli teraz czujesz coś co... - Westchnąłem, nie wiedząc, jak ubrać to w słowa -Nie chcę, żebyś poczuł presję, lub przymus z racji, iż postanowiłem ci pomóc. Nie musisz być ze mną związany. Nie musisz robić nic, co jest wbrew twojej woli i...

-Będziesz moim chłopakiem? - Zamarłem gwałtownie, wpatrując się w niego z oczami szeroko otwartymi w zaskoczeniu.

-C-co? - Wydukałem zdezorientowany, dostrzegając, jak piękny, eteryczny uśmiech rozkwita na jego ustach.

-Umów się ze mną... proszę - Przełknąłem, nie wierząc niczemu, co działo się dookoła. On nie mógł mówić jasno, prawda? To przez gorączkę... boże, pocałowałem go, kiedy jest chory i ledwo nad sobą panuje. Przecież to tak, jakbym go wykorzystał po pijaku...

-Przepraszam, Wooyoung, że cię pocałowałem. Nie chciałem wykorzystać sytuacji, ani nic z tych rzeczy, to było nieodpowiedzialne i złe z mojej strony... - Przerwałem, słysząc lekkie pociągnięcie nosem. Nie spodziewałem się wilgotnych śladów malujących w dół młode, blade policzka.

-Nie chcesz się ze mną umówić? - Spytał głosem nieco złamanym na końcu, kiedy jego oczy zaczęły nabierać oceany łez - Myślałem, że ci się podobam... - Wydawał się zupełnie zawiedziony.

-Nie! Znaczy tak! - Miałem ochotę uderzyć się w czoło - Podobasz mi się, nawet bardzo chłopczyku - Wymamrotałem, czując, jak powoli pogrążam się i pogrążam w żałosnej otchłani. "Chłopczyku", dlaczego to powiedziałem...

-Mogę być twoim chłopczykiem? - Zachichotał nieco mokro i przez łzy, wciąż nie rozluźniając piąstek zaciśniętych tak mocno na mojej koszulce. Uniosłem więc dłoń, delikatnie wycierając mokre ślady za niego.

-Teraz się droczysz? - Spytałem, unosząc brew. Wydawał się jednak tak słodko chętny do małych żarcików.

-Ponieważ jesteś we mnie zakochany! - Pisnął, sprawiając, że moje oczy otworzyły się szeroko w szoku.

-Ty mały... nie drocz się ze mną - Prychnąłęm, delikatnie uderzając go w nos, na co kichnął delikatnie - Chodź, powinieneś się przespać...

-Najlepiej z tobą.

-Wooyoung! Miałeś być niewinny - Zażartwałem, ponownie podnosząc go bez trudu, choć mój bok bolał od rany.

-Nie kupuj kota w worku - Zaśmiał się, owijając dłonie wokół mojej szyi i czułem, jak rozpaczliwie stara się podciągnąć, żeby chociaż odrobinę odciążyć moje ramiona.

-Uważaj kotku, bo ty też nie wiesz, z kim się zadajesz - Wymruczałem delikatnie.

-To mi powiedz - Zawołał, kiedy powoli wprowadziłem go do sypialni, kładąc w węglowej, świeżej pościeli - Opowiedz mi coś o sobie, na przykład, co robiłeś we Włoszech... - Zamarłem. Nie mogłem mu przecież powiedzieć. Nie mogłem przyznać się, że jestem bezwzględnym mordercą i potworem, który może zaciągnąć go do otchłani piekieł. Nie mogłem wyznać, że wychowała mnie mafia. Straciłbym wtedy jego zaufanie, jego wiarę we mnie... Jego obecność tu, przy mnie była zagrożeniem dla jego życia. Im więcej powiem, tym większe szanse, że ktoś go dopadnie... Jak ja mogłem mu to zrobić?

Mogłem jedynie marzyć, aby chłopiec zapomniał o wszystkim kolejnego dnia. Zapomniał o mnie, o pocałunku... By był wolny tak, jak na to zasługuje. Może wcale nie czuje nic do mnie? Jego umysł dławiła ta potworna gorączka, więc...

-Śpij dobrze - Wyszeptałem, okrywając go, aż koc i pościel zrolowały się nieco pod jego szyją, starając się zignorować zawód w jego oczach.

-Powiem ci, dlaczego zaczerpnąłem ten dług! - Zawołał, kiedy wyprostowałem plecy z lekkim trzaskiem. Westchnąłem jedynie, ponieważ wiedziałem, dlaczego to zrobił... chciałem, żeby sam mi to powiedział, wyznał to, możliwie zrzucając część winy z jego wciąż młodego umysłu, ale...  Ja i tak już wiedziałem.

-Dormi bene tesoro [Tł. Śpij dobrze kochanie].

Il mio demone // WooSanOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz