Capitolo trentotto

222 22 8
                                    

[Jung Woo Young: Seul, Korea, Godzinę później]

Zapadłem się w fotele, czując się tak boleśnie małym we wnętrzu ogromnego samochodu, jednak wszelkie obawy minęły, kiedy czuła dłoń wylądowała na moim udzie, głaszcząc je delikatnie w swobodnych ruchach. Czułem, jak palce Sana, wbijając się w mięso, nie boleśnie, jednak pewnie, dając mi nieustanne zapewnienie, że teraz to należy do niego. Albo ja sobie dopisywałem naiwne historyjki, marząc, aby i on myślał podobnie o głupich znaczeniach swoich gestów.

Obserwowałem drogę, starając się nie koncentrować na tym, jak szalenie bije moje serce w piersi, kiedy uścisk opada nieco niżej i unosi się ponownie, niemal muskając rozciągnięty materiał spodni.

San był czuły od porannego śniadania, gustując się w tostach i prawie nie ruszając ryżu. Wypił za to dużo kawy, wyraźnie zadowolony, że o tym pomyślałem. Pozwolił mi mówić, samemu nie wiele się odzywając, opowiedziałem mu więc, jak bawiłem się z Yeosangiem na placu zabaw i oboje wpadliśmy do błota, jednak wciąż głupi urządziliśmy sobie zabawę na kulki błotne. Opowiedziałem mu też, jak razem mieszkaliśmy w akademiku, przyznając się, że zniszczyliśmy ścianę, a później schowaliśmy ją bezpiecznie pod łóżkiem, zamalowując dziurę markerem.

Uwielbiałem jego śmiech. Delikatny, słodki chichot rozświetlający jego ciemne, czasem wyraźnie utrapione życiem oczy.

-San? 

-Hym? - Spytał niemal od razu, odrywając dłoń zaledwie na sekundę, aby ściszyć delikatny, europejski kawałek w radiu, ponownie umieszczając ją na moim udzie, jak gdyby to właśnie tam było jej miejsce.

-Chciałem ci się przyznać, dlaczego pożyczyłem te pieniądzę - Wyszeptałem cicho, nie patrząc na niego. Pogrążyłem swój wzrok w jego dłoni, śledząc jej delikatne, przyjemne ruchy.

-Nie musisz, jeśli czujesz się z tym niewygodnie - Zapewnił i widziałem, że na mnie zerka, przebiegając spojrzeniem od drogi na mnie, jednak ja nie potrafiłem odwdzięczyć się tym samym.

-Zasługujesz na to, by wiedzieć i... ufam ci bardziej, niżeli komukolwiek w tej chwili - Wymamrotałem zupełną prawdę. Nie miałem osób, którym mogłem się wyżalić. Mój ojciec mnie nawidził. Mój starszy brat był we wojsku i nie wydawał się chętny do powrotu. Mój młodszy braciszek był zbyt mały, aby mnie wysłuchać, a Yeosang... Może spróbuję odbudować z nim relację, kiedy upewnię się, że jest na pewno bezpieczny. Choi był jedynym, który chciał mnie wysłuchać... który próbował mnie zrozumieć. Westchnąłem ciężko - Moja mama zachorowała jakieś sześć lat temu i choroba postępowała, rozwijając się bardzo szybko. Lekarze nie wiedzieli co robić, a jedyny, który mógł ją leczyć, był bardzo drogi. Nie miałem wtedy kasy, byłem zwykłym bezrobotnym licealistą, który walczył z nienawistnym ojcem, który przepijał nasze oszczędności, więc bank nie chciał mi dać pożyczki... zostało więc...

-Nielegalnie? - Uniósł jedna brew, a ja skinąłem głową na zgodę.

-Byłem postawiony pod ścianą. A wtedy zjawił się Gaver i wtedy myślałem, że był, jak manna z nieba. Wziąłem więc tyle, by pokryć koszta leczenia i na początku spłacałem raty, pracując w małym sklepie spożywczym... jednak...

-On chciał więcej - Skinąłem ponownie, zastanawiając się, skąd on wie tak wiele... może i on przez to przeszedł? A co jeśli tak? Wiedziałem, z jakim bólem to się wiąże.

-San... czy ciebie też coś takiego spotkało? - Zobaczyłem, jak wstrzymuje oddech, zanim spojrzał na mnie lekko przestraszony, powoli kręcąc głową.

-Nie, kochanie. To... Wiem, jak to działa, ponieważ trochę... w tym siedzę - Wyszeptał, wyraźnie zgubiony, nie wiedząc co powiedzieć, ani jak to wyjaśnić - Możesz kontynuować, proszę - Dodał, a ja nie nalegałem, choć mój umysł krążył wokół niego.

-Cóż, stawki w końcu zostały zwiększone, a on zaczął mnie zastraszać i nachodzić w domu. Mój ojciec jak się dowiedział, wyrzucił mnie z domu, a ja zostałem na ulicy. Wtedy był ten konkurs i naprawdę nie spodziewałem się, że go wygram, a jednak... udało się i zatrudniłem się w pracy, jednak w końcu on chciał więcej i więcej, aż zażyczył sobie wszystkiego. Powiedział, że zrani każdego kto się dowie, więc urwałem kontakt z Yeosangiem, zaczął wchodzić mi do domu, spotkać mnie w pracy... wiedziałem, że mnie obserwował. Ostatnim razem, kiedy wyszliśmy razem zjeść, zrobił... - Powoli przesunąłem dłonią po tatuażu na moich plecach.

-Obiecuję, że za to zapłaci, a teraz niczym się nie martw. Co się stało z twoją mamą? - Wydawał się już pełen współczucia, choć jeszcze nie powiedziałem o niej ani słowa.

-Zmarła kilka miesięcy po tym, jak mój ojciec mnie zostawił. Lekarz nawet nie próbował już jej leczyć, mówiąc, że jest za późno, a ja straciłem wszystkie pieniądze, a oni zabrali wszystko z mojego mieszkania - Wybełkotałem już bardziej do siebie, czując, jak San zaciska dłoń na mojej nodze, w ramach wsparcia.

-Tak mi przykro, Wooyoung - Wyszeptał głosem szczerym, sprawiającym, iż łzy zaczęły kłębić się pod moimi powiekami. Nie chciałem jednak płakać. Już dawno przebolałem stratę.

-W porządku. Pogodziłem się z jej odejściem - Wyznałem, czując się źle na duchu z mojego poniekąd kłamstwa.

-Nigdy do końca nie możesz zapomnieć o czyimś odejściu, Wooyoung. Wiem, że próbujesz to zwalczyć, ale nie musisz być silnym przy mnie. Pozwól mi zobaczyć, co tak naprawdę cię trapi, żebym mógł ci pomóc - Moje serce płakało na jego słowa, a słona kropla popłynęła po bladym policzku. Nie potrafiłem powstrzymać się, kiedy był tak boleśnie szczerym i pełnym współczucia.

Żałowałem jedynie, że nie mogę się do niego przytulić.

-Ja... - Przerwałem, gdy brzydka czkawka szlochu urwała moje słowo - Z początku jej nienawidziłem. Zostawiła mnie, z tym wszystkim. Mój braciszek ciągle dzwonił do mnie, żebym go zabrał do domu, do siebie, a ja wiedziałem, że tu nie jest bezpieczny. Ja naprawdę nie wiem, co robić - Jęknąłem załamany, ocierając łzy wierzchem dłoni.

-Już dobrze, kochanie, jestem przy tobie. Po pracy odbierzemy twojego braciszka, co ty na to? Może zamieszkać u nas...

-U nas? - Przerwałem mu, marszcząc brwi i szybko ocierając więcej łez, jednak te i tak zostały zauważone.

-Nie myślisz chyba, że pozwolę ci wrócić do twojego mieszkania, skoro oni wiedząc, gdzie to jest, Zostaniesz bezpiecznie ze mną.

-Ale...

-Nie, Wooyoung. To nie jest do podważenia. Tak już będzie i wiem, że nie powinienem narzucać ci swojego zdania, ale w tym jednym mi zaufaj, proszę... - Spojrzał na mnie z drobnym uśmiechem, a ja czułem, jak moje serce dudni gwałtownie w piersi.

-Nie mam nic co ci dać w zamian - Wyznałem cicho

-Nie musisz... Dobra, jest jedna rzecz - Przekręciłem głowę z zainteresowaniem - Spraw, żeby ten popieprzony dyrektor przestał do ciebie zarywać - Moje serce zamarło, kiedy pokręciłem głową w niedowierzaniu.

-Mówisz o sobie? - Spytałem zdezorientowany, dusząc mokry śmiech, kiedy spojrzał na mnie niemal morderczo.

-Nie, ten Ye Ho. Hon Ye...

-Mówisz o Ye Hoon? - Nie mogłem zrozumieć o co mu chodzi, szczególnie, kiedy skinął głową na zgodę - On do mnie nie zarywa...

-Obczajał twój tyłek - Wymruczał cicho, nieco mocniej zaciskając palce na moim udzie w geście bliskim zaborczości.

-Skąd wiesz?

-Bo też to robiłem.

Il mio demone // WooSanOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz